Wraz z pierwszym dniem kwietnia, Claire mogła uważać się za w pełni zdrową. Już na wstępie chciała pomóc Carlowi i choć nie wyraził na to zgody, powyrzucała rozwalone kawałki mebli z salonu i jego sypialni. Będąc w pokoju tak mocno przypominającego jej o jego zmarłej wybrance, serce samoistnie się zaciskało. Nie chciała, a nawet nie mogła sobie wyobrazić bólu, jaki musiał przeżywać po stracie.
Ona była osobą całkowicie niezwiązaną z Nacją, a on... Stracił najważniejszą osobę zaraz po rodzicach. I to z rąk ludzi, których zaczął jeszcze bardziej nienawidzić. Czy była więc wyjątkiem? Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Podświadomie bała się, co miał w głowie, kiedy prowadził ją do Osady.
Nucąc praktycznie jedyną znaną jej melodię, powoli zmywała brudne naczynia w zlewie. Mimo, że w ogóle nie mogła powiedzieć, że czuła się w domu Carla jak u siebie i tak twierdziła, że należy wykonać pewne obowiązki. Nadnaturalny zazwyczaj tylko na nią patrzył, zupełnie jak u niej. Nie gniewała się na niego, rozumiała, że wiele rzeczy musi jeszcze przemyśleć, by dojść do siebie.
I owszem, myślał. O Molly, o Claire i o zależności między nimi. W końcu skąd miał wiedzieć, dlaczego tak bardzo pragnął mieć Człowieczkę przy sobie? Nie rozumiał, jak mógł prawie rzucić się na Harry'ego, kiedy zaproponował, by przenieść chorą Claire do miejscowego szpitala. Tak bardzo nie potrafił wyobrazić sobie chwili bez unoszącego się w powietrzu charakterystycznego zapachu, że czasami bał się przejść na dwór.
Carl.
Nieznacznie uniósł głowę, wyobrażając sobie zmarłą wybrankę tuż przed sobą. Co ona by zrobiła? Co by mu powiedziała? Jego wyobrażenie ducha uśmiechnęło się lekko, tańczącym krokiem zmierzając wprost do odwróconej tyłem rudowłosej. Sam nie wiedział, kiedy zaczął za nim podążać, tym samym znacząco się do niej zbliżając. Duch zniknął, gdy tylko położył jej dłonie na ramionach.
Co ci szkodzi, Carl?
No właśnie. Co mu szkodziło, ponownie skosztować smaku jej szyi? Zadrżała, bojąc się ruszyć choćby o milimetr. Miała ochotę krzyczeć, byle tylko przerwał i swoim pokrętnym językiem wytłumaczył jej, o co chodzi. Nie tłumaczył. Po prostu niespiesznie lizał jej kark, uznając to za bardzo przyjemne.
A gdy wreszcie zorientował się, co zrobił, od razu pobiegł do Douga.
***
- Weź ją ode mnie! - krzyknął na samym wejściu.
Doug zauważył, że był raczej przestraszony, aniżeli wściekły. Co nie znaczyło, że przerwał jemu i Debby w mozolnym mizianiu się na kanapie.
- Co znowu? - burknął, z niezadowoleniem obserwując, jak Debby schodzi z jego kolan i z posępną miną udaje się do kuchni.
- Prawie ją ugryzłem! - warknął Carl, mimowolnie wysuwając kły. - Jestem niebezpieczny, nie widzisz?!
- Hola, uspokój się, Carl - odparł Nadnaturalny, powoli do niego podchodząc. - Nie musisz się od razu denerwować.
- Mogę ją skrzywdzić!
- Więc tego się boisz?
- A co kurwa myślisz?!
Doug westchnął. Już od kilku miesięcy w ogóle nie mógł zrozumieć swojego przyjaciela. Czasami tak kręcił się we swoich czynach i słowach, że miał ochotę palnąć go w łeb. Wiedział, co było powodem jego zmiany, jednak wolał do tego nie wracać.
- Słuchaj... Nie wiem, co ty w końcu do niej czujesz, ale ogarnij się trochę - mruknął. - Rozumiem, że coś padło ci na łeb, ale...
- To ty słuchaj! Jestem niebezpieczny! - przerwał mu. - Codziennie słyszę jakieś cholerne głosy! Nagle staję się agresywny! Nie wiem, co się ze mną dzieje!
Czarnowłosy musiał przyznać, że nigdy nie widział swojego przyjaciela w takim stanie. Wyczuwał od niego złość, rozpacz, ale także świadomość swojego obłędu. Czy wreszcie dostrzegł, że naprawdę było z nim coś nie tak?
- Deborah! - zawołał swoją wybrankę, która niemal od razu wychyliła się zza framugi. - Idź do Claire. My mamy ważne sprawy do przegadania.
***
W bardzo prosty sposób Will i Harry do nich dołączyli, postanawiając chociaż postarać się rozwiązać problem Carla raz na zawsze. Pewnym było, że po prostu świrował po utracie ukochanej, ale jak mieli go z tego wyleczyć? Czy było to w ogóle wykonalne?
- Podsumowując... Czujesz popęd do Claire? - westchnął Harry, ze znudzeniem wpatrując się w okno.
- I zapominasz o Molly? - dopowiedział Will, który w przeciwieństwie do swojego przedmówcy, zachowywał się bardzo poważnie.
- Nie. Znaczy tak... Nie wiem - odparł Carl, siłą woli walcząc ze sobą, by nie wstać i znowu czegoś nie rozwalić.
Ucierpiała już stojąca w rogu (ulubiona) lampka Debby, a Doug nie miał najmniejszej ochoty niczego jej potem tłumaczyć. Przywalenie swojemu przyjacielowi w nos wydawało się odpowiednią karą za późniejsze ochy i achy wybranki.
- A te głosy? Co w nich słyszysz? - spytał.
- Wołają mnie. Ale rzadko mówią coś więcej.
- Mówią? - mruknął William. - Czyli nie jeden?
- Są różne. Czasami słyszę jakby samego siebie, a czasami... Molly - wyznał, chowając twarz w dłoniach. - Ale nie mam pewności.
Trójka przyjaciół spojrzała na siebie wymownie. Domyślali się, że za obłęd Carla były odpowiedzialne Cienie i Puszcza. W końcu to one miały za zadanie prowadzić wszystko do końca. A należytym zakończeniem żywota wybranka, była śmierć drugiego.
Wcześniej bali się jak cholera, że zaraz zabraknie zrozpaczonego Nadnaturalnego. Tak naprawdę nie wiedzieli, co robił, gdy nie było go w Osadzie. Później zrozumieli, że to nie śmierć jest mu pisana. Więc jednak chodziło o Claire? Niby co miał z nią zrobić, skoro nie dało się mieć drugiego przeznaczonego partnera?
Nie mieli pojęcia. Jednak postanowili choć trochę mu wszystko ułatwić.
***
- Więc... Twierdzisz, że w jakiś sposób jestem potrzebna Carlowi, żeby...? - Nawet nie potrafiła należycie dokończyć. Była tak zaskoczona stwierdzeniem Douga, że ledwo to do niej dotarło.
- Tak.
- Bo jakieś duchy tak sobie wymyśliły?
- Tak.
- Czyli te całe Cienie... żyją? - szepnęła z przestrachem.
- Zasadniczo nie.
- To i tak mnie nie uspokaja!
Doug westchnął. Niby jak miał jej to lepiej powiedzieć? No hej, nasze ala duchy mają dla ciebie jakieś zadanie i w sumie nie wiemy, co to może być? A, i chyba jesteś w niebezpieczeństwie? A poza tym, Mundurowi zajmujący twoją dawną wioskę mogą w każdej chwili przyjść i nas powybijać?
- Słuchaj... Po prostu zachowuj się, jak zwykle - powiedział z powagą. - Wiem, że Carl momentami...
- Jest dziwny, tak - przytaknęła, całe szczęście nie wściekając go tym, że mu przerwała.
- Ale jakby co, to wiesz, co masz robić - dokończył, spoglądając na nią kątem oka.
Przytaknęła. Bo niby jaki miała wybór?
***
Kwestia Carla na moment została zażegnana. Claire tak naprawdę nie poczuła żadnego polepszenia, jednak nie mogła też powiedzieć, że było z nim gorzej. Miała wrażenie, że coraz bardziej pilnował się w swoich słowach i gestach, choć nadal zdawał się słyszeć coś, czego nie powinien. Bo tak, przyznał jej się praktycznie do wszystkiego.
Czy znaczyło to więc, że się go bała? Owszem, był szalony i obłąkany, ale chyba zgłupiała już na tyle, że nie starała się odsuwać, kiedy chociażby podchodził zbyt blisko niej.
Jednak to, że być może było coraz lepiej, nie zmieniało faktu, że ludzie obmyślali już swój nowy plan. Podwójne wypalenie Puszczy i niezauważalne wtargnięcie na teren Nacji nie było przypadkiem.
I choć Nadnaturalni znali już całą historię od Carla, nie spodziewali się, że kolejna bitwa rozpocznie się tak szybko.

CZYTASZ
Nacja II: Czas Burzy
FantastikZrozpaczonego po ataku ludzi Carla ogarnia szaleństwo. Powoli zatraca się w odmęcie własnej duszy, nie dopuszczając do siebie nawet najbliższych przyjaciół. Kto by pomyślał, że Cienie pokierują go na południe, aż do maleńkiej wioski na skraju terenu...