18. Świetuj ze mną.

396 31 6
                                    

Nasze pierwsze, wspólne Święta?
No cóż, pozostawiły dosyć sporo do życzenia.

Kiedy w Niedzielę oboje przygotowaliśmy stół dla dwojga, Hemmo ugotowal jajka, białą kiełbasę, kurczaka i inne swoje rarytasy z samych pół-produktów, bo tak po studencku i taniej j "smaczniej" jak twierdził (na stole nie mogło też zabraknąć wódki z sokiem, bo to Luke). Odwalił się jak sto nieszczesc - miał na sobie garniturowe spodnie oraz marynarkę, co wyglądało jak najbardziej OK, ale zdecydował się też włożyć koszulke The Rolling Stones z narzuconym luźno czerwonym krawatem i czarne trampki. Chyba chciał być nonszalancko elegancki, ale coś nie wyszło.
- Boże, Lucas, kto ci się pomagał ubierać? - pisnelam, widząc jak dumnie paraduje w takim stroju po mieszkaniu.
- Ubierać.. to nikt, ale wydaje mi się, że wiem, kto pomoże mi się rozebrać. - przyciągnął mnie do siebie, kiedy się obrocilam, usiłując zcalowac skórę z mojej szyji, jednocześnie błądząc dłońmi po wycieciach na bokach talii mojej sukienki. Spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
- Chyba w snach. Idź pilnować czajnika z wodą, bo nie chce mieć dziś straży pożarnej na głowie.
Urażony ruszył do kuchni, mamrocząc pod nosem coś w stylu " oj raz się czlowiekowi zdarzyło", ja natomiast wydostalam z ukrycia ( poszewka od koldry - NAJLEPSZA kryjowka!) prezent od Zająca dla Luke'a. Stanelam przed nim, nachylajac się i robiąc dziubek.
- Co tam? - zapytał, pochylajac się i oddając calusa.
- Zobacz, Lukusiu! Zajączek debilom też coś zostawia! - uszczypnelam go w policzki, co on odripostowal gilgotaniem.
Podałam mu różową, nakrapiana kopertę. Otworzyl ją powoli, wysuwając z niej oblepiona naklejkami jednorozcow i kotków kartkę.
- Wow.
- Podoba się?
- Vouther na tatuaz w Melinie, na trzy sesje - zagirlfirendowal z blyszczacymi oczyma. Po chwili spowaznial. - Ale i tak najlepsze są jednorozce.
- Wiedzialam, macie z Mike'em podobne gusty.
Zasmial się, kładąc prezent na blacie kuchennym, aby ręce mogły swobodnie wylądowac na moich biodrach.
- Dziekuje. - powiedział zagryzajac warge, i odnajdujac moje. Powolutku jego dłonie zjechały na moje plecy, potem na pośladki..
Ding dong.
- Nie zwracaj uwagi. - znów zlączył nasze usta. Coraz bardziej nagląco gładzil moje ciało. Jednak natarczywe walenie w drzwi nie ustawalo. Wyswobodzilam się z jego uścisku, podchodzac do drzwi. Nacisnelam klamke.
Moje oczy chyba eksplodowaly.
- Anastasia! Moje kochanie! Wesołych Świąt!
Wysoka kobieta, indyjskiej urody, z sniada cerą, choć i tak bardzo jasna jak na hinduske i kreconymi włosami, takimi samymi jak moje, wlepiala we mnie brazowe spojrzenie.
Obok niej, ledwie trzymajac tobolem prezentow stał szpakowaty mężczyzna, z bujnymi wlosami zebranymi w kucyk, lekko przyproszonymi siwizną.
Rodzice.
Oboje weszli do mieszkania, zaciskajac mnie ramionami tak mocno, że z trudem nabierlam powietrza. A może to była reakcja na ich dotyk, na ich jebany widok.
- Co wy tutaj robicie?
- A co to za święta bez mojego Puszeczka? - ojciec wygladzil mi niesforny lok, ktory wydostal się z kucyka.
- Jakos przez tyle lat nie przeszkadzała wam moja nieobecność.
- Anastasia. - zgromili mnie wzrokiem.
- Ana?
Luke wlepil we mnie wzrok swoich hipnotycznych teczowek, nie zaszczycajac nim naszych "nieproszonych gości". Niemo wysylabizowalam mu "pomóż".
- A panstwo to...? - spytal chłodno, podchodząc do nich i wyciągając grzecznie prawą dłoń.
- Rodzice An... Any, jak to mawiasz. - brzydko wymalowane paznokcie mamy musnęły jego palce. - Kessira. A to Edd.
- W takim razie, zapraszam na sniadanko.
Prędko zgarnelam że stołu alkohole. W ostatniej minucie.

Przez całe śniadanie panowała cisza. Matka rozglądała się w koło, z nieco zniesmaczonym wyrazem twarzy. Ojciec jedynie jadł, uśmiechając się z dumą. Ale ta chwila musiała nadejść. Wiedzialam, że kiedyś ich zobaczę. I że to nie bedzie miły widok.
- Na nas już pora. - westcheła, kiedy zauważyła po dwóch godzinach, że rozmowa się nie klei.
Przy drzwiach jeszcze mnie wycalowali, zostawiając paczki. Myślałam, że zwymiotuje. Dłonie matki zdawaly mi się być niczym szambo. Tyle ciał było przez nie gladzone. Tyle kutasow calowalo jej usta. Stalam jak bela, moje wargi tworzyły wąską linie.
Luke nie wytrzymal.
Jego charakter wziął górę nad uprzejmoscia, której i tak szczędzil.
- Ughhh, litości. Fakt faktem, nie ma to jak przypomniec sobie o córce po czterech latach. Zero kłopotu, prawda?
Oniemialam, patrząc jak urazona matka go policzkuje i wychodzi. Ojciec został jeszcze chwile. I o dZiwo - jest trzasnely drzwi za Kessirą, na jego twarzy pojawil się leciutki uśmiech. Wiedzilam że dalej cierpi. Takie rany goją się wiekami.
Podeszlam do Luke'a, z przejęciem gladzac czerwony odcisk na jego lewym policzku. On zabrał moją dłon i z ulgą i śmiechem powiedział :
- To już wiem, po kim masz taki dobry sierpowy.
Wybuchlismy śmiechem. Edd podszedł bliżej, uciszajac nasz śmiech. Hemmings spowaznial.
- Cieszę się, że się nią opiekujesz. Przepraszam za Kess. Myślę, że wiesz, czemu to tak wygląda.
- Tak. - odparł zimno, aż przeszył mnie dreszcz, ukrywając za swoimi umiesnionymi plecami. - Zafundowaliscie jej niezłe dzieciństwo, nie ma co.
Zerknal na mnie, a nastepnie dalej ciągnął.
- Trzymaj, przyda ci się.
Chyba sobie żartował.
Jaja sobie robil.
Podał Lucasowi gumki.
- Nie dziękujemy. - skierował go w strone drzwi. - Proszę dolączyc do żony. Preferujemy tabletki.
Ojciec wyszedł a ja nadal stalam, zszokowana.
Chłopak uniósł mi podbrodek.
- Wesołych Świat, kochanie. - i cmoknal mnie czule w nos.

wookieNews/ taaadaaa!
Dzieje sie, a rozdział adekwatny do klimatu :3.
Podoba sie? ^*^
A może by tak kom, vote? ^^

bit my lip. || LUKE HEMMINGSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz