Robby

296 12 0
                                    

Od dzisiaj, razem z Robbym rozpoczynaliśmy nasze treningi z senseiem Kreesem - byliśmy równocześnie niesamowicie podekscytowani i przestraszeni, bo szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy jeszcze, co nas czeka.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekał na nas Kreese.

-Na początku, rozgrzewka. Pierwsze ćwiczenia - obiegnijcie całą posiadłość do okoła 6 razy.

Ja i Robby tylko popatrzyliśmy na siebie, przerażeni myślą o bieganiu aż tyle - zważając na to że teren był większy niż duże szkolne boisko.

Sensei Kreese nie wyglądał jakby żartował, więc po prostu zebraliśmy się, i zaczęliśmy biec.

Już po pierwszym okrążeniu miałam dosyć, ale uznałam że nie będę narzekać, tylko wezmę się w garść i jakoś zmuszę się do biegu.

Oczywiście wykonałam wszystkie "kółka", ale miałam wrażenie że zaraz chyba odpłynę - z tego co widziałam, z Robbym wcale nie było lepiej.

-No już, ogarniać się szybciej.

-Sensei, dopiero dobiegliśmy...- dyszał Robby.

-Trudno.

Potem robiliśmy jakieś ćwiczenia, pokazywaliśmy co umiemy - szczerze mówiąc nasze umiejętności niezbyt zachwycały Kreesa.

----------------------------

-Uważam że nie jesteście PRAWDZIWYMI cobrami. - westchął sensei.

-To jakimi? Podrobionymi? - spytałam aby lekko mu dopiec, bo zdenerowała mnie jego opinia.

-Prawdziwe cobry stać na wiele więcej, ale nie martwcie się, wyjedziecie stąd jako prawdziwe, waleczne cobry.

------------------------------

Mijał już pierwszy tydzień treningów, byliśmy wykończeni, ale jak na tydzień, dowiedzieliśmy się wielu ciekawych i potrzebnych technik.

Bieganie w kółko stało się już nawykiem, tak samo jak wstawanie o 5.30, żeby robić własne walki na których ćwiczyliśmy nowe chwyty i style.

Tak naprawdę codziennie uczyliśmy się kolejnych nieznanych nam wcześniej rzeczy - miałam wrażenie, że sposób w który walczymy stawał się coraz bardziej agresywny..ale może tylko mi się zdawało?

Ostatnio na treningu Robby dostał ode mnie z półobrotu, nie mógł podnieść się z maty jakieś pół minuty - ale żeby nie było, zrewanżował się potem tym samym, poczułam ten sam ból co on, i szczerze? Nie dziwie się że tak długo musiał się po tym zbierać.

A poruszając temat Robbyego, naprawdę się polubiliśmy, umieliśmy znaleść ze sobą wspólny język - miałam wrażenie że jest materiałem na wspaniałego przyjaciela.

-------------------------------

Właśnie kończył się drugi tydzień, teraz czuliśmy się już przemęczeni, przez codzienne ćwiczenia (pomijając jeden dzień wolnego w tygodniu) i brak jakiegokolwiek zasięgu.

Byłam dumna z wiedzy jaką osiągneliśmy, co prawda była ona zasłużona, w końcu, nie biegaliśmy na marne.

Byliśmy posiniaczeni od treningów, zmęczeni na maxa, z nawykiem wstawania o 5.

Mimo wszystko bardzo nam się tu podobało, sensei Kreese może i był wymagający, ale jakby nie był, nie doszlibyśmy na taki poziom.

-To co? Jesteśmy już tymi PRAWDZIWYMI cobrami? - zapytałam rozciągając się na kanapie.

-Myślę, że udało wam się nimi zostać. Gratulacje. A teraz macie się przygotować bo sensei Johnny będzie za niecałą godzinę.

Ja tylko zadowolona zbiłam pione z Robbym, chodź on tak naprawdę nigdy nie był cobrą..ale była jeszcze szansa, aby nią został.

----------------------

Ogarnialiśmy już nasze rzeczy, rozglądaliśmy się po terenie i stwierdziliśmy, że chyba będziemy bardzo tęsknić za tym miejscem.

-Czemu sensei nic o tobie nie mówił? -zapytałam chłopaka.

-Mieliśmy bardzo słabe relacje...może ci kiedyś o tym opowiem..

-Jasne..a czemu zdecydowałeś się zgodzić żeby tu przyjechać?

-Szczerze?Nie wiem. Chciałem poczuć się silniejszy? Coś w tym stylu.

-Myślałam że chodziło o zbliżenie się do ojca...

- To też w jakimś stopniu, ale to nie był główny powód.

-Jasne...

Nagle rozmowę przerwał nam Kreese - powiedział że sensei już przyjechał.

Oczywiście przywitaliśmy się z nim- ja chętnie, Robby trochę mniej, po czym wsiedliśmy do auta tym samym rozpoczynając podróż z powrotem do domu.

-A więc, jak było? - sensei rozpoczął rozmowę.

-Ciężko, ale ciężka praca popłaca.. - zaśmiał się robi.

-Otóż to..Robby, skoro ci tak świetnie idzie, pewnie weźmiesz udział w następnych zawodach? - zapytałam z nadzieją.

-Nie wiem czy można samemu, bo ja nie jestem w żadnych dojo.

-To dołącz do nas, będę mógł cię przywozić na treningi. - zaproponował sensei.

-No właśnie! Cobra kai potrzebuje nowych, odpowiednio wyszkolonych zawodników. - zgodziłam się z senseiem.

-Zastanowie się jeszcze...

Ja tylko spojrzałam się na niego robiąc błagalną minę, na co on odpowiedział przewróceniem oczami.

Dalsza podróż mijała nam raczej spokojnie - raz spałam ja, raz Robby, i tak w kółko.

Wreszcie dotarliśmy na miejse, cieszyłam się niemiłosiernie, że wreszcie będę mogła spać w swoim łóżku i przede wszystkim - wreszcie zobacze Miguela.

--------------------------------------

Bój się Cobry || Cobra kai ~ Miguel Diaz -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz