KATSUKI
Kiedy się obudziłem w moim pokoju panował całkowity mrok, była noc. Chciałem sprawdzić która godzina, więc po ciemku namacalnie szukałem telefonu, aż znalazłem go na stoliku nocnym. Ale klikając przycisk zasilania przypomniało mi się, że przecież go wyłączyłem. Przytrzymałem guzik aż telefon zawibrował i wyświetliła mi się animacja marki urządzenia. Po chwili telefon się właczył. Była 2:42 a mi nie chciało się już spać. Postanowiłem że pójdę się napić bo trochę mnie suszyło. Wstałem więc z łóżka i nie chcąc się wyjebać, zapaliłem lampkę nocną. Przymrużyłem oczy widząc światło jednak szybko się przyzwyczaiłem przez jego ciepły żółty odcień.
Wyszedłem z pokoju cicho wzdychając i przeciągając się. Stanąłem przed blatem w kuchni szukając czegoś innego do picia niż woda. W końcu znalazłem jakiś sok pomarańczowy. Nie chciało mi się tłuc w środku nocy szklankami, więc dosyć łapczywie napiłem się z butelki przez co po brodzie ciekło mi trochę napoju kapiąc na koszulkę. Odstawiłem butelkę zakręcając ją. Usta wytarłem wierzchem dłoni wycierając ją o siebie, a kawałkiem dołu koszulki wytarłem parę kropel soku z blatu.
Spojrzałem na swoją opatrzoną rękę. Przydało by się zmienić opatrunek. Jak pomyślałem tak zrobiłem i poszedłem w stronę łazienki.
Wszedłem do pomieszczenia zapalając światło i w miarę cicho zamykając drzwi, żeby przypadkiem kogoś nie obudzić i żeby nie słuchać potem opierdolu dlaczego nie śpię itp. Otworzyłem szafkę nad zlewem. Prawie od razu znalazłem bandaże, bo ostatnim razem położyłem je gdzieś na widoku podobnie jak wodę utlenioną, którą po chwili również wyciągnąłem z szafki i odłożyłem na zlew. Rozwiązałem i odwinąłem rozwalający się już opatrunek. Spojrzałem na ranę, która nie goiła się najlepiej przez jej głębokość. Pewnie zanim całkowicie sie zasklepi minie sporo czasu i zostanie spora blizna. Kurwa mogłem się jednak zgodzić, żeby pojechać do tego szpitala, zaszyli by mi to i spokój, a teraz i tak już za późno.
Odwinąłem do końca bandaż, odkaziłem ranę i założyłem nowy opatrunek. Posprzątałem po sobie i wyszedłem z łazienki idąc powoli w pół mroku przez korytarz. Nie wiedziałem zbytnio jak spędzę czas przez resztę nocy, bo nie zasnę już napewno. Wszedłem do pokoju rozświetlonego trochę przez włączoną lampkę i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Jedyne co ujżałem to zdjęcie w potłuczonej ramce na biurku. Westchnąłem i podszedłem do biurka siadając na krześle obrotowym. Wziąłem ramkę ze zdjęciem kładąc ją płasko na blacie. Wyjąłem tył z podpórką, a potem zdjęcie kładąc je obok. Wysypałem na biurko jakieś jeszcze pozostałe kawałki szkła, tym razem uważając żeby się nie zaciąć.
Położyłem ręce na blacie biurka i wziąłem zdjęcie w dłoń, przejechałem palcem po jego śliskiej chłodnej powierzchni. Spojrzałem na siebie, potem na Izuku i tak parę razy. Zaszkliły mi się delikatnie oczy. Juz wyobrażałem sobie jak nudne i monotonne będzie życie bez niego, każdego dnia to samo... Rutyna.
Spojrzałem na odłamek szkła obok mojej ręki. Na chwilę do głowy wpadł mi jakiś głupi pomysł, jednak szybko odwróciłem wzrok wyrzucając go z głowy.
Ogarnij się debilu Izu by tego nie chciał. Znowy spojrzałem na szkło i moją rękę. Ale, Izuku i tak już nie ma... Jego ciało będzie teraz tylko gniło...
