Gdy dojechaliśmy na miejsce, zastaliśmy moje walizki za drzwiami. Nie miałam pojęcia z jakiej racji leżą tutaj, a nie w środku. Alessandro chciał już chwycić jedną z nich, lecz nie pozwoliłam mu na to.
- Zostaw. Trzeba wyjaśnić co robią tutaj, a nie w szafie.
- Kobieto, powinnaś się cieszyć że zostałaś wyręczona, a jeszcze chcesz wyjaśniać kto cię spakował. - Prychnął. - Zaniosę je do samochodu, a ty jeżeli masz taką potrzebę to idź to wyjaśnić. - Drzwi były lekko uchylone, usłyszałam kłótnię. Wejrzałam delikatnie do środka, rudowłosa dziewczyna, którą doskonale kojarzyłam była przygwożdżona do ściany przez Ethan'a.
- Jesteś taką idiotką. - Warknął. Dziewczyna była cała poobijana, miała śince pod oczami, a z nosa ciekła jej krew. - Naprawdę myślałaś że ci zapłacę? Spieprzyłaś robotę jeszcze bardziej, teraz jest z jakimś biznesmenem, a powinna ze mną.
- To nie moja wina, że jesteś niedorozwiniętym kretynem i dałeś jej tak po prostu odejść. Jesteś pieprzonym dupkiem, rozpieprzyłeś związek swojemu przyjacielowi. Jest mi bardzo szkoda tej dziewczyny, musiała tyle przejść, bo byłam taka głupia. - Uderzył ją. Postanowiłam temu zaprzestać, okazało się, że Torchio stał się jeszcze gorszy niż był.
- Zostaw ją, jeszcze moment, a dzwonię na policję. On ci to zrobił? - Spytałam rudowłosej, Torchio zadał mi bolesny cios w brzuch. Skuliłam się, w tamtej chwili byłam bezsilna. Zjechałam plecami po ścianie, a do moich oczu cisnęły się łzy.
- Co ty zrobiłeś? Jesteś nienormalny! - Dziewczyna przykucnęła przy mnie, badając mój stan.
- Jestem w ciąży, dzwoń na pogotowie. - Jeknęłam z bólu, a rudowłosa zakryła usta dłonią. Do domu wszedł Alessandro, nie wiedząc kompletnie co miało miejsce.
- Boże. - Nic więcej z siebie nie wydusił, po prostu wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer alarmowy.
- Ethan! Masz coś do prania?
- Zabieraj ją!
- Chyba jesteś niepoważny! Każesz mi ją wynosić na zewnątrz? Jest siedem stopni, zastanów się zanim coś powiesz. - To co zauważyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Torchio wyjął zza siebie broń.
- Zabieraj ją, albo osobiście was stąd wyniosę! - Rudowłosą wypchnął za próg, a Johnson nie czekając ani chwili dłużej wziął mnie na ręce i wyniósł na zewnątrz.
- Co za psychol! - Krzyknął i przeniósł mnie na taras. Znalazł na krześle koc, który rozłożył na kafelkach i przełożył mnie na niego. Nadal toczył rozmowę z operatorem, a rudowłosa nie wiedziała co robić. Stała i patrzyła. Popełniła teraz największy błąd, jaki mogła. Zaczęła stukać w okno, przez co wzbudziła ciekawość domowników. Zauważyłam Thomas'a schodzącego po schodach, a zaraz za nim David'a.
- Ała! Jak to boli, do cholery! - Krzyknęłam donośnie, usłyszał to i Raggi i Damiano. David przerzucił wzrok na mnie, zauważył mnie przez okno. Nie podobał mi się ten wzrok, był taki... chłodny i rodzący we mnie niemały niepokój. Nie zrobił nic, odszedł. Czyli zaczęliśmy grę.
- Wytrzymaj, jeszcze tylko chwila. - Miałam śmierć przed oczami. Jedną stopą byłam już na cmentarzu, ból silił się z każdą sekundą, z tego wszystkiego cieknął ze mnie nieprzyjemny pot, a do oczu cisnęły się łzy. Kto by pomyślał, że przez Ethana będę w takim stanie.
- Koniec zabawy! - Usłyszałam nieprzyjemny głos Ethana, wzbudzał we mnie taki cholerny niepokój, nigdy wcześniej nie czułam się przy nim tak źle, a tym bardziej nie obawiałam się przy nim o swoje własne życie. Do dziewczyny dotarło co zrobiła, zrozumiała to, tylko trochę za późno. Torchio okazał się być ostatnim psychopatą, jakich mało. Wiedziała, że jest niebezpieczny, a wznieciła jeszcze większe piekło dla całej naszej trójki. Teraz już się nie hamował, szarpnął za klamkę i wyszedł na zewnątrz, paliło od niego złością z daleka. Naładował broń. - Przykro mi Laura, miło było, ale się skończyło. Rozłącz się. - Zwrócił się do Alessandro, bez skrupułów wykonał polecenie, tak jak każdy tutaj bał się o swoje życie.
CZYTASZ
Save Us David
FanfictionDrugi tom trylogii „Oops I did it again". Czteroletni Daniele Johnson przeszedł ciężki zabieg, zwalczył nowotwór. Pomiędzy Damiano, a Amber sytuacja się pogarsza, brunet wyrzuca walizki dziewczyny za drzwi, a ta nie ma schronienia. Pomiędzy nią, a j...