Byłam zła na siebie za to, że zazdrość ze mną zwyciężyła. Zawsze byłam typem osoby, która zazdrościła każdej najmniejszej rzeczy, ale jeszcze nigdy nie byłam zazdrosna o swoją własną matkę. Podejrzewam swoją matkę o romans z kimś, kto nawet nie jest moim chłopakiem, narzeczonym czy mężem, to raczej nienormalne. Moja zazdrość przekracza wszelkie granice.
- Panie Johnson, musimy kiedyś wyjść na jakąś kolację, bez mojej córki. - Na te słowa uchyliłam swoje usta z niedowierzania. Moja matka flirtowała z Alessandro. - Alessandro, nie daj się prosić. Po kolacji moglibyśmy wpaść do mnie, porobić ciekawe rzeczy. - Miałam tak ogromną ochotę wejść tam i ją zdzielić, miałabym gdzieś konsekwencje i to, że bądź co bądź to moja matka. Byłam tak cholernie zazdrosna i zła.
- Nie przyszła tu Pani ze mną flirtować, tylko omówić formalności związane z lokalem. - Po usłyszeniu tego zdania na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech. Na całe szczęście Alessandro zachował resztki honoru. Założyłam ręce na piersi i dalej przysłuchiwałam się wymianie zdań. - Nie uważa Pani, że to niezbyt dobry pomysł odbijać faceta swojej własnej córce? Odrazu Pani powiem, że się Pani nie uda. - Byłam z niego dumna. Jestem pewna jak niczego innego, że w mojej matce się gotuje. Czyli jej głównym celem odwiedzin tej posiadłości był podryw biznesmena, mamo, nie poznaje cię. - Po co Pani tak właściwie ten lokal? Ma Pani ukończone chociaż technikum gastronomiczne?
- Co Pana to interesuje? To mało ważne, chcę otworzyć restaurację w centrum, a Pan nie powinien się wgłębiać w szczegóły. - To ona nie pracowała w największej konkurencji Johnsona? Firma Johnsona zmieniła się w kancelarię adwokacką, a kancelaria Hooderona jest drugą najpopularniejszą, rzymską kancelarią.
- Przecież tu jest napisane, że pracuje Pani u Hooderona.
- Już tam nie pracuję. - Może i nie powinnam, ale za to, że próbowała mi perfidnie odebrać Johnsona zadzwonię do kancelarii Hooderona i rozegram grę. Popełniłaś błąd mamusiu. Z tylnej kieszeni jeansów wyjęłam komórkę, wyszukałam numer telefonu do kancelarii Hooderona i zadzwoniłam tam.
- Kancelaria adwokacka na ulicy Via Haile 590, w czym mogę pomóc? - Zapukałam do drzwi i weszłam do biura Alessandro z wyrazistym uśmiechem. Wyciszyłam się i przełączyłam telefon na tryb głośnomówiący.
- Wybaczcie, że podsłuchiwałam, ale później wam wytłumaczę. Alessandro, posłuchaj. - Już po trzech pierwszych słowach na twarzy mojej matki zauważyłam zakłopotanie. - Dobry Wieczór, z tej strony Flora Fernandes, czy mogłabym się dowiedzieć od której godziny można złożyć wizytę Pani Anne Malik? - Usatysfakcjonowana czekałam na odpowiedź, wiedziałam, że matka w dalszym ciągu pracuje u Hooderona, a jest tutaj tylko dlatego, by poderwać Johnsona.
- Anne Malik zaczyna jutro swoją zmianę od dziewiątej trzydzieści aż do dziewiętnastej. Wpisać Panią na listę? - Przerzuciłam wzrok na twarz mojej matki, zadałam jej kpiące spojrzenie. Johnson uniósł kącik swoich ust i poklaskał w dłonie.
- Nie, dziękuję bardzo. Miłego wieczoru, do widzenia. - Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam komórkę do kieszeni. Stanęłam za Johnsonem i oplotłam ręce wokół jego szyi. - Mamusiu, dlaczego tu jeszcze siedzisz? Wyjdź stąd zanim pomogę ci trafić do drzwi. - Ta tylko prychnęła pod nosem.
- Nie nauczyłam cię podsłuchiwać czyiś rozmów córeczko. Nie chcę już tam pracować i chcę otworzyć restaurację. Niedługo złożę wniosek o wycofanie mnie z pracy. Teraz mogłabyś wyjść i zająć się synkiem Pana Johnsona? - Nie wierzyłam w to co mówi ta kobieta, tak bardzo u mnie zminusowała, a nasze relacje były tak dobre. Chciałam, by w niej płonęło. Alessandro dobrze wiedział, że dam jej popalić, bo znał mnie wystarczająco. Z gracją usiadłam na jego kolanach zarzucając jedną z rąk na jego kark. Ten ułożył swoją dłoń na moim biodrze, a drugą na udzie.
CZYTASZ
Save Us David
FanfictionDrugi tom trylogii „Oops I did it again". Czteroletni Daniele Johnson przeszedł ciężki zabieg, zwalczył nowotwór. Pomiędzy Damiano, a Amber sytuacja się pogarsza, brunet wyrzuca walizki dziewczyny za drzwi, a ta nie ma schronienia. Pomiędzy nią, a j...