Przeprosiny

379 25 31
                                    

Przez pierwsze minuty miałam go za idiotę, logiczne było, że sama z siebie się nie naprawi. Po czasie zrozumiałam przekaz tej sentencji.

- To był impuls, przepraszam cię, tak cholernie cię przepraszam. - Usiłowałam złapać jego dłoń, lecz za wszelką cenę mi na to nie pozwalał.

- Idź stąd. - Wywrócił oczami. - Na chwilę obecną nie chcę cię widzieć, a tym bardziej słuchać twoich przeprosin. - Do czystej szklanki nalał whisky, upił łyk, ale natychmiast mu ją zabrałam.

- Na dziś wystarczy. Pamiętaj, że masz dziecko, które dodatkowo jest w szpitalu. Miałeś się z nim zobaczyć, a jutro będziesz miał kaca o ile w ogóle do rana wytrzeźwiejesz. Nie zobaczysz się z nim, nawet cię tam nie wpuszczą. Daniele cię potrzebuje, a ty upijasz się w trzy dupy.

- Daniele potrzebuje nas, a ty to spieprzyłaś. - Doskonale wiedziałam, że potwornie zachowałam się robiąc to, co miało miejsce.

- Będziesz mi to wypomniał do końca życia? To był głupi jednorazowy błąd. Jeśli nie przyjmujesz przeprosin, nie wiem co mogę zrobić. Póki co idę się przespać, a ty idziesz ze mną. - Widziałam, że był na skraju zaśnięcia na siedząco. Był wykończony, miał podkrążone oczy, powieki błagalnie mu się zamykały. Zamknęłam wszystkie butelki z trunkiem i włożyłam je do gabloty. Szklanki zaniosłam do kuchni, natomiast podłogę uważnie odkurzyłam. Dochodziła druga w nocy, cholernie chciałam już być w łóżku. - Wstawaj. - Właśnie w tej chwili zauważyłam, że Alessandro zasnął. - Kpisz sobie w tej chwili. - Rzuciłam cichą wiązankę przekleństw, chyba nie zostawię go na krześle. Prędzej czy później się spieprzy co może nie za dobrze się skończyć. Wciągnęłam głęboko powietrze i zaczęłam szturchać Johnsona. - Obudź się. - Po dłużej chwili udało mi się go rozbudzić, co było ciężkie. Jeśli popadłby w głęboki sen miałabym marne szanse na dobudzenie go. - Trzymaj się człowieku. - Syknęłam, gdy prawie upadł. - I co? Zadowolony z siebie jesteś? Uważaj! Schody! - Zarzuciłam jego rękę na swoje ramię tym samym podtrzymując go. - Nogi do góry chłopie, zaraz się wyrąbiesz. - Upominałam go co chwilę, jak dziecko. - Nie pomagasz pchając się na mnie! - Zganiłam go, a ten oprzytomniał. Rozejrzał się wokół w pewnej chwili trafiając na moje źrenice. Czułam się, jakby zabijał mnie wzrokiem. - Idź. - Bez skrupułów wykonał polecenie i prawie bez mojej pomocy wspiął się na piętro. Potem poszło z górki, zaprowadziłam go do pokoju rzucając na łóżko. Okryłam go pierzyną, odpłynął w przeciągu dwóch minut. Westchnęłam ciężko na myśl, że muszę jeszcze zmyć makijaż i przebrać się w piżamę. Udałam się do łazienki, spięłam swoje włosy, a wacik kosmetyczny nasączyłam płynem micelarnym. Zmyłam pozostałości makijażu i zrzuciłam z siebie ubrania. Na siebie włożyłam koszulę nocną w zestawie z długimi spodniami piżamowymi. Ogromnym minusem luksusów tego domu było to, że okien w salonie w żaden sposób nie dało się uchylić. Jedna ze ścian była całkowicie oszklona, a wyjście na zewnątrz otwierało się na oścież. Wystarczyło tylko czekać, aż zapach alkoholu sam zniknie. Zgasiłam wszystkie światła i upewniłam się, że drzwi wejściowe są zamknięte. Podreptałam na piętro, zatrzasnęłam drzwi od pokoju. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy zauważyłam że Alessandro nie ma w łóżku. Zdziwienie momentalnie przerodziło się w struchlenie i okropny strach, gdy zauważyłam że drzwi balkonowe są otwarte. Serce podeszło mi do gardła, bez chwili zastanowienia ruszyłam w stronę balkonu. Uspokoiłam się, gdy okazało się że Alessandro po prostu opierał się o barierkę.

- To takie urocze Amber, że się o mnie martwisz. - Rzucił. - Jesteś świadoma, że jutro nie chcę cię widzieć w tym domu? - Odwrócił wzrok w moją stronę, czekał tylko na jakąś reakcję z mojej strony.

- Alessandro, ja... Nie mam gdzie się podziać. - Odparłam zgodnie z prawdą.

- Myślisz, że to mój problem? - Z kpiącym wyrazem twarzy wyminął mnie wchodząc z powrotem do pokoju. Mało brakowało, a zatrzasnąłby mnie na balkonie.

Save Us DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz