~15~

118 16 8
                                    

KATSUKI

Szedłem powoli chodnikiem z nadzieją szukając po kieszeniach słuchawek mimo, iż wiedziałem, że ich nie brałem. Słuchanie muzyki podczas drogi skutecznie umilało mi podróż, pozwalało uspokoić nerwy podczas stresującego dnia czy odciąć się chociaż na chwilę od świata. Dlatego zawsze gdzieś w kieszeni miałem słuchawki i nigdy nie zdarzało mi się o nich zapominać. Nie wyobrażałem sobie teraz iść do domu bez słuchania muzyki.

-Kurwa.- Syknąłem cicho nie chcąc zbytnio zwracać na siebie uwagi.

Teraz pozostaje mi tylko wlec się słuchając jedynie wiatru szumiącego wkurzająco koło moich uszu i zagłuszane przez niego samochody zanim dotrę do domu. Właśnie, do domu... Może jednak wróce do pustego akademika, bo wszyscy pojechali odwiedzić rodziców. Tak to zdecydowanie lepszy pomysł, w domu i tak będę tylko siedział sam w pokoju, więc to bez różnicy, a w akademiku nikt mi nie będzie przeszkadzał. Nawet jak ktoś jednak został to raczej nie będzie go obchodziło co robię, a matka nie dała by mi spokoju. Może i faktycznie zaczęła się interesować i martwić o mnie, dlatego przy każdej okazji stara poświecać mi trochę uwagi, ale z drugiej strony tylko mnie to denerwuje. Zaczynam się zastanawiać czego ja tak naprawdę oczekuję, najpierw chcę wsparcia i pomocy, a potem ranię wszystkich, którzy chcą mi pomóc. Naprawdę jestem żałosny...

Nagle poczułem, że coś spada mi na włosy i ramiona wydając chrakterystyczny dźwięk. Kurwa zaczyna padać. Widziałem, że pogoda dzisiaj najładniejsza to nie jest, ale nie spodziewałem się deszczu. Cholera niech ten dzień się już skończy zanim znowu zlapie mnie pech i zacznie padać śnieg albo inny grad. Zanim się obejrzałem lekki deszcz zmienił się w konkretną ulewę nim zdążyłem dobiec do jakiejś ciemnej uliczki w miarę zadaszonej przez dachy domów. Byłem cały przemoczony i było mi zimno, pierdolona pogoda...

Siedziałem już jakąś godzinę na ziemi zmarznięty patrząc w telefon, a deszcz jak padał tak pada i nie wyglada jakby miał przestać. Zaczyna się powoli robić szaro, pewnie za jąkąś godzinę zajdzie słońce. Nie uśmiecha mi się wracać po ciemku, ale nie chcę przez kolejne 30 minut drogi moknąć, bo ubrania już trochę przeschły, dalej jestem mokry, ale już ze mnie nie kapie. (Bez skojarzeń XD Dop. Aut.) Pociągnąłem nosem mając nadzieję, że zaraz przestanie padać, żebym mógł wrócić do akademika, bo czułem, że będę chory z resztą już mam katar.

Ciekawe gdzie bym był gdyby deku dalej żył, czy siedział bym na zimnej ziemi w jakiejś uliczce, marznąc w mokrym garniturze, czy robił bym coś innego, a jesli tak to co? Odnawiał bym znajomości? Trenował? A może właśnie teraz wyznawał bym mu miłość? Jest tyle lepszych opcji, ale... W sumie sam jestem sobie winny, ale też gdyby nie zazdrość innej osoby nic by się nie wydarzyło, najwidoczniej nie wszystko zależy tylko od nas. Ale też czemu nie zareagowałem bardziej agresywnie, gdy Kirishima próbował mnie zatrzymać? Nie chciałem zrobić mu krzywdy nawet kosztem innej osoby? Nie, to nie to, przecież kocham Izuku on był wtedy ważniejszy, a nie jakiś farbowany pajac. Litość mnie zgubiła? Nie chciałem niczyjej krzywdy w tamtej sytuacji? Nie potrafię sobie nawet przypomnieć co czułem tamtego dnia, pamiętam tylko rozrywający ból i... Drobną dłoń na moim policzku wycierającą moje łzy, które teraz jak na zawołanie spłynęły po mojej twarzy skapując na mokry garnitur. Westchnąłem ciężko, prostując się i opierając o ścianę. Nagle usłyszałem głośne i nadzwyczaj wesołe głosy grupki ludzi, niby nic takiego i nie zwróciłem na to szczególnej uwagi póki ta jak się chwilę potem okazało dzieciarnia nie skręciła w uliczkę, w której byłem ja. Kiedy się im bardziej przyjrzałem to mieli na oko po 14 lat, trzech chłopaków jedna dziewczyna.

-Ej patrzcie!- Krzyknął jeden z chłopaków, kiedy mnie zobaczył.- Ktoś tam jest!- Równie głośno dodał pokazując na mnie palcem. Kiedy reszta grupki na mnie spojrzała wszyscy do mnie podbiegli otaczając z każdej strony i patrząc na mnie z góry co działało na mnie jak płachta na byka. Ale nie dałem ponieść się emocjom i dalej siedziałem na ziemi tylko patrząc na nich karcącym wzrokiem.- Patrzcie jaki laluś!- Krzyknął drugi gówniarz łapiąc i ciągnąc za moją marynarkę, na co reszta się zaśmiała. I wtedy się wkurzyłem wstałem i złapałem za rękę chłopaka dość mocno go za nią szarpiąc, żeby mnie puścił. Kiedy to uczynił pod wpływem mojej siły zachwiał się dosyć mocno i wpadł na ścianę, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi nawet się nie wystraszyli. Coś tu jest ewidentnie nie tak. Wtedy z pozostałych zaczęła się do mnie klelić dziewczyna.

-Przystojniak.- Mruknęła stając na palcach i próbując mnie pocałować i wtedy zobaczyłem jej nienaturalnie rozszerzone źrenice, już wiedziałem co może być powodem ich dziwnego zachowania. Nie zdążyłem rozglądnąć się jednak po pozostałych, bo poczułem czyjąś dłoń na moim kroczu. Rozjuszony złapałem dziewczynę za przedramię sciskając z całej siły i używając trochę swojej indywidualności czym stopiłem kawałek jej skórzanej ramoneski, ona w reakcji na ból jedynie syknęła.

-Łapy przy sobie!- Wrzasnąłem na nią, jednak ona bez najmniejszego przestrachu na twarzy odpowiedziała:

-Oj już nie bądź taki niedostępny.- Ścisnąłem mocniej jej rękę będąc już na granicy wkurwienia.

Jeden z chłopaków niespodziewanie na mnie skoczył przez co przewracając się z nim na ziemię pociągnąłem za sobą dziewczynę, którą ciągle trzymałem. Uderzyła o ziemię dosyć mocno, ale wstała i najprawdopodobniej uciekła z resztą. Tymczasem pozostały chłopak siedząc na mnie próbował okładać mnie po twarzy, ale ja skutecznie blokowałem każdy nieumiejętnie wykonany cios. W końcu złapałem go za obie ręce i przewróciłem na ziemię. Moją uwagę przykuł mały woreczek strunowy wystający z jego kieszeni kurtki. Sięgnąłem po niego na co nastolatek zaczął się rzucać i coś do mnie krzyczał jednak ja byłem zbyt zainteresowany zawartością woreczka niż tym co mówi. Zatkałem mu usta przycistając but do jego twarzy, a drugą nogą stanąłem mu na dłoni na co próbował mnie przewrócić, ale na jego nieszczęście stałem stabilnie. Odwróciłem woreczek parę razy w dłoni widząc, że oprócz białego proszku znajduje się tam też jakąś karteczka złożona na pół. Pomachałem gówniarzowi przed oczami woreczkiem na co on wolną ręką próbował mi go zabrać jednak mój refleks skutecznie mu to uniemożliwiał. Zdjąłem buta z jego twarzy i przycisnąłem go do jego szyji bez oznak litości widząc jak się dusi. Właśnie litość, może jak nie bedę jej nikomu okazywał to nic już nie stracę?

-Co to jest?- Spytałem spokojnie, pokazujac mu woreczek jednak tak, aby pozostał poza zasięgiem jego rąk.

-Gówno.- Warknął, Patrząc mi w oczy z nienawiścią.

Przycisnąłem jeszcze mocniej but do jego szyi widząc jak zaczyna panikować przez niemożność zaczerpnięcia powietrza. Złapał za moją nogę wolną ręką, a z jego oczu popłynęły łzy. Zabrałem nogę z jego szyji i ręki i stanąłem obok widząc jak kuli się na ziemi trzymajac się za szyję, kaszląc i łapczywie nabierając powietrza. Kiedy trochę mu przeszło kucnąłem obok niego.

-To co, powiesz mi co to jest czy nie?- Spytałem lekceważacym głosem.

-Mefedron.- Odpowiedział, niepewnie na mnie spoglądając.

No poszło gładko. Nie mam nic więcej do powiedzienia XD.

siem

Szansa -BakuDeku-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz