「 POV. Capela 」
Siedziałem przy jednym z łóżek szpitalnych, a mianowicie przy łóżku gdzie leżała Emi. Musiała ona zostać tu trochę dłużej, a jako iż powinna być w więzieniu to nie chcieliśmy zostawiać jej samej w sali.
Oczywiście nie byłem tu sam. Na wypadek gdyby ktoś chciałby ją odbić to jest też tutaj Pisicela, Montanha, Alex, Max, Jacob, Potato i jacyś inni policjanci.
Nagle usłyszałem dźwięk otwierania drzwi, a do sali wszedł Erwin, Carbonara i Ivo.
— O kurwa nie ta sala — powiedział pastor, zauważając nas.
Tak szybko jak się tutaj pojawili, tak też zniknęli.
— Myślę, że oni jednak nie pomylili sal... — powiedział Montanha, lekko się przy tym śmiejąc.
— Taaa... Ale niech jeszcze poszukają — mruknąłem — może być śmiesznie.
Po paru minutach usłyszeliśmy krzyk Davida.
— NO PRZECIEŻ WSZYSTKIE SALE PRZESZUKALIŚMY I NIGDZIE JEJ NIE MA!
— NIE DRZYJ JAPY! — tym razem był to Carbonara.
— NO ALE NIGDZIE JEJ NIE MA — znów był to David.
Znów usłyszeliśmy otwierające się drzwi, a po chwili do środka wbiegł David, a za nim reszta.
— NO MÓWIE CI, ŻE TUTAJ JEJ NIE MA! — krzyknął Carbonara.
— NO JAK JEJ NIE MA JAK JĄ WIDZE DEBILE! — krzyknął, wskazując na łóżko, gdzie leżała nieprzytomna dziewczyna.
— Jezu no nie drzyjcie się tak — powiedział Montanha, łapiąc się za głowę.
— Oho, a kto to powiedział? — zwrócił się do niego Erwin.
— No ale nie drę się tak jak Gilkenly — wywrócił oczami.
— Po nazwisku to po pysku... — mruknął David, a po chwili wziął jakieś krzesło i postawił je po drugiej stronie łóżka.
— Dobra, a Wy musicie tu wszyscy być? — odezwał się Alex w stronę zakshot'u — Ciasno tu i powietrza zaczyna brakować.
— Tak — odpowiedział mu Laborant.
CZYTASZ
ðððððððð ;; ð±ð®ðð¶ð± ðŽð¶ð¹ðžð²ð»ð¹ð
Fanfictionâ - ð ðÅð®ðÌð»ð¶ð² - ð°ðµÅðŒðœð®ðž ð»ð®ðŽð¹ð² ðððð®Å - ðžððŒ ð·ð²ðð ðððº ð±ð¿ð®ð»ð¶ð²ðº, ðœð¿ðð²ð ðžððŒÌð¿ð²ðŽðŒ ðð²ð¿ð®ð ððžðð¶ðð ð ðð²ð· ðŒðžð¿ðŒðœð»ð²ð· ð°ðµðŒð¿ðŒð¯ð¶ð²? - ððœðŒð·ð¿ðð®Å ð»ð® ðºð»ð¶ð². ð§ð. â _________ ××...