Liyue

197 17 40
                                    

Tamten rozdział poprawie kiedyś obiecuje.

Teraz zapraszam do tego rozdziału.

-
-

Od mojego całowania się z Diluciem minęło kilka dni. Byliśmy już w Liyue i podziwialiśmy to miasto.

Po kilku godzinach zwiedzania Venti zatrzymał się, a jego twarz rozszerzyła się w szerokim uśmiechu.

-Zhongli stary druchu! - zawołał do jakiegoś mężczyzny. Tak zwany Zhongli, gdy usłyszał Barda obrócił się i odpowiedział.

-Przepraszam, ale nie znam Pana. - po czym przyspieszył swój marsz.

-oj no weź! Nie bądź taki skamieniały! - Venti podskoczył i zawiesił ramię na szyji bruneta.

-Ugh.... Część Venti.. - Odpowiedział w końcu.

-Drogi kolego, poznaj moich podopiecznych. Eri, Diluc i Kaeya... - przestawił nas Venti.

-Poznałem ich w sumie osiem lat temu kiedy uratowałem tą typiarę spadającą z moje- znaczy pomnika barbatosa. - otarł niewidzialną łzę. - Ah co to były za czasy!

-Miło mi was poznać, ale niestety teraz muszę was przeprosić. Mam ważną sprawę do załatwienia.- powiedział Zhongli i odwrócił się od nas, po czym odszedł. Venti ruszył za nim jak cień.

-Przyjacielu poczekaj na mnie!

Po tym jak nasz opiekun nas zostawił rozmyślaliśmy co robić dalej.
Jak zawsze na pomysł wpadł Kaeya.

-Znajdźmy przeciwnika do potrenowania. Może czegoś się nauczymy! - nikt mu nie zaprzeczył i zaczęliśmy poszukiwania.

**
Po kilku godzinach szukania osób, z którą moglibyśmy poćwiczyć walkę poszły na marne. Walczyliśmy jedynie z kilkoma strażnikami ale każdy z nas dawał sobie radę z nimi. Usiedliśmy na ławce, a broń oparliśmy o nią.

-Co wy tak tutaj siedzicie jakbyście się zmęczyli? - znalazł nas Venti z swoim przyjacielem.

-szukaliśmy kogoś do potrenowania. Ale niestety... Nikogo bardziej uzdolnionego. - Powiedział Diluc, a oczy Zhongiego błysnęły.

-Może ja z wami poćwiczę? Jestem dość utalentowany. - powiedział złoto oki i się wyprostował. Wyglądał na dumnego i zestresowanego przez możliwość odmówienia mu.

-Jasne, czemu nie. - odpowiedziałam mu. Zhongli wyglądał jakby miał zaraz skakać z radości.

Gdy byliśmy już na placu brunet ściągnął swój plasz i krawat, a po chwili rozpiął letko swoją koszule.

-Dobra, kto pierwszy?

-Ja. - powiedział stanowczo Diluc i wziął do swojej ręki swój claymore.

Brunet zaśmiał się najprawdopodobniej z tego, że czerwono włosy wziął swoją broń tak normalnie. Ponieważ chwilę później Zhongli wyciągnął swoją włócznie z powietrza.

-dobra zaczynamy na trzy, dwa, jeden! - Zhongli ruszył na Diluca jakby był jego wrogiem. Zaskoczony czerwono Oki odskoczył w lewo unikając ciosu. Lecz Zhongli był cwańszy i skręcił ręka w stronę Diluca, po czym go uderzył. Mój przyjaciel syknął z Bólu i zamachnął się bronią na bruneta. Teraz to brunet odskakiwał od ciosów swojego przeciwnika.

-Weź daj się w końcu uderzyć do cholery! - powiedział czerwono włosy, który był już zmęczony zamachiwaniem się na Zhongliego.

Minutę później zakończył swoją szarże i upuścił swój claymore. Oczywiście jego przeciwnik skorzystał z momentu nie uwagi chłopaka i go kopnął, przez co czerwono włosy się przewrócił. A Zhongli przyłożył mu koniec włóczni do szyji.

-No dobra, kto następny? - przyjrzał się teraz nam.

****
-Muszę przyznać, że trening z Panem Zhongli jest bardziej wyczerpujący niż z waszym ojcem. - odezwałam się do chłopaków leżąc na ziemi.

Kaeya położył się na mnie i powiedział - Masz całkowitą rację. - próbowałam mu odpowiedzieć ale przez ciężar jego ciała nie potrafiłam.

-Kaeya zejdź z niej bo połamiesz ją! - krzyknął Diluc do Kaeyi jedząc jabłko.

Niebiesko włosy spojrzał z zmęczeniem w oczach na brata ale się go posłuchał. Teraz leżał koło mnie, a ja uderzyłam go w tył głowy.

-Dziękuję Diluc. - po tych słowach dalej umierałam ze zmęczenia z Kaeyą.

Leżałam tam jakiś czas i rozmyślałam. Przypomniało mi się kilka nie przyjemnych spraw z dzieciństwa. Najbardziej spowrotem zasmuciło mnie okłamanie oraz zostawienie mnie przez Klare. Chociaż przez nią zmarnowałam siedem lat dzieciństwa dalej ją bardzo kochałam. Dalej była dla mnie rodziną, więc postanowiłam, że podczas powrotu z wycieczki odwiedze starą kobietę.

-Halo ziemia do Eri! - krzyknął do mnie bard. - Nie wychowana ta młodzież. - zaczął znowu na mnie narzekać.

-przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziałam i podniosłam się z ziemi.

-Musimy jeszcze rozbić namioty. - zauważył trzeźwo Diluc.
-Mogę was przenocować. - Zaproponował Zhongli. Wszyscy zrobili duże oczy, ponieważ od początku wiało od niego niechęcią do nas.

-No i super! - powiedział Kaeya.-Dziękujemy proszę pana! - dopowiedział. Zhongli przytaknął tylko głową.

****
-Ahhh... ta wycieczka była bardzo ciekawa! - Ziewnął Kaeya.

-Muszę Ci przyznać rację młody człowieku. - Odezwał się Venti. - Może się nawet nauczyliście czegoś nowego.

Gdy byliśmy koło domu czarownicy pożegnałam się z chłopakami i podeszłam bliżej domu Klary. Obrazy z dzieciństwa pojawiły mi się przed oczami. Gdy odpędziłam łzy postanowiłam podejść do drzwi i zapukać kołatką. Po jakiś kilku minutach otworzyła mi dobrze znana staruszka.

Chciałam się już przywitać z staruszką i ją przytulić. Ale ona spojrzała na mnie jakby mnie nie znała i powiedziała.

-Kim jesteś i czego tu?

zaplątanie /// DilucxFemReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz