Rozdział 25

889 60 5
                                    

Historia lubiła się powtarzać. Po zaginięciu, a raczej porwaniu Harry'ego, wszyscy zebrali się przy obficie obłożonym stole Willa. Jedyną różnicą był aktualny miesiąc, którym był świeżo rozpoczęty maj. Ludzie przestali atakować, dając Nadnaturalnym spokój na kilka tygodni. Nie oznaczało to jednak, że spokój będzie trwał wiecznie - wszystko miało obrócić się jeszcze o sto osiemdziesiąt stopni.

- Chcesz trochę sałatki, Debby? - spytała pani Gloria, jak zwykle wciskając swojej ulubionej żarłoczce, co najlepsze.

- O boże, tak! - odparła blondynka z pełnymi ustami, przejmując pełną zieleniny miskę.

Doug nieznacznie skrzywił się na ten widok. Nie dość, że jadła kilogramami, to jeszcze wciągała jakieś dziwne trawki z warzywami. Ohyda... Celowo głośniej wgryzł się w swojego steka, pokazując swojej wybrance stanowisko na ten temat. Zamiast obrażonej miny, której się spodziewał, otrzymał wytknięcie języka. I znowu zapragnął wziąć ją do łóżka.

Carl westchnął przeciągle, nawet nie starając się dobrze bawić. Głos opuścił go tuż po ostatnim ataku i naprawdę miał wrażenie, że stał się jakiś pusty. Tego, że jednocześnie czuł ogromną ulgę, nie potrafił wytłumaczyć. Z zamyśleniem spojrzał na Claire i jej matkę, cicho dyskutujące podczas posiłku. O ile jego rudowłosa robiła to samo, co wcześniej, Enma znalazła sobie fuchę u żywiołowego Borisa.

Z początku było ciężko. Kobieta nie była przyzwyczajona do tak bliskich relacji z Nacją, ale dość szybko przystosowała się do nowego stanu rzeczy. Razem z Claire miała przecież u nich zostać na praktycznie całe życie. O dziwo, Carlowi przestało to przeszkadzać, skoro widział swoją Człowieczkę w dobrym nastroju.

Nie dało się jednak powiedzieć tego o wszystkich. Każdy w mniejszym, bądź większym stopniu zamartwiał się przecież o Harry'ego. Zapewnienia Williama, że Nadnaturalny sobie poradzi, praktycznie nic nie dawały. Sam w końcu nie wiedział, co się z nim działo, skoro dotąd nie udało im się złapać linii i go wyśledzić. Bo tak, byli do tego zdolni.

Rina z rozdrażnieniem podała Marcelowi kolejną porcję mięsnej zupy, ale mały najwyraźniej bardzo dobrze się bawił, plując nią na wszystkie strony. Cole o dziwo był dziś wyjątkowo grzeczny i cicho bawił się swoimi autkami, mrucząc do nich jakieś rozkazy.

- Zrobię ci wypadek. Szykuj się.

Wyrwane z kontekstu przez Claire zdanie zabrzmiało gorzej niż groźba. Szybko jednak pomyślała o czymś innym, kiedy Carl wlepił w nią bardzo sugestywne spojrzenie.

- Będziemy się już zbierać - oznajmiła z lekką niepewnością, na co gospodarze machnęli im tylko ręką. Jej matka też nie wydawała się jakoś bardzo przejęta, skoro Gloria skutecznie zajmowała ją rozmowami o patelniach.

Wstała od stołu i z krótkim pożegnaniem na ustach, wyszła na korytarz. Pod czujnym spojrzeniem Carla szybko ubrała kurtkę i buty, a następnie wyszła z nim na zewnątrz. Naprawdę podobał jej się widok kwitnących tutaj drzew. To, że wychodzili akurat o zachodzie słońca, sprawiło, że po prostu musiała przystanąć w połowie drogi.

Nadnaturalny warknął coś pod nosem, jednak kiedy tylko na nią spojrzał, sam potrzebował chwili oddechu. O matko... Nie wiedział, że była tak piękna...

Stali chwilę w milczeniu, próbując odgadnąć swoje wzajemne myśli. W końcu Carl postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i objął ją jednym ramieniem.

Ja też cię kocham, Molly.

***

Harry ocknął się z ostrym bólem w głowie i podbrzuszu. Czuł, że jechał w jakimś pojeździe wraz z dwoma uzbrojonymi typkami. W pierwszym odruchu chciał po prostu ich wykończyć, jednak obecne przy nim Cienie podpowiedziały mu coś innego.

Uśmiechnął się, kątem oka widząc bransoletę na swoim nadgarstku.

Plan się udał.

***Koniec części II***

_____

Witam w ostatnim rozdziale tej części. Żeby tradycji stało się zadość, w tym miejscu serdecznie dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Jesteście cudowni!🥰

I oczywiście zapraszam do kolejnej części naszego cyklu Nacja💕

Nacja II: Czas BurzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz