Dokładnie miesiąc minął od jej śmierci. Miesiąc bezczynności i litrów przelanych łez. Był facetem - i co z tego? Czy to wykluczało z jego słownika czystą rozpacz po ukochanej osobie? A co miał powiedzieć, skoro oprócz najbliższej sobie kobiety, stracił również upragnione, a nawet nienarodzone dziecko? No kurwa jak miał się czuć?!
Miesiąc. Tyle siedział w jednym pokoju - niegdyś ich wspólnej sypialni. Czy było to dla niego jeszcze bardziej bolesne? Być może. A może chciał, żeby jeszcze bardziej bolało? Nie wiedział.
Przeklinał świat. Przeklinał ludzi, którzy mu ją odebrali. A także samego siebie, bo nie zdążył na czas. Może gdyby od razu pobiegł do Osady, wszystko wyglądałoby inaczej? Może powinien tamtego dnia zostać w domu? A może po prostu zabić wszystkich ludzi, by nigdy nie wpadło im do głowy ponowne zaatakowanie Osady? Tak... W tamtym momencie bardzo tego pragnął...
Nie wychodził jednak. Jeśli było to możliwe, nie ruszał się nawet o krok. Bo niby gdzie miałby iść? Na jej grób? Żeby udusić po drodze paru niewinnych Nadnaturalnych? Nie. Po prostu siedział. I płakał. Czasami krzyczał. A może jedno i drugie naraz? Nie, chyba nie. A może jednak?
Gubił się w swoich własnych myślach. Ciągle nachodziły go nowe scenariusze - a co było gdyby... No właśnie. Co by było gdyby? Żyłaby. Mógłby ją przytulać, całować, dotykać... Mógłby ciągle okazywać jej swoją nieprzerwaną i wieczną miłość. Mógłby. A teraz?
Z całym impetem uderzył w ścianę, nawet nie czując, że coś sobie złamał. Choć połowa pokoju była już zdemolowana, dalej znajdował rzeczy, które mógłby rozwalić. Dlaczego wyobrażał sobie w ich miejscu ludzi? Bo chciał ich ZABIĆ.
A potem znów wylewał z siebie łzy.
***
- Carl. - Już od kilku dni (a może kilkunastu) słyszał ten głos za drzwiami. - Wyjdź w końcu z tej nory - rozkazał Will poważnie.
Nie odpowiedział. W sumie nie miał po co, skoro przerabiali tę gadkę po raz kolejny (kilkunasty).
- Pierdol się - szepnął pod nosem, skoro tylko na to mógł się zdobyć. - Wszyscy się pierdolcie.
- Carl. Proszę cię - westchnął przywódca, a Carl poczuł, jak opiera się o drugą stronę drzwi. Sam przecież to robił. - Nawet nie wiesz, jak mi przykro... Mogłem z nimi iść.
Siedział cicho.
- Ale... Minął już miesiąc. Wiem, że po utracie wybranki trudno się odnaleźć, sam nie wiedziałbym, co robić, gdyby Rina... Ale nie staczaj się, Carl. Pogódź się z tym.
- Mam się pogodzić, że Molly została zamordowana?! - ryknął, nagle otrzymując niezły przypływ energii. - Zostawcie mnie w świętym spokoju! Wypierdalaj stąd!
Will posłuchał. Bo niby co miał innego zrobić?
***
Kiedy ostatnio jadł? W sumie to kilka dni temu. Ile? Niby skąd miał to wiedzieć, skoro nawet nie patrzył na zegar? A może nie jadł w ogóle od jej śmierci? Nie... Wtedy sam by zginął. A może byłoby tak łatwiej? Może...
Wstał gwałtownie, pierwszy raz od dłuższego czasu, odważając się zejść do kuchni. Jej małego azylu. Było brudno, nawet naczynia sprzed miesiąca walały się gdzieś po blacie. Dokładnie wiedział, co robiła tuż przed atakiem. Przed tym, jak musiała wybiec, by się ratować. Nie zdążyła.
Nóż. Domyślał się, że była to ostatnia rzecz w domu, jaką dotykała. Sam go właśnie dotykał. Pogładził jego ostrze, nieco się krzywiąc, na jego stan. Czy nie lepiej byłoby go naostrzyć?
Sam nie wiedział, kiedy wycelował końcówką w szyję. Pamiętał tylko, że mocno się przy tym uśmiechał.
- Molly...
Drżały mu ręce. A może cały drżał? Nie potrafił jednak wyjaśnić tego, jakim cudem poczuł ciepło na zaciśniętej dłoni z ostrzem.
Nie.
I dlaczego usłyszał jej głos w swojej głowie.
Ale posłuchał. Choć bardzo pragnął zginąć i podchodził już do tego tak wiele razy, zawsze mu przeszkadzała. Zamiast się wykrwawiać, upadał na podłogę i wrzeszczał na cały głos.
***
Widział jej zdjęcia na każdym kroku. Jak mógł wpaść na pomysł, by rozwiesić wszystkie, które miał? Teraz prześladowała go nawet w snach. (W ogóle spał?)
Budził się. (Albo nie?) Gładził bok łóżka, myśląc, że ją tam znajdzie. Ciepłą... Roześmianą... ŻYWĄ.
Ale nie. Spał przecież na podłodze. A gdzie podziewała się Molly? Czyżby szykowała śniadanie? A może źle się czuła z powodu porannych mdłości? Nie. Leżała dwa metry pod ziemią.
Wtedy znowu zaczynał płakać. Czasami po prostu czuł, jakby ulatywało z niego powietrze i ledwo potrafił się zmusić do wzięcia oddechu. A może w ogóle nie zmuszał i ten przeklęty głos w głowie musiał mu pomagać? Tak. Gdyby nie on, już dawno przecież by nie żył.
***
Wszyscy już mu odpuścili. Z jednej strony bardzo mu ulżyło, ale z drugiej... Czyżby chciał, by mu się naprzykrzali i próbowali pocieszyć? Choć sam wiedział, że się już nie pozbiera, miał nikłą nadzieję na to, że wszystko wróci do normy. Ale jak miało wrócić, skoro Molly i jego córeczka już dawno nie żyły? Czy jego wybranka już zgniła? Czy robaki rozpoczęły na niej swój żer?
Dlaczego myślał o tym w tak dramatyczny sposób? Wiedział przecież doskonale, że w życiu (życiu!) mu to nie pomoże. Więc dlaczego jeszcze bardziej pogłębiał się w rozpaczy? Czy świadomie chciał doprowadzić się na samo dno? Tak. Prosto do Molly.
Wstał, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Miał wrażenie, że od kilkugodzinnego siedzenia w jednej pozycji kości zaraz odmówią mu posłuszeństwa. Coś strzeliło. Nie, to przecież pęknięty kawałek podłogi. Ale nie miał się nad czym zastanawiać, wymioty bardziej zajęły jego myśli.
Znowu wstał, tym razem nieco mniej ociężale. Przemył usta i dokładnie obejrzał się w lustrze. Czy to naprawdę był on? Czy ten smętny widok w odbiciu to naprawdę był on? Wiedział, że tak. Więc dlaczego zaczął się śmiać?
***
Drżącymi dłońmi potarł płytę jej grobu. Nie obchodziło go to, że śnieg już dawno na nim osiadł, a wiatr przybierał na sile. Był przecież Nacją, a Nacja nie chorowała, prawda? Oczywiście, że chorowała - po prostu o tym nie myślał.
- Może... Chcesz do nas przyjść? - spytała niepewnie Debby, kucając obok niego. Sama drżała z zimna, ale siłą woli pozostawała przy mężczyźnie. - Doug zrobił...
- Odejdź - wychrypiał tylko, choć wyszedł z tego bardzo nieprzyjemny warkot.
- Ale...
- Wypierdalaj, diable!
Poszła. Na szczęście nie zdążył powiedzieć za dużo. (Na pewno?)
***
Dopiero po upłynięciu kilku kolejnych dni doszedł do wniosku, że cała Osada go męczy. Nie tylko mieszkający tu Nadnaturalni i człowiek - wszystko. Od budynków, widoków, po sam zapach. Nie wiedział, kiedy tak po prostu wyszedł z mieszkania, zabierając przypadkowe zdjęcie z półki.
Z początku wydawało mu się, że wie, co robi. Bo wiedział - miał przecież zaraz wrócić, prawda? A jednak został i błąkał się po lesie aż do nocy, potem do następnego dnia, następnego i następnego.
Od tamtej pory nikt go już nie widział.
______
Witam w kolejnej części Nacji!🎉
Tym razem zajmiemy się w niej losami Carla i... kogoś na jego drodze. Mam nadzieję, że Wam się spodoba😏
Do następnego!💕

CZYTASZ
Nacja II: Czas Burzy
FantasyZrozpaczonego po ataku ludzi Carla ogarnia szaleństwo. Powoli zatraca się w odmęcie własnej duszy, nie dopuszczając do siebie nawet najbliższych przyjaciół. Kto by pomyślał, że Cienie pokierują go na południe, aż do maleńkiej wioski na skraju terenu...