Łza spłynęła mi po policzku. Odrobine trzęsącą się ręką sięgnąłem po szkło. Przyłożyłem jego najostrzejszą część do skóry wewnętrznej części przedramienia. Zawahałem się na chwilę, jednak przycisnąłem ostrze i przeciągnąłem. Pierwsze co poczułem to zwyczajny dyskomfort spowodowany samym uczuciem cięcia i zaraz potem dosyć kłujący ból, jednak, kiedy oderwałem szkło od skóry ból zastąpiło, chociaż nie całkiem, uczucie pieczenia. Zobaczyłem szkarłatną ciecz wypływającą małą kropelką na powierzchnię mojej skóry. Powtórzyłem to parę razy na tej samej ręce jednak ruchy cięć były szybsze. Wyżyłem się na sobie... Poczułem jakie to uzależniające. Przeniosłem się na drugą rękę. To samo. Jeden, Dwa, Trzy... Z każda sekundą było ich więcej. W pewnym momencie zaciąłem się mocniej i wtedy oprzytomniałem. Wypuściłem szkło z ręki, a ono spadło na dywanik pod biurkiem. Trochę spanikowałem widząc co zrobiłem. Szybko jednak się uspokoiłem i spojżałem na swoje ręce. Wyglądały okropnie... Mniejsze lub wieksze, głębsze bądź płytsze cięte rany, krew która ciągle jeszcze płynęła, taka która była rozmazana na bladej skórze i ta która już dawno zaschnęła. Spuściłem głowę, byłem na siebie zły i też było mi wstyd przed samym sobą. Po policzkach spłynęły mi łzy. Wyjąłem jedną chusteczkę z opakowania, które leżały obok na biurku, wycierając krew. Przez tarcie rany piekły jeszcze bardziej, jednak do zniesienia. Wstałem z krzesła podchodząc do szafy, wyjąłem z niej bluzę, ktorą od razu założyłem. Nie dlatego, że było mi zimno, wolałem uniknąć konsekwencji, gdyby zobaczyła to matka albo ojciec. Nie opatrywałem ran, po pierwsze nie chciało mi się iść po bandaże, a po drugie krwawienie z ran ustało więc nie było takiej potrzeby. Najwyżej wda się zakażenie i zdechnę, nie mam nic przeciwko.
Stałem chwilę przed zamkniętą szafą czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Załkałem, zakrywając twarz rękami. Odwróciłem się od szafy i podszedłem do łóżka, na którym od razu sie położyłem. Schowałem twarz w poduszce obejmując ją rękami i próbując zagłuszyć to żałosne skomlenie. Oddał bym wszystko co mam, żeby był tu teraz Izuku, w tej chwili potrzebowałem go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, czułem jak się staczam...
Kiedy udało mi się uspokoić, przez resztę nocy tylko leżałem co jakiś czas zmieniając pozycje i sprawdzając godzinę w telefonie. Myślałem tylko o Izuku co skutecznie nie pozwalało mi zasnąć aż do rana.
Nie spałem całą noc i narazie nie odczuwam tego skutków, ale pewnie potem będę zasypiał na stojąco. Spojrzałem na datę w telefonie.
-Piątek co?- Parsknąłem.- To chyba najgorszy początek weekendu w moim życiu.
Mój wyraz twarzy z powrotem stał się obojętny. Wstałem z trudem z łóżka, jednak nie wiedząc zbytnio co ze sobą zrobić znów usiadłem. Przetarłem twarz dłońmi opierając łokcie na kolanach. Może jednak przeniosę się do tego akademika? Tam przynajmniej nikt nie będzie się mną interesował, a tu ciągle matka nie daje mi spokoju.
Ponownie wstałem z łóżka, podszedłem do szafy z której wyciągnąłem czarną walizkę. Klęknąłem na podłodze wyciągając ubrania z szafy i byle jak nawet ich nie składając wrzucałem do walizki. Tak samo skończyła ładowarka do telefonu i inne potrzebne rzeczy takie jak przybory toaletowe. Z ledwością dopiąłem walizkę. Wstałem z ziemi wychodząc z pokoju i idąc przez korytarz. Zszedłem po schodach do salonu, w którym spotkałem ojca z matką siedzących na kanapie. Ojciec ewidentnie pocieszał matkę, która płakała. Zdaję sobię sprawę, że to ja sprawiłem jej przykrość. Cóż przynajmniej teraz, kiedy będę mieszkać w akademiku oboje ode mnie odpoczną. Podszedłem do nich ciągnąc za sobą walizkę. Kiedy mnie usłyszeli od razu odwrócili się w moją stronę, a matka starała się udawać, że nic się nie dzieje.
-Wyprowadzam się do akademika, Aizawa nas o to prosił.- Powiedziałem z kamiennym wyrazem twarzy.
-No dobrze, ale nie miało być to dopiero w sobotę?- Spytał ojciec.
-Tak naprawdę miałem być tam już wczoraj, ale nie miałem wtedy siły i chęci żeby taszczyć za sobą walizki.- Jakbym teraz miał siłę...
-A no okej. Może cię podwieźć?- Zaproponował, kiedy zobaczył, że skończyłem ubierać buty i kieduję się w stronę drzwi wyjściowych.
-Nie dzięki, przejdę się.- Odpowiedziałem nawet się nie odwracając i wychodząc z domu.
dobra moje samopoczucie się nie zmieniło. Nie wiem po co to tu piszę, ale niech będzie.
I to jest ostatni rozdział jaki miałam gotowy teraz będę pisać na bieżąco, nie wiem ile to bedzie trwało ale mimo braku czasu będę sie starała jak mogę, żeby rodziały nie pojawiały się za rzadko. Pisanie tej książki sprawia mi spory fun i traktuję to jako odskocznię i coś relaksującego więc będę pisała w wolnych chwilach. Ale jak mówię mam naprawdę niewiele czasu dla siebie.
siem
CZYTASZ
Szansa -BakuDeku-
FanfictionKatsuki gnębił Izuku odkąd dowiedział się, że chłopak nie posiada daru. Miał mu za złe, że zaprzepaścił ich wspólne marzenie o zostaniu najlepszymi bohaterami. Od tamtej pory znęcał się nad słabszymi lub nieobdarzonymi w, ktorych znajdował się jego...