Przeprowadzka

154 17 74
                                    

Ej dobra widzowie bo nie mam pojęcia co pisać dalej po odjechaniu Diluca więc skipniemy tamten czas i przejdziemy do urodzin Eri(w kolejnym rozdziale) kiedy Diluc już wrócił. Hip hip chura!

-

Od odjazdu Diluca minęły już cztery lata. Kaeya, kiedy został kapitanem rycerzy favoniusa wyprowadził się ode mnie. Ja sama też musiałam się z tamtąd wyprowadzić, ponieważ moje zarobki nie były takie duże żebym mogła utrzymać te mieszkanie. Więc znalazłam inne mniejsze mieszkanie i się wyprowadziłam.

Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, oddałam właścicielowi mieszkania kluczę i się wyniosłam.

-Heja Eri, potrzebujesz pomocy? Przyprowadziłem również karła, żeby pomógł! - wskazał na stojącego obok niego Ventiego.

-Hej! Nie jestem taki niski!- Oburzył się Bard. Uderzył Kaeye letko w ramię i wziął jedno pudło.- Dzisiaj po znajomości nie musicie mi stawiać wina.

-To dobrze, bo i tak nie mam pieniędzy hahah. - Zaśmiałam się smutno i Chwyciłam za dwa worki z ciuchami.

-Na pewno dasz sobie radę? Jeżeli chcesz to cię przygarnę.-Powiedział Kaeya trzymając pudło.

-Dam sobie radę! Moje nowe mieszkanie nie będzie, aż tak drogie w utrzymaniu jak tamto. A pozatem bieda to dobra dieta! - za żartowałam i zaczęłam iść w stronę mojego nowego pobytu zamieszkania. Gdy byliśmy już blisko, położyliśmy rzeczy na ziemi żeby odpocząć.

Gdy tak Siedzieliśmy i gadaliśmy nagle zauważyliśmy powóz z końmi,
Z którego wysiadł Diluc.

Miałam wtedy wrażenie jakby mi oczy zabłysły.

-Witamy spowrotem w monstand! - Wstał Venti z kartonu i podszedł do Diluca. Czerwono włosy przewrócił oczami.

-Dzień dobry. - Chwilę później spojrzał na mnie i Kaeye. - Co robicie?

-Venti i Kaeya zaproponowali mi pomoc w zaniesieniu moich rzeczy do mojego nowego mieszkania. - Gdy już mu Odpowiedziałam wstałam i wzięłam worki do rąk. - Witaj spowrotem w Monstand.

Uśmiechnęłam się do niego, a on wyglądał tak samo jak na pogrzebie Pana Rangvindr. Dalej miał tak poważną minę, że mógłby mnie nią zabić.

***
-W końcu wszystko wniesione! - Krzyknęłam do chłopaków.

-Dlaczego przeprowadzki są takie męczące!? - Powiedział Venti podczas tego jak postanowił wskoczyć na moją kanapę. Gdy już na nią skoczył usłyszeliśmy nagły trzask.

-Venti!! - Krzyknęłam na niego.

Przez jego skok kanapa się złamała.

Podbiegłam do chłopaka trzymając w dłoni patelnie zamierzając go nią uderzyć. Stety czy niestety, mój plan nie uległ sukcesowi, ponieważ Kaeya mnie złapał.

-PRZEPRASZAM!!! - Powiedział do mnie Bard.

-GDZIE JA TERAZ BĘDĘ SPAĆ?! - krzyknęłam do chłopaka. - Tutaj nie ma sypialni, a łóżka z mojego starego mieszkania nie mogłam wziąć!

-... Pamiętasz kto uratował ci życie, kiedy spadalaś z statuy Barbatosa?

-....Kaeya.... Pożyczyłbyś mi pieniądze na materac?

***

-Weźmy jakiś najtańszy. - Powiedziałam do Kaeyi

-Weźmiemy ten, który będzie wygodny. A pieniędzy nie musisz mi oddawać- Zatrzymałam się w miejscu.

-Oddam ci pieniądze.

-Nie, potraktuj ten materac jako prezent urodzinowy. - spojrzałam się głupio na Kaeye. - za tydzień masz urodziny. - uświadomił mnie niebiesko włosy.

Miałam ochotę wtedy położyć się w sklepie na ziemi i  umrzeć. Kolejne rzeczy do załatwiania.

-Muszę robić urodziny?

-Tak. - Odwrócił się do mnie Kaeya. - Trzeba jakoś spowrotem zbliżyć się do Diluca. - spojrzał się na mnie vcwanym wzrokiem, a ja się zarumieniłam.

-Chodź wybrać w końcu ten materac.

****

Jutro są moje urodziny, więc wypadałoby coś przygotować. Przez cały tamten tydzień pracowałam ciężko żeby jakoś zarobić na nie.

Wstałam rano, wzięłam prysznic i ubrałam czarne spodnie i jakąś ciemną luźną koszule w pioruny. Swoje włosy spięłam w kok i ubrałam swoje czarne trampki.

Gdy kierowałam się w stronę sklepu zauważyłam Diluca, który rozmawiał Z Donną. Podczas mojego szukania dodatkowej pracy zauważyłam, że dość często z nią rozmawia.

Odwróciłam od nich wzrok i szybkim krokiem podreptałam na rynek. Kupiłam dżem, masę na ciasto i kilka potrzebnych mi składników do zrobienia obiadu.

Gdy wracałam do domu znowu spojrzałam w stronę kwiaciarni. Donna jak zawsze stała i pilnowała porządku, a Diluca już nie było.

Tanecznym krokiem wróciłam do swojego mieszkania. Gdy rozpakowałam zakupy spojrzałam na swoją złamaną kanapę. Teraz do mnie dotarło, że moi goście nie będą mieli gdzie usiąść. Westchnęłam i poszłam do sąsiada spytać się, czy nie pożyczyłby mi narzędzi.

Sąsiad się zgodził, a nawet zaoferował pomoc w naprawieniu kanapy. Uśmiechnęłam się do niego i mu podziękowałam.

Gdy on naprawiał kanapę ja piekłam ciasta, które mu potem podarowałam w podziękowaniu za naprawienie kanapy.

Posprzątam mieszkanie, a potem brałam się za robienie ciasta. Gdy piszkopt się piekł, ja zrobiłam sobie kanapkę by cokolwiek dzisiaj zjeść.

Gdy piekarnik zaczął przypominać mi o cieście wyłączyłam go i dałam ciasto za okno by szybciej wystygło. Teraz zaczęłam robić krem waniliowy. Nie sądziłam, że akurat ta część może mnie przerosnąć. Gdy wyciągnęłam w końcu biszkopt za okna przecięłam go na pół i namoczyłam herbatą, którą przygotowałam wcześniej. Następnie posmarowałam go dżemem i dałam trochę kremu. Następnie przykryłam go drugą polową, która była tylko namoczoną herbatą. Potem wysmarowałam ciasto kremem i udekorowałam owocami. Wsadziłam je do lodówki i westchnęłam z zadowoleniem.

Gdy myślałam sobie co jeszcze jutro będzie potrzebne pomyślałam o alkoholu. Nie wiedziałam wsumie czy Diluc piję, ale mieli być jeszcze Kaeya i Venti. A oni bez alkoholu by nie dali rady.

Wyszłam szybko z mieszkania i szybkim krokiem podążyłam w stronę sklepu z alkoholem. Gdy spoglądałam kolejny raz na kwiaciarnie wpadłam na kogoś. Był to Diluc

-Przepraszam Diluc. - Powiedziałam do niego i podniosłam się z ziemi.

-Jak za dzieciństwa co? - na jego twarzy było widać płomyk uśmiechu - Gdzie idziesz? - zapytał się o chwili.

-Po wino. - Spojrzał się na mnie ze zaskoczeniem. - Jutro mam urodziny i przyjdą Kaeya i Venti. - Rozjaśniłam mu.

-Aa rozumiem, po towarzyszyć Ci? Chciałbym z tobą też przemówić pewne sprawy. - Spojrzał na mnie smutno. A ja pokiwałam mu głową na tak.

Gdy szliśmy do sklepu nie zamówiliśmy ze sobą ani słowa, ale gdy byliśmy pod moim mieszkaniem zaproponowałam mu żeby wszedł.

Gdy położyłam zakupy na stole i zdjęłam buty zaparzyłam herbaty i usiadłam do Diluca.

-O czym chciałeś porozmawiać?

-O tym co stało się cztery lata temu. - Oznajmił i chwycił kubek. - Nie myślałem wtedy trzeźwo i chciałem się zapytać. Czy naprawdę nic nie wiedziałaś o swoim ojcu? - gdy pochyliłam głowę w niezrozumieniu wyjaśnił mi jaśniej - Chodzi mi o to, czy naprawdę nie wiedziałaś, że jest z fatui?

-Nie, nigdy nie chciał rozmawiać o swojej pracy. A odkąd prawie go zabiłeś nie pojawił się więcej w mieście. - Odpowiedziałam mu szczerze.

-Naprawdę cię przepraszam, poniosło mnie wtedy. - Na jego twarzy było widać zażenowanie.

-Rozumiem cię, byłeś w szoku. - odparłam mu i wzięłam łyk herbaty przy tym się parząc. - Mówiłam Ci, że jutro mam urodziny.... Nie chciałbyś wpaść?

zaplątanie /// DilucxFemReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz