Problem

295 18 8
                                    

Wreszcie dojechaliśmy na miejsce, Robby wysiadł ze mną i pomógł mi wypakować walizkę.

-Może zostaniesz? Poznam cię z przyjaciółmi. - zagadałam chłopaka, mając nadzieje że zostanie na trochę.

-No nie wiem, gorzej jak się z nimi nie polubię.

-Nie przesadzaj, będzie dobrze.

Weszliśmy do mojego domu, przywitałam się z mamą, po czym odłożyłam do pokoju moje rzeczy.
Wyjrzałam przez okno, zauważyłam że Moon chyba robi jakąś domówkę- była to idealna okazja żeby zapoznać znajomych z Robbym.

-Moja kuzynka robi impreze, wszyscy są. Masz okazje poznać się z wszystkimi.

-Carmen nie wiem czy to dobry pomysł..

-E tam, będzie dobrze.- powiedziałam i wyciągnęłam chłopaka za ręke z domu.

Moon zawsze pozwalała mi wchodzić jak do siebie, więc zamiast pukać po prostu weszłam.

Moim oczom ukazali się oczywiście balujący znajomi a poza tym - Miguel całujący Sam.
Autentycznie zrobiło mi się słabo, zaczęłam wolniej oddychać.

-Co tu się do cholery dzieje! - krzyknęłam z żalem

-Carmen?! - zdziwiła się Sam.

-Obiecałeś mi! Obiecałeś że nigdy jej nie pokochasz...

-Nie było cię tyle czasu! Zniknęłaś bez śladu, twoja mama nic nam nie powiedziała, sensei też.  Skąd miałem wiedzieć gdzie się podziałaś... Oskarżasz mnie o to że zbiliżyłem się do Sam, a ty sama wróciłaś z jakimś fagasem!

W tej chwili każdy spojrzał się w moją stronę.

-Uważaj na słowa gnoju. - warknął Robby.

-Spokojnie- szepnęłam do chłopaka -To była nagła decyzja. Nie odzywałam się bo nie miałam zasięgu! Byłam na totalnym wypizdowiu. Nie możliwe że moja mama nic ci nie powiedziała, kazałam jej. A co do Robbyego to zwykły partner do treningu, a nie kochanek! - zdenerwowana walnęłam w stół, nie zauważając leżącego na nim potłuczonego szkła z jakiejś butelki.

Syknęłam tylko cicho z bólu, ale nie chciałam sprawiać pozoru słabej, więc po prostu obróciłam się i wyszłam.

-Carmen..poczekaj. - powiedział Robby próbując dogonić mnie.

-Zostaw mnie. - westchnęłam obracając się, przez co chłopak zobaczył moje zapłakane oczy.

-Chodź..pójdziemy do mnie. Nie przejmuj się tym frajerem.- objął mnie ramieniem i zaprowadził do auta.
————————
Pojechaliśmy do Robbyego, chłopak od razu po dotarciu na miejsce pobiegł do łazienki po jakieś opatrunki i odkarzacze.

-Bardzo cię boli? - zapytał przemywając rany wodą utlenioną.

-Nie jest źle..niezła szopka była..

-No wiesz, ta ręka dodała dramaturgi..- zaśmiał się nerwowo Robby.

Gdy skończył już zawijanie mojej ręki w milion warstw opatrunku usiedliśmy na kanapie.

-Robby..jak myślisz,co ja zrobiłam nie tak?

-Ty, nic. To jest jego wina, jakby serio przejął się tym że cie nie ma, waliłby w drzwi twojego domu dopóki twoja mama by nie zwariowała.

-Nie wiem..mogłam się nie zgadzać na cały ten wyjazd..Byłoby po staremu, bez kolejnych problemów.

-To wszystko przez mojego ojca, on to wszystko wymyślił, do tego kazał ci nikomu nie mówić..wstyd mi za niego, on zawsze wszystko spierdoli.

-Chciał dobrze...tylko, nie mam pojęcia co mam teraz zrobić z Miguelem? Może to tylko chwila zauroczenia w Sam..może jej nie kocha?

-Nie chce się wymądrzać..ale, jakby kochał cie naprawdę, nie patrzyłby na inne.

-Może i masz rację..ehh, ciężki temat. Moglibyśmy coś obejrzeć? Tak żeby zająć czymś myśli..

-Oczywiście że tak. - odparł po czym przeszliśmy do szukania filmu.

W końcu padło na Titanica - oglądałam ten film chyba z 500 razy, ale i tak za każdym razem tak samo mi się podobał.
————————-
Po filmie uznałam że wrócę już do siebie, nie chciałam zawracać Robbyemu głowy, po za tym miałam nadzieję, że znajde jeszcze okazje żeby porozmawiać z mamą.

-Będę już lecieć..muszę zacząć ogarniać zaległości.

-No, okej..jakby coś się działo z Miguelem to pisz.

-Robby..Dziękuję że jesteś. - rzuciłam się chłopakowi na szyję.

---------------------------------

Mam nadzieję, ze was nie zawiodlam. Jak widzicie udalo mi sie ogarnac w mniej niz tydzien, mam rowmiez nadzieje ze docenicie moje starania. Ah, kilka moich przemyslen, jal widac znowu w ich zwiazku cos sie pierdoli ale coz no w zyciu tak bywa, sa wzloty i upadki - to ze jest zle nie oznacza ze juz zawsze tak bedzie!

PS. macie akurat na weekend to mozecie sobie poczytac, milego dnia/nocy/wieczoru <3

Bój się Cobry || Cobra kai ~ Miguel Diaz -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz