Atak rozpoczął się niezwykle szybko i zwinnie, jak na ludzi. Mimo zwiększenia patroli Nadnaturalnych przy granicach, znów nie udało im się wcześniej wykryć zagrożenia. Czy nie było to dziwne, skoro nawet przeciętny członek Nacji potrafił wywęszyć intruza z kilku kilometrów? Owszem, było. Ale nie mieli nawet czasu, by znów szukać powodu tego zachwiania.
Carl od razu poczuł, że coś było nie tak, kiedy usłyszał pierwsze grzmoty z broni palnej. Przeklinał sam siebie, że naprawdę niczego się nie spodziewał i nie przygotował się wcześniej do walki. A walczyć miał przecież o co (kogo).
Przywódca Osady w ekspresowym tempie przygotował wszystkich do obrony. Nacja zdawała się tylko czekać na jego rozkazy, w końcu byli już w takiej sytuacji trzeci raz z kolei. Mężczyźni od razu zmotywowali się do szybkiej ewakuacji kobiet i dzieci oraz nieuniknionej walki z Mundurowymi.
Jako, że Carl nie był jeszcze do końca sprawny, postanowił zająć się tym pierwszym. Wziął zdezorientowaną Claire pod ramię i siłą zaprowadził ją na tyły domu. Choć były co do tego specjalne wytyczne i tak się do nich nie zastosował, skoro nadal trzymał ją u siebie w mieszkaniu. Wiedział, że może nie być tam zbyt bezpiecznie. Ale czuł, że po prostu muszą tam być.
I jego instynkt miał rację. Pośród przerażających huków z wypalanej broni oraz krzyków bólu, Claire dostrzegła coś, czego nigdy już nie powinna. Płomienne kosmyki kobiety zmroziły ją do tego stopnia, że nie potrafiła się ruszyć.
A Carl zrozumiał, że osobą potrafiącą okiełznać złowrogą Puszczę była jej "nieżyjąca" matka.
***
Bitwa zakończyła się w ekspresowym tempie. Will miał wręcz wrażenie, że ludzie chcieli się tylko im pokazać i od razu zawrócić z powrotem. Co prawda tak to właśnie wyglądało, jednak przeczuwał, że szykuje się coś o wiele gorszego. Tuż po zakończeniu walki, zarządził naradę ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi. Choć wiedział, że tak może być, liczył, że i Carl do niego dołączy.
Ale on miał ważniejsze sprawy na głowie.
Claire drżała na całym ciele, ledwo potrafiąc utrzymać kubek w dłoniach. Chociaż starał się jakoś do niej dotrzeć, miał wrażenie, że totalnie odleciała z tego świata.
- Ona... Moja mama...
- Żyje - dopowiedział, słysząc, z jakim trudem wypowiadała słowa. - I stoi po stronie Mundurowych.
- Nie! Ona nie... Ona nigdy by...
Carl wzruszył ramionami. Nie znał tej kobiety ani trochę, jednak widział wszystko na wizjach, które pokazała mu sama Puszcza. Słyszał niegdyś o magicznej rodzinie wśród Zwyczajnych, jednak nie sądził, że tamte bajeczki okażą się prawdziwe. Co prawda ciężko było mu uwierzyć, że potrafili tworzyć jakiś żywioł albo chociażby latać, jednak najwyraźniej potrafili znacząco wpływać na Puszczę i ją atakować.
W takim razie czy Claire była taka sama? Siłą woli przywołał do siebie wspomnienie, kiedy to Puszcza zmusiła go do odsunięcia się od dziewczyny. Chroniła ją? Tylko po co, skoro była córką kobiety, która kilkukrotnie ją podpaliła i otumaniła?
Wstał, przemierzając salon kilka razy dookoła. Coś było w tym wszystkim nie tak, ale nie miał pojęcia, co.
***
Minęły dwa dni. Tyle wystarczyło, by Claire w miarę zdążyła się ogarnąć i w jakimś stopniu wrócić do normalności. Na prośbę Willa i Douga, Carl przedstawił ją kilku ważniejszym członkom Osady. O ile panie Moon i Borisa polubiła, panią Sulivan, Taylor oraz jej córkę Peggie... Niekoniecznie.
CZYTASZ
Nacja II: Czas Burzy
Viễn tưởngZrozpaczonego po ataku ludzi Carla ogarnia szaleństwo. Powoli zatraca się w odmęcie własnej duszy, nie dopuszczając do siebie nawet najbliższych przyjaciół. Kto by pomyślał, że Cienie pokierują go na południe, aż do maleńkiej wioski na skraju terenu...