~16~

100 6 0
                                    

KATSUKI

-Mefedron. -Powtórzyłem i jeszcze raz przyjrzałem się substancji w woreczku. Uśmiechnąłem się wrednie pod nosem mierząc chłopaka wzrokiem.- Nie jesteś za młody na takie używki? Może lepiej zacząć od kawy?- Droczyłem się, a twarz nastolatka przybierała coraz bardziej wkurzony wyraz.

-To nie twój zasrany interes typie.- Warknął podnosząc się do siadu i próbując znowu sięgnąć po swoją własność co oczywiście mu uniemożliwiłem chowając woreczek do tylnej kieszeni spodni.- Oddawaj.- Zażądał, a ja zaśmiałem mu się w twarz.

-Rekwiruję.- Powiedziałem dumnie, prostując się, wstając i powolnym krokiem kierując się do wyjścia z zaułka.

-Hej!- Zawołał zirytowany chłopak.- To kradzież! Zgłoszę to na policję!

-Tak? I co? Powiesz, że zabrali ci narkotyki?- Prychnąłem patrząc chwilę z góry na chłopaka po czym pokierowałem się dalej do wyjścia.

Zirytowany i zdesperowany nastolatek stał chwilę w miejscu, po czym znowu podbiegł do mnie stając mi na drodze, tym samym zmuszając mnie do zatrzymania się.

-Zrobimy tak.- Zaczął, patrząc na mnie wilkiem i rozkładając swoje ręce, żeby jak najskuteczniej zablokować mi drogę.- Ty oddasz mi moją własność, a ja zorganizuje ci spotkanie z typem, który mi to sprzedał.- Zaproponował z powagą na twarzy.

-A jaką mam pewność, że mnie nie wychujasz?- Spytałem podnosząc jedną brew.

-Chcę się pozbyć ciebie jak najszybciej z mojego życia i przy okazji ogarnąć znajomemu klienta.- Rzekł poważnie, opuszczając ręce, które ciągle trzymał w powietrzu.

-Jak sobie chcesz szczylu.- Syknąłem wkładając rękę do kieszeni, wyciągnąłem woreczek i rzuciłem nim w chłopaka z całej siły, a on złapał go niezgrabnie przyglądając się mu z każdej strony z błyskiem w oku.

-Przyjdź tutaj jutro o 18, on będzie na ciebie czekał.- Powiedział jeszcze, kiedy ogarnął w końcu, że kieruje się do wyjścia z uliczki.

Przestało wreszcie padać, więc spokojnie szedłem w kierunku akademików. Sięgnąłem do kieszeni po telefon, kiedy go odblokowałem ujrzałem dwa nieodebrane połączenia od mamy. Postanowiłem dowiedzieć się o co chodziło.

Do: Wiedźma

Ja: Co chciałaś?

Wiedźma: Padało, zdążyłeś
dojść do domu?

Ja: Nie, schowałem
się w jakiejś uliczce i
przeczekałem deszcz
i jednak wracam do
akademika.

Wiedźma: No dobrze to Napisz
jak będziesz na miejscu.

Ja: Ok.

Nie jestem przyzwyczajony, że cokolwiek związane ze mną ją obchodzi, dziwne uczucie, ale chyba będę musiał do tego przywyknąć.

Szedłem spokojnie patrząc na niebo. Pomiędzy budynkami na pomarańczowym niebie zachodziło słońce, mogę przyznać, że wyglądało to naprawdę imponująco. Ten widok to chyba jedyna rzecz która tego dnia, chociaż w małym stopniu mnie pocieszyła. Ale wiem, że ten niewątpliwie piękny widok zniknie szybko i razem z nim zabierze całe szczęście jakie mi dał. Jednak póki mogę chcę się nim cieszyć.

Około 30 minut później byłem już przed wejściem do akademika i tak jak przewidziałem słońce już prawie się schowało, jednak trzymając rękę na klamce od drzwi wejściowych zerknąłem jeszcze na niebo. Westchnąłem i wszedłem do budynku czując ciepło. Jak przypuszczałem nikogo nie zastałem w głównym pokoju, w którym zazwyczaj o tej porze wszyscy siedzą. Jednak dla pewności spojrzałem na półkę z butami. Leżała tam jedna para męskich butów, tylko teraz czyje one są i z kim będę zmuszony wytrzymać? Podszedłem bliżej. Białe Nike. No tak, mieszaniec ostatnio w takich chodził to pewnie jego. Ale co on robi w akademiku? A no tak stary go nie kocha to został tutaj, ale nie poszedł odwiedzić rodzeństwa jak to zazwyczaj robił? Dziwne, ale z drugiej strony koło chuja mi to lata. W sumie dobrze, że to on przynajmniej będzie miał w dupie, że tu jestem i nie będzie mi zawracał głowy.

Szansa -BakuDeku-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz