Rano obudziłam się ze strasznie złym samopoczuciem.
Robby też już nie spał, najwidoczniej nie wygodnie było mu leżeć na krześle.
Nagle do pokoju wszedł Miguel, w ręce trzymał jakąś torbe.
-Wiem że miałem tu nie przychodzić ale.. - powiedział.
Robby tylko zerwał się i podszedł w stronę chłopaka.
-Jeszcze śmiesz tu przychodzić?
-Przeprosiłem ją, jej mama kazała mi przynieść jakieś rzeczy.
-Nie interesuje mnie kto ci kazał. Jeśli z tobą skończyła, to się tu nie pokazuj.
-Robby..spokojnie. - uspokajałam coraz bardziej nerwowego chłopaka.
W tym momencie Robby uderzył Miguela w nos, na co ten odpowiedział mu tym samym.
-Możecie przestać? Jeśli chcecie się dalej napieprzać to wyjdźcie. Oboje. - krzyknęłam i podniosłam się, ale gwałtownie zrobiło mi się słabo.
-Carmen, boże, przepraszam...- jąkał się Miguel próbując do mnie podejść.
-Wszystko ok, idźcie sobie. - odetchnęłam kładąc się spowrotem na łóżko.
Roczarowani chłopcy wyszli, a ja zostałam w sali.
——————————
Leżałam tak z trzy dni, co chwilę odwiedzała mnie albo mama, albo Moon - czasami przychodziła też z „Jastrzębiem".Przez te kilka dni bardzo rozmyślałam nade mną i Miguelem, ale za każdym razem wnioski były inne.
——————————-
Przez następny miesiąc siedziałam w domu, lekcje miałam w domu, tak samo treningi karate.Czułam się troche przytłoczona, bo jedyne osoby które mnie odwiedzały to Moon i Jastrząb.
Jednakże moja mama uznała, że odpoczynek od wszystkiego dobrze mi zrobi - ja też tak na początku myślałam.
Po tygodniu już zaczęło mi się nudzić - żyłam tylko w godzinach między 17 a 18, bo to właśnie wtedy sensei przychodził do mnie na sparingi.
—————————
Gdy wreszcie nadszedł czerwiec, i gdy zaczęło robić się cieplej, ja i mama uznałyśmy że to będzie już koniec mojej „izolacji" i wrócę do normalnej szkoły na ostatni miesiąc.Co prawda trochę było mi głupio, tak nagle wracać, szczególnie po zerwaniu z Miguelem.
Minęło już tyle czasu, a ja dalej o nim myślałam.
Było mi tak jakoś, pusto? Nudno, siedząc samotnie w domu bez żadnego towarzystwa.
W końcu zebrałam się, uznałam że nie będę do końca życia siedzieć cicho bez żadnych wyjaśnień.
Ubrałam więc bluzę - co prawda był już ten czerwiec, ale wieczorami dalej bywało chłodno.
Wsunęłam trampki i udałam się bez zastanowienia do domu Miguela.Starałam dojść do celu całkiem szybko, wiedziałam że w tych godzinach pani Diaz nie ma jeszcze w domu, a wolałam załatwić swoje sprawy bez dodatkowych świadków.
Byłam już pod drzwiami - trochę się stresowałam, i zaczęłam żałować, ale uznałam że albo teraz albo nigdy.
Zapukałam delikatnie, na co chłopak szybko mi otworzył.
-Carmen? - zdziwił się.
-Możemy pogadać?
-No..no jasne, tak..siadaj.
-Dawno się nie widzieliśmy..teraz to i tak pewnie nie ma znaczenia ale, to wtedy, na imprezie, to chyba już zapomniana sprawa. Wiem że to nie było specjalnie, a ja byłam głupia.. Tyle rzeczy zrobiliśmy już razem, tyle przeżyć, czuje się bez ciebie jakoś samotnie i nie mogę przestać myśleć co tam u ciebie, jak tam karate i wszystko.
-O wow..Car, zdziwiłaś mnie.
-Wybacz..ja..po prostu żałuje że cie zostawiłam.
Chłopak tylko popatrzył na mnie smutno, i delikatnie dotknął mojego policzka. Przyciągnął mnie bliżej - dawno nie czułam się tak dobrze jak teraz.
Teraz tylko patrzył mi w oczy, ja chciałam coś powiedzieć, lecz emocje teraz odbierały mi wszystkie słowa.
Pocałowałam więc chłopaka, pierwszy raz od dawna, wiedziałam że to było to czego mi tak bardzo brakowało.-Czyli, wracasz już do żywych? - zapytał szczęśliwy.
-Można tak powiedzieć, jutro wreszcie ide do szkoły...i na trening.
-Cieszę sie że moja dawna Carmen wróciła, ta Carmen która nigdy nie umiała podcinać na treningach. - śmiał się.
-No uważaj bo ty podcinasz tak samo jak ja...- teraz już śmialiśmy się oboje.
Podczas jednego spotkania całowaliśmy się chyba z milion razy, a o przytulaniu nawet wole nie wspominać.
Było to co prawda trochę dziwne, ale tęskniłam za tym najbardziej na świecie.
Teraz miałam nadzieję, że będzie tak już zawsze - bez kłamst, bez kłótni, bez problemów.
CZYTASZ
Bój się Cobry || Cobra kai ~ Miguel Diaz -
FanficUderzaj pierwszy, Uderzaj mocno, Zero litości!