- Tato - wyszeptała Louise rzucając się w objęcia ojca. Bił od niego chemiczny zapach charakterystyczny dla doktorów. Przyprawiał ją o mdłości, lecz mimo tego nie potrafiła się oderwać. Wszystko było z nią w porządku. Joyce zajęła się nią odpowiednio przez ten jeden dzień, więc wyglądała już całkowicie normalnie. I tak się czuła.
Po przeprowadzeniu krótkiej rozmowy z nią Nancy odkryła, iż dziewczyna ma spore luki w pamięci. Wszystko wskazywało na to, że wraz z wypędzeniem łupieżcy, zniknęły również wszystkie wspomnienia z nim związane. Stuart był na to przygotowany, komendant wyjaśnił mu wcześniej jak wygląda sytuacja i o czym pod żadnym pozorem nie może wspominać przy swojej córce. Nie, jeśli chce wynagrodzić jej te lata eksperymentów normalnym życiem.
Doktor czuł prawdziwe szczęście, że jego córka żyje. Miał dużo czasu na rozmyślania, które doprowadziły go do wniosku, jak bardzo ją skrzywdził. Wykorzystywał ją do chorych realizacji własnych ambicji przez niespełnione życzenia swojego martwego ojca. Wiedział, że prawdopodobnie gdyby żył, nie byłby zadowolony, lecz to nie stanowiło wielkiego znaczenia. Teraz najważniejsza była dla niego córka i zapewnienie jej dogodnego życia w ramach odkupienia win.
Joyce uśmiechnęła się pod nosem i zerknęła na Hoppera, który również wyglądał na zadowolonego. Oboje cieszyli się, że to wszystko dobrze się skończyło. Nie spodziewali się, że na koniec i Stuart będzie usatysfakcjonowany. Nie ukrywali tego, że przewidywali jego śmierć.
- Dziękuję Wam - mruknął doktor Brenner - Za wszystko.
Pani Byers już miała odpowiedzieć, lecz Hopper kazał mu się nie zsikać z tych emocji i machnął czapką na pożegnanie kierując się w stronę wyjścia. Joyce uśmiechnęła się przepraszająco i pomknęła za nim, lecz Stuart wciąż uśmiechnięty zerknął tylko na swoją córkę.
*******************
Max, El, Dustin, Lucas i Will czekali ze zniecierpliwieniem przed wejściem na basen. Alessia i Mike spóźniali się już piętnaście minut, a słońce powoli zaczynało zachodzić. Max wzięła od swojego plecaka bluzę i zarzuciła ją na siebie bezceremonialnie. Widząc jego zdziwienie warknęła:
- Co się gapisz? Jesteś mi winien przeprosiny.
- Przecież już cię przepraszałem.
- Myślisz, że przeprosiny wystarczą?
Ten chciał coś odpowiedzieć, lecz westchnął tylko i postanowił ją zignorować. Taka była już Max.
- Ile jeszcze każą nam na siebie czekać? - westchnął Dustin opierając się o budynek recepcji. Wyjął z plecaka batona i odgryzł kawałek dzieląc się z Lucasem.
- Hej, to miało zostać na potem - odezwał się Will z wyrzutem.
- Jakie potem? Zaraz zajdzie słońce i nigdzie nie wejdziemy - odparł Dustin z pełnymi ustami, na co Lucas przewróciwszy oczami, sięgnął po odbiornik.
- Mike? Jesteś tam?
Cisza.
- Co oni niby robią tyle czasu?
- Mieli iść tylko na spacer - wtrącił Will zerkając na zegarek - Minęły już trzy kwadranse, chyba przeszli całe Hawkins.
Z odbiornika wydobył się niewyraźny dźwięk. Wszyscy spojrzeli po sobie i Max wyrwała chłopakowi przedmiot z ręki.
- Mike, jesteś tam?
- Jestem - dał się słyszeć głos Wheelera i jakieś chichoty w tle.
Przyjaciele spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
- Macie 3 minuty żeby tu być, a jak nie to przysięgam, że..