Rozdział 17

308 32 0
                                    

*Krissy's POV*

Po krótkiej rozmowie z Lauren i jej 'spermo-dawcą' zaczęłam się niepokoić. W końcu wiem gdzie ją trzyma, a przynajmniej tak powinno być. W tej chwili jestem zbyt roztrzęsiona i za chuja nie wiem gdzie dziad może więzić Lau. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich tu zebranych, jakby wyczekujących na mój okrzyk ogłaszający akcję ratunkową. Takowa zapewne już dawno by się rozpoczęła, gdybym tylko nie miała pustki w głowie. Bezradna, opadłam na kolana i zaczęłam płakać. Jestem zniesmaczona swoją własną postawą, ale co mam robić, gdy jestem jedyną osobą, która w jakikolwiek sposób może wskazać miejsce pobytu Lauren. Poczułam obejmujące mnie w pocieszającym geście ramiona Chrisa. Chyba jako jeden z niewielu ma pojęcie przez co teraz przechodzę.

-Krissy, nie chcę naciskać, ale tylko ty możesz wiedzieć gdzie przetrzymywana jest Lau. Nie przypominasz sobie może żadnego miejsca gdzie często bywałyście? Jako małolaty na przykład?- zapytał Coma.

-Ty wiesz, że coś takiego kojarzę? Ale jak na złość nie mogę sobie przypomnieć dokładnej lokalizacji ani nic. To jest najgorsze. Wiem, że takie miejsce jest, ale nie pamiętam gdzie.- odparłam, gdy już się uspokoiłam. -Możecie być pewni, że was powiadomię, gdy coś zacznie mi świtać.- dodałam po chwili

-Okej, to może ustalimy jakiś plan działania? No wiecie, jak już będzie wiadomo gdzie jest Lau.- zaproponował Ricky. Cały czas się obwiniał, że jednak wtedy jej nie odprowadził, tylko pozwolił iść samej.

-Dobry pomysł. Zapraszam wszystkich do mnie.- odrzekł Jake.

Wkrótce wszyscy siedzieliśmy w samochodach, kierując się ku willi Pitts'a.

*Andy's POV*

Podczas jazdy do Jake'a nie obyło się bez mojego najwierniejszego towarzysza. Jak ja chciałbym się go pozbyć... Cóż poradzić, jestem po prostu za słaby. Nie potrafię zniszczyć wytworu własnej wyobraźni

'Skup się na odzyskaniu Lauren idioto, później będziesz się nad sobą użalał. Nie dość, że spierdoliłeś waszą relację, to jeszcze pozwoliłeś ją porwać własnemu ojczymowi.'

'Wyobraź sobie, że ani trochę nie pomagasz'

'Ja mam sobie wyOBRAZIĆ? JA JESTEM wytworem TWOJEJ wyobraźni geniuszu. Aż mi się odechciało rozmowy z tobą. Postaraj się dojechać do Jake'a cały i zdrowy'

I zniknął. Do Pitts'a dotarłem ostatni, co jakoś strasznie mi nie przeszkadzało. Każdy już zdążył zająć miejsce i włączyć się do dyskusji. Szczerze mówiąc, gówno mnie obchodzi o czym rozmawiali i jaki mieli plan. Ja miałem własny.
Gdy tylko dowiem się gdzie ten skurwysyn trzyma Lauren, jadę tam i kończę z gnojkiem. Mam przy sobie pistolet, więc nie powinno być problemów. W tym momencie liczyła się tylko Lau, nic więcej. Postąpiłem jak ostatni kretyn i mam zamiar to naprawić. Nie ważne, czy zabiję przy tym Davida, czy nie.

*Krissy's POV*
Będąc u Jake'a średnio zwracałam uwagę na towarzystwo. Próbowałan rozgryźć, gdzie jest przetrzymywana moja przyjaciółka. Cóś mi już świtało, miałam to dosłownie na końcu języka...
-MAM! WIEM GDZIE JEST LAUREN!- wykrzyczałam, zwracając na siebie uwagę pozostałych. -Trzyma ją w domku na drzewie. To jest w lesie, koło kościoła za miastem. Nie tak daleko. Zabierał tam kiedyś mnie i Lau.- dokończyłam.
Wszyscy wstali i zaczęli się pakować do samochodów. Andy wystrzelił jak z procy i zanim Jake zdążył zamknąć dom, tego już nie było. Co za idiota jechałby tam w pojedynkę!? David na pewno nie jest sam na sam z Lauren! Mam tylko nadzieję, że ma przy sobie jakąkolwiek broń.
Wsiadłam za kółko samochodu Jinxx'a i prowadziłam resztę do celu.

*Andy's POV*
Gdy tylko usłyszałem, że David trzyma ją w domku na drzewie, wybiegłem i wycisnąłem z mojego samochodu ile się da, byleby szybko się tam dostać. Po jakichś 15 minutach byłem u celu.
Jak najciszej opuściłem pojazd i udałem się pod wejście do domku. Ze środka słychać było wrzaski. David wygrażał śmiercią swojemu -jak sądzę- wspólnikowi. Przez szybkę w drzwiach zajrzałem do środka, by rozpoznać sytuacje. O dziwo, wspomnianym pomocnikiem Davida był... Perkusista Asking Alexandrii?
Nie zważając na krzyki wszedłem do środka od razu strzelając w rękę ojczyma, przez co upuścił pistolet, który natychmiast podniosłem.
James wskazał mi głową następne drzwi, za którymi musi być Lauren. Podbiegłem do nich, i muszę przyznać, że nie takiej reakcji spodziewałem się po ich przekroczeniu.

*Lauren's POV*
Usłyszałam pojedynczy strzał pistoletu i wściekłe kroki w kierunku 'mojego' pokoju.
Czyli zostanę z nim na zawsze.- ta myśl automatycznie pojawiła się w mojej głowie.
Jestem niemal pewna, że zwariowałam, gdy w drzwiach widzę sylwetkę Andy'ego.
O nie. Nie dam się nabrać. To na pewno z głodu. Nie jadłam nic od 2 dni. To na 100% on tam stoi.
Gdy tylko chłopak się zbliżył, zaczęłam głośno krzyczeć.
'Nie dam się skrzywdzić po raz kolejny.'
Jakby zaalrmowany moim krzykiem, do pokoju wparował James. Co? On żyje? David go nie zabił?
-Lauren, uspokój się. To tylko Andy. Nic ci się nie stanie, on przyszedł ci pomóc.- zaczął uapokajać mnie Cassells.
-Nie! To na pewno kolejna sztuczka! Ja nic Andy'ego nie obchodzę! To on przyszedł znowu mnie zgwałcić! Na pewno!- krzyczałam bez opamiętania. James nic nie mówił, tylko mnie przytulił.
Po chwili w drzwiach stanęła cała reszta. Chris, Krissy, Ricky, CC, Jake...
Co? Co oni tu robią?
Już nic z tego nie rozumiem.

[A/N] wiem, trochę spóźniony i coś mi się wydaję, że końcówkę skopałam. Mam jednak nadzieję, że nie jest tragicznie!
Do włączenia James'a do opowiadania natchnęły mnie biLETY NA KONCERT AA 14 PAŹDZIERNIKA!
(Przepraszam. Musiałam.) NO KURCZACZKI PIECZONE. (ktoś z was też jedzie? Może na polską datę, bo ja mam tripa do Berlina i się na Memphis May Fire łapię)
No, wracając do tematu.
Gwiazdkujcie, komentujcie
I do następnego!
xx

Everything has changedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz