L'amavo Tanto Quanto Amo Ancora Te

149 11 10
                                    

Co czułam? Pustkę. Odnosiłam wrażenie, że dziecko nie żyło przeze mnie. Obarczałam się winą jego śmierci znając jej przyczynę, co nie było dobre. Nachalnie próbowałam sobie wmówić, że to wszystko moja wina, że to przeze mnie moje dziecko doznało asystolii.

Jego drobne serduszko nie biło.

Łzy spływały po moich licach litrami. Gwałtownie wstałam z fotela i wpadłam w objęcia Alessandro przy tym wycierając cały żel ze skóry mojego brzucha o jego czarną koszulę, ale zupełnie go to nie interesowało.

On wiedział co czuję i przeżywał to razem ze mną.

Szatyn objął mnie mocno. Jedną dłonią przyciskał moją głowę do jego klatki piersiowej tym samym gładząc ją, a drugą obejmował moją talię. Moje łzy stopniowo wchłaniały się w koszulę zielonookiego, natomiast jego pojedynczą poczułam na moim karku. Rozpaczałam tak mocno, że nie byłam w stanie złapać powietrza. Uczucie jakie mi sprzyjało było okropne.

- Pani Malik... - Usłyszałam cichy głos pani doktor. Nawet na chwilę nie przesunęłam swojego wzroku na jej osobę. - Wiem jak bardzo pani jest ciężko, było i będzie. Niestety, ale takie sytuacje się zdarzają. Prędzej czy później będzie się pani musiała z tym pogodzić, co nie będzie łatwe. Zdaję sobie sprawę z tego, że to żadne pocieszenie, ale musi być pani tego świadoma.

Słowa blondynki doprowadzały mnie do szału, jeszcze większej rozpaczy, ale miała wiele racji. Uczucie które towarzyszy mi teraz minie, ale nigdy nie zdołam zapomnieć tego, że straciłam dziecko.

•••

Byliśmy w drodze do domu, panowała grobowa cisza. Moje oczy były podkrążone i ekstremalnie zaczerwienione, a mój wzrok był wbity w jeden punkt, mianowicie skórzaną tapicerkę. Po moich rozgrzanych licach płynęły tylko pojedyńcze krople słonych łez, lecz na pewno nie było to to, co działo się w gabinecie ginekolog.

Alessandro również się uspokoił, ale wyglądał, jakby znów miał pęknąć i ponownie się rozpłakać. Miał podkrążone oczy, a jedna z jego nóg nieustannie tupała w podłoże samochodu. W końcu zdecydowałam się położyć dłoń na jego kolanie, co miało dać skutek taki, by szatyn choćby trochę się uspokoił. Doskonale wiedziałam co oznaczało nerwowe tupanie w podłogę. Ten ułożył swoją dłoń na mojej, a następnie delikatnie ją ścisnął. W pewnej chwili przerwał ciszę, która trwała od samego początku zajęcia miejsc w samochodzie.

- Powiesz Davidowi? - Spytał, a ja natychmiast przerzuciłam wzrok na niego.

- Muszę, jest ojcem i nie wyobrażam sobie nie powiedzieć mu o tym, co się stało. - Odparłam, a ten jedynie przytaknął i zaczął rysować swoim kciukiem wzorki na skórze mojej dłoni. - Dziękuje, kochanie. - Wyrzuciłam z siebie, a ten spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Za to, że jesteś tutaj ze mną, wspierasz mnie jak możesz i jestem ci za to bardzo wdzięczna. Kocham cię, Alessandro, bardzo. - Kątem oka zauważyłam uśmiech na jego twarzy. Wyglądał tak uroczo, gdy się uśmiechał.

- Ja też cię kocham, Amber, nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo. - Rzekł. - Jedziemy do Damiano czy chciałabyś jeszcze ochłonąć? - Szczerze powiedziawszy, chciałam to załatwić jak najszybciej, zrobić to co planuję i zniknąć z jego pola widzenia.

- Pojedźmy teraz, chcę to mieć za sobą.

•••

Wyglądałam tragicznie, ale nie interesowało mnie to. Nie przyszłam na wybieg mody, tylko po to, aby przekazać jedną informację, którą mogę ująć choćby w jednym słowie.

Gdy wysiadłam z samochodu zaczęłam wątpić w swoją decyzję. Zaczęłam się piekielnie stresować reakcją bruneta, którego chciałam unikać jak ognia.

Save Us DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz