Wyjawienie prawy, Atak paniki

1K 44 16
                                    

Co za bachor! Jak on śmiał uciekać przecież Darcleyowie dają mu miłość i to czego potrzebuje a ten smarkacz i tak ma wszystko w dupie!-warkną rozzłoszczony Moody, Hermiona i Ron, którzy nie znali całej prawdy co prawda, ale mniej więcej wiedzieli co dzieje się u wujostwa Harr'ego zaprzeczyliby temu co powiedział Moddy, ale byli zbyt bardzo przerażenie myślą „co się dzieje z Harrym", że nie wydusili z siebie żadnego słowa.

-Spokojnie Alastorze Harry na pewno się znajdzie, to dzielny chłopak poradzi sobie- spokojny głos Dumbledore strasznie zdenerwował panią Weasley, jak on mógł być taki spokojny przecież Harry, zaginą!
-Albusie, przecież to jeszcze dziecko! On sobie nie poradzi to niemożliwe!- wykrzyczała zdenerwowana kobieta.
Kochała Herego jak własnego syna, był dla niej rodziną zastępował jej Percego, który wybrał Ministerstwo.

Zdaniem Wszystkich oprócz Rona, Hermiony, Tonks i Remusa.
Harry to jeszcze dziecko, ale te 4 osoby wiedziały, że to nie prawda Oni wiedzieli, że on sobie łatwo, może poradzić nie, jest już jedenastoletnim chłopcem jak kiedyś miał już prawie 16 lat, umiał sobie sam poradzić.

Jutro z samego rana zaczynamy poszukiwania-wszyscy się, oburzyli przecież, jest rano, możemy zacząć teraz, dlaczego jutro to robimy, może być już wtedy za późno Harry już wtedy, może być nieżywy.
Z całym szacunkiem profesorze, ale dlaczego jutro mamy zacząć? Przecież teraz jest na to idealna pora- zapytała rudowłosa dziewczyna, która od pierwszego roku, podkochiwała się w młodym czarodzieju, była gotowa wskoczyć, za niego w ogień, ale nie wiedziała, czy on czuje to samo.

-Panno Wesley zapewne większość was tu zebranych ma, już własne ważne sprawy na ten dzień dlatego zaczynamy jutro-.
-Co może być ważniejsze od znalezienia Harry'ego?-zapytał wściekły Ron.
Na przykład Ministerstwo mały gnoju- po dłuższym czasie odezwał się alastor Moody nie za bardzo się przejął zaginięciem chłopaka, dla niego najważniejsze było tylko i wyłącznie łapanie śmierciożerców i zamykanie ich w Azkabanie.

Dom Voldemorta

Harry, już długo nie wraca z tej łazienki-Syriusz zaczął się martwić o Harr'ego nie było go już jakieś 2 godziny. Poszedł do niego na górę do pokoju, zapukał do drzwi.
Nie usłyszał odpowiedzi, zapukał drugi raz, cisza, w końcu wszedł do jego pokoju i nie zastał nikogo. Postanowił, że zobaczy w łazience, najpierw podszedł do drzwi i, zapukał nic nie, usłyszał. Potem złapał za klamkę, żeby je otworzyć, ale były zamknięte na klucz, w końcu wyjął swoją różdżkę i otworzył drzwi, za pomocą Alochomory. To, co, zobaczył, zabrało mu dech w piersiach, Harry siedział na podłodze z zakrwawionym nadgarstkiem. Syriusz szybko podbiegł do chłopaka i wziął jego twarz w swoje dłonie tak, żeby nastolatek na niego spojrzał.

Czemu to zrobiłeś?- cisza.
Harry skarbie, proszę, powiedz czemu to, zrobiłeś co się, dzieje- dalej cisza Harry nie, chciał odpowiadać, wstydził się, teraz co miał powiedzieć „Zrobiłem to dlatego, że siebie nienawidzę" jak to brzmi.
Dobrze najpierw opatrzę ci tę ranę, a potem mi powiesz, czemu torobisz, boo rozmowa i tak cię nie ominie-.
Syriusz, wyją bandaże z szuflady, przemył rany Harry'ego i owiną nimi nadgarstek chłopaka. Wziął go na ręce jak pannę młodą i zaprowadził do salonu, żeby z nim pogadać.

Harry co się dzieje?-zapytał Syriusz, siadając obok chłopaka, który, patrzył się w ziemię, milcząc.

Dlaczego to zrobiłeś? Wiesz, że możesz mi powiedzieć- dalej nic -Posłuchaj ja, chcę dla ciebie dobrze, więc proszę, powiedz mi co się, dzieje- w tym momencie Syriusz wziął w swoje ręce twarz Harry'ego i popatrzył w jego załzawione oczy mocno przytulił syna- Nie na widzę siebie...- powiedział po chwili chłopak.

Dlaczego?- zapytał Syriusz -To przez Darcleyów często mnie bili, głodzili, przez co mam też problemy z jedzeniem, wyzywali mnie od dziwaków najgorszych na świecie odkąd, pamiętam tak, było i do teraz mam to w głowie. Zacząłem się obwiniać za twoją i Cedrica śmierć.

-Ohh...skarbie ja nie wiem, co powiedzieć-po mimo ogólnych wyjaśnień Harry'ego Syriusz wszystko zrozumiał, przez jego głowę przechodziło teraz wiele myśli, a przede wszystkim te, żeby zabić Darcleyów, jak oni mogli traktować tak, jego syna.
S-stary drops o wszystkim wie, wie, co się działo u nich i nic, z tym nie robił-no tak czego, on się mógł spodziewać po starcu, przecież wiadomo, że on zrobi wszystko, żeby zniszczyć Harr'ego psychicznie, wtedy będzie miał większe szanse, żeby przekabacić go na jego stronę. To się w głowie nie mieści, jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak robić.

Do salonu wszedł Snape razem z Ridllem, Harry szybko zaciągną rękaw bluzy tak, żeby panowie nie, widzieli jego bandaży nie, ufał im w ogóle dopiero co, poznał Toma od innej strony, Snape dalej jest dla niego zimnym, bez uczuciowym profesorem eliksirów, który go, nienawidzi przynajmniej tak mu się, wydawało.
-Syri co się, stało, wyglądasz na zmartwionego?-zapytał Snape, łapa spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się w niego błagalnym wzrokiem, żeby nic nie mówił.
Nie nic, wydaje ci się Sev-Harry opadł ze stresu dziękował w głowę Syriuszowi, że nic im nie powiedział, nie, zniósłby innych pytań to by, było zbyt przytłaczające przeważnie, że jest teraz po ataku paniki.

Siedzieli przez dłuższy czas w ciszy kiedy Harry'emu, przypomniało się coś bardzo ważnego, zapomniał o tym, ponieważ za bardzo zajął się myśleniem nad tym co pomyśli Syriusz.
Która godzina?-zapytał spanikowany nastolatek.
-jest już 13:30 a co?- odpowiedział mu Snape, Harry już totalnie, spanikował dokładnie o godzinie dwunastej, powinien wziąć tabletki szybko, pobiegł na górę do pokoju a zmartwiony Syriusz za nim.
-Co tu się stało, o co im chodzi?-zapytał się Voldemort.
-Nie mam zielonego pojęcia przyjacielu- odpowiedzał mu Snape.

Harry podbiegł do swojej szafki obok łóżka i, wyją z jej szuflady jakieś tabletki Syriusz, spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale Harry, miał to w dupie szybko, zażył tabletki zapisane mu przez psychiatrę.
Harry co to jest?-zapytał przerażony Syriusz.
chłopak posmutniał, kiedy na niego, spojrzał jego wzrok, był smutny i jednocześnie przerażony to było straszne.
T-to są mugolskie antydepresanty...-Syri wydał zduszony krzyk, ale nie radości, nie smutku, tylko gniewu. Harry wiedział, że nie, powinien tego mówić zaraz pewnie, trafi do piwnicy i zaczną go bić, torturować i inne takie. Spojrzał w podłogę smutny i przerażony, kiedy usłyszał wściekły głos łapy.

-Zabije tych mugoli, te szlamy, idiotów jak można doprowadzić kogoś do takiego stanu! Przecież to jest nie możliwe, okropne!-Harry spojrzał zaskoczony na mężczyznę, który wyrzucił ręce do góry i zaczął przeklinać, ale nie Harr'ego jak on myślał tylko jego wujostwo. Kamień spadł mu z serca, czyli jednak nie trafi znowu do piwnicy, jednak go nie pobiją jak u Darcleyów.
-Syriusz?- zapytał Harry, zastanawiał się ile jego ojciec chrzestny będzie ich przeklinać, minęło już jakieś 20 minut.

-------------
Ten rozdział widzalam najdłużej nie mogła się zebrać do dokończenia go ale ma 1029 słów.
Przepraszam za wszelkie błędy fotograficzne i interpunkcję

Wszystko jest złudne~Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz