Rozdział 3

414 41 10
                                    

*Andy's POV*
-Andy misiaczku wstawaj! Dzisiaj ślub twojej mamy! Zrób mi śniadanko, muszę się przygotować przecież, prawda słodziaku?- usłuszałem piskliwy (jakże irytujący) głos blondynki. Poznałem ją w klubie, poszedłem na poszukiwania partnerki na ślub, przypałętała się, a że jest całkiem ładna... Matka jeszcze nie wie, że Juliet ze mną zerwała, a jak pójdę sam to na sto procent będzie mnie z kimś swatać. Nie dzięki.
-Sama zrób sobie śniadanie. Mi przy okazji też. Poza tym ślub dopiero za 4 godziny. Nie wiem ile tapety nakładasz, ale na pewno zdążysz- gdy to powiedziałem, jej twarz przybrała delikatnie czerwony kolor, wyglądało to conajmniej dziwnie z jej tlenionymi blond włosami i czarnymi jak smoła brwiami. Starałem się nie roześmiać, żeby tylko nie wybuchła. W mojej głowie pojawił się obraz Lauren. Niby 3 miesiące minęły, ale ona była nieziemska. Nie tylko w 'te klocki' ale ogólnie. Te tatuaże, jej ciało... Była cudowna. Kilka razy wracałem do tego klubu ale nigdy jej nie spotkałem. Podświadomie porównywałem do niej każdą moją 'partnerkę' i żadna nie była tak dobra. Rozmyślałem przez chwilę, aż ryk Kayli przywrócił mnie na ziemię:
-NO CHYBA SOBIE KPISZ!- posłałem jej zdziwione spojrzenie
-Kurcze, przepraszam skarbie. Zrobię nam omleta. Jakoś się wyrobię- odparła tym razem nadzwyczaj spokojnie, po czym opiściła pokój.
Wstałem by wziąć szybki przysznic. 'Nie chcemy chyba śmierdzieć cały dzień prwda, Andyś?'
Błagam idź sobie...
'Kiedyś... Może. Na pewno nie teraz.'
I zniknął. Nie na długo, przeczuwam, że wróci. Wszedłem do kabiny i umyłem się. Po wyjściu i wytarciu wziąłem pierwsze lepsze ciuchy i zszedłem na dół wabiony zapachem jedzenia. Usiadłem przy stole, gdzie czekał na mnie talerz z omletem, owocami i syropem czekoladowym. Zjadłem i wróciłem do pokoju. W tej chwili mnie olśniło! Nie odwołałem wizyty w salonie! Szybko chwyciłem telefon i wykręciłem odpowiedni numer by po kilku sygnałach usłyszeć głos przyjaciela:
-Halo?
-John żabko zadzwoń do twojej cudownej artystki i powiedz, że nie dam rady dzisiaj. Mam impreze rodzinną i nie wypada nie przyjść. Przyjdę jutro o 12 z chłopakami- powiedziałem parodiując jego byłą.
-spierdalaj Andy... Z tego co wiem to też jej dzisiaj nie pasuje. Jutro chyba ma jakieś plany, ale masz szczęście, że nie popieram tego co robi w wolnym czasie. Pogadam z nią, do jutra.- I się rozłączył.
Do ślubu mam jeszcze godzinę. Poszedłem się przebrać, czyli założyć koszulę, krawat i marynarkę. Zostawiłem czarne spodnie, które mam na sobie- 'jako jedne z nielicznych nie mają dziur. Mama będzie dumna'- zaśmiał się niesłyszalnie
'Spadaj.' odburknąłem do niego.
-Kochanie gotowa jestem! Możemy jechać!- doszedł do mnie krzyk Kayli. Zszedłem na dół, wziąłem kluczyki od samochodu, założyłem buty i razem z blondynką wyszedłem z domu. Wsiedliśmy do samochodu upewniwszy się, że dom jest zamknięty. Po jakichś 30 minutach byliśmy pod kościołem w jakimś lesie za miastem. Przywitaliśmy się ze wszystkimi oprócz parą 'młodą'. Ich obskoczymy na weselu. Wszyscy weszli do środka, podczas gdy mnie wzięło na papierosa. Poszedłem za budynek i odpaliłem 'pałkę śmierci'. Będąc w połowie usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Odwróciłem się i ujrzałem dziewczynę wysiadającą z czarnego Lamborgini.
'Niezła jest. Bierz się za nią Andyś' kolejny raz się odezwał.
Fakt faktem, była bardzo ładna. Miała całkiem sporo tatuaży, a sposób w jaki się poruszała kogoś mi przypominał. Dziewczyna zdaje się mnie nie zauważyła i udała się prosto do budynku. Po skończonej fajce poszedłem w jej ślady. Z racji, że ceremonia się rozpoczęła usiadłem w ostatniej ławce, chcąc nie chcąc koło wspomnianej piękności.
Pan młody już miał powiedzieć sakramentalne 'tak' gdy rozległy się pierwsze takty piosenki FIR- Guillotine IV. Zachciało mi się śmiać gdy usłyszałem jak dziewczyna obok mnie, wyzywa przez telefon osobę, która do niej zadzwoniła. Mój chichot widocznie przyciągnął jej uwagę, bo wlepiła we mnie swoje oczy, które były... Czarne? Wiedziałem, że ją znam. Ja po prostu wiedziałem. Te tatuaże, kolczyki, oczy, ja...
-Lauren?- odezwałem się w końcu
-Andy? Co ty tu robisz?- czyli mnie pamięta. To dobrze, bo ja nie mogłem o niej zapomnieć
-Moja matka wychodzi za mąż. Ciebie powinienem spytać o to samo.
-Możesz pocałować pannę młodą- powiedział ksiądz, zanim zdążyła mi odpowiedzieć.
David pocałował moją matkę i wszyscy zaczęli wiwatować. Nie miałem okazji porozmawiać z Lauren, bo goście zaczęli odjeżdżać w kierunku sali, gdzię odbędzie się wesele. Zgarnąłem Kaylę i wsiedliśmy do mojego samochodu.
Już miałem wpinać się w sznur samochodów kiedy znajome lamborgini wjechało tuż przede mnie. No, ale prowadzić to ona umie. Słyszałem tylko kilka wyzwisk z ust Kayli bo musiałem odrobinę przychamować i odbiła się od deski rozdzielczej zostawiając na niej trochę pomadki. Fuj.

*Lauren's POV*
Wjechałam centralnie przed samochód Andy'ego. Nie sądziłam, że go spotkam. Nie tutaj. W dodatku jest synem nowej żony mojego 'ojca'. Nie sądziłam, że mnie pamięta.
Samochody przede mną jechały tak cholernie wolno a to, że byłam przedostatnia wcale nie pomagało. O nie nie, tak nie będzie. Na moje szczęście droga była dwu pasmowa. Wiedziałam też gdzie odbywa się wesele i jak tam dojechać. Minimum 20 minut jazdy. Dojadę tam w 10. Zmieniłam pas i zaczęłam przyspierzać odpowiednio zmieniając biegi. W lusterku dostrzegłam, że Andy robi to samo. Gdy wyjechaliśmy przed samochód nowożeńców pozwoliłam Andy'emu wjechać na prawy pas tak, że byliśmy obok siebie. Zauważyłam w jego samochodzie tlenioną blondi i zachciało mi się śmiać, gdy poznałam w niej dziewczynę, której 3 miesiące temu go odbiłam. (Było w prologu jeśli nie pamiętasz)
Andy dał mi znak, że chce się ścigać. Droga przed nami była kompletnie pusta, więc czemu nie? I tak wygram. Kiwnęłam głową na tak i odliczyłam na palcach do 3 by zacząć w tym samym czasie. Docisnęłam pedał gazu, ale nie na maxa. Dałam się wyprzedzić jednocześnie zachowując dystans odpowiedni, by na końcu go wyprzedzić. Widziałam w jego lusterku, że się uśmiecha. Oj Andy Andy, ty mnie jeszcze nie znasz. Do celu został jakiś kilometr więc wcisnęłam gaz do dechy i po chwili zostawiłam Andrew daleko w tyle. Dostrzegłam tylko w lusterku jego zdziwioną minę. Mówiłam, że wygram.
Zaparkowałam przed salą weselną i wysiadłam z samochodu biorąc przy okazji torebkę. Nie musiałam długo czekać by Andy zatrzymał swojego srebrnego McLarena koło mojego huracana.
-odkie upokorzenie z rąk niewinnej dziewczyny, bardzo boli? -zapytałam gdy tylko wysiadł z samochodu
-Żadne upokorzenie. Nikt tego nie widział.- odpowiedział podirytowany.
Oho, chyba nasz Andyś nie lubi przegrywać. Cóż... Ja też nie.
Po chwili niezręcznej ciszy dojechała do nas reszta gości. Panna 'młoda' od razu dorwała się do Andy'ego i zaczęła na niego krzyczeć, że nie wolno tak szybko jeździć. Zaczęłam się cicho śmiać, by po chwili udać się na salę. Zauważyłam podpisane siedzenia. Koło karteczki z imieniem Andy'ego i jego jak mniemam towarzyszki zauważyłam również jedną z moim nazwiskiem. Czyli nie wiedzieli kto z mojej rodziny się pojawi. Może i lepiej. Zajęłam wyznaczone miejsce i rozejrzałam się po sali. Wszystko takie białe z jakimiś różowymi serduszkami... 'Tandeta'- pomyślałam i automatycznie się skrzywiłam.
-Co się tak krzywisz Calaway?- zagadnął Andy
-Po nazwiski to po pysku Biersack. Przynajmniej wiem już, że nie umiesz czytać. Coleway moje drogie, ślepe dziecko, mam na nazwisko Coleway. Swoją drągą, jak tam pogaduszki z mamą? Co ci do łba strzeliło żeby tak zapierdalać po tych drogach piracie? Kto ci dał prawo jazdy?- odpowiedziałam sarkastycznie
-Spierdalaj. To twoja wina. Trzeba było nie wpierniczać się przede mnie wtedy, pod kościołem- odparł z uśmiechem.
Nasze pogaduszki przerwał JEGO głos wydobywający się z głośników:
-Drodzy państwo, zanim będę miał zaszczyt zatańczyć z moją piękną żoną, chciałbym prosić osobę na pewno wyjątkową. Jestem szczerze zdziwiony jej przybyciem, dlatego chciałbym to wykorzystać. Zapraszam do tańca moją córkę. Lauren, pozwolisz tutaj?- gdy to usłyszałam, tylko jedna myśł krążyła w mojej głowie.
No tego już do reszty pojebało.

[A/N] mamy trójeczkę! Postanowiłam dodać dzisiaj. Nudziło mi się, to nspisałam neszcze 4, ale musicie czekać do jutra. Tak właściwie to jak wam się podoba? Już coś zaczyna się dziać. Wprowadziłam postać i perspektywę Andy'ego. Martwi mnie tylko, że trochę długi wyszedł. Ponad 1200 słów! Jak macie jakieś pytania- śmiało walcie w wiadomości prywatnej, albo w komentarzach.
Komentujcie, gwiazdkujcie!
Do następnego!
xx

Everything has changedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz