Rozdział 21

664 46 4
                                    

Carl średnio słuchał, o czym mówił William na spotkaniu, jego myśli błądziły raczej po relacji z Claire i o tym, co się aktualnie działo. Nie dość, że musieli uporać się z przewidywanym atakiem ludzi, to jeszcze Carl nie był pewny, jak dalej miało wyglądać jego życie. W końcu czy mógł tak po prostu mieszkać z Człowieczką w jednym domu, powoli zmniejszając swoją rozpacz po Molly? Dlaczego w ogóle się wahał? Przecież już dawno powinien odwiedzić jej grób, a jednak od kilku dni się tego bał.

- Wiesz w ogóle, co masz robić? - spytał Doug z rozdrażnieniem, zatrzymując się przy swoim przyjacielu.

- Mam to gdzieś. I tak jesteście głupi, skoro mnie na to piszecie - burknął w odpowiedzi. - Cokolwiek to tym razem jest.

- Dostawa - dopowiedział Harry, mimowolnie przeciągając się po dobrych paru minutach siedzenia. - Nasi mili sąsiedzi postanowili coś nam sprzedać.

Carl zmarszczył brwi. W tego typu specjalnym wydarzeniu miał okazję uczestniczyć tylko raz w życiu. A skoro William wysyłał całą trójkę najbardziej zaufanych Nadnaturalnych, wiedział, że dostawa będzie niezwykle ważna.

- Kiedy wyruszamy?

- Teraz.

***

Trochę średnio uśmiechało mu się opuszczać dom, skoro Claire jawnie ukazała mu swoją niechęć. Miał to szczęście, że Will przemyślał i to, a rudowłosa mogła w spokoju spędzić te kilka dni u niego i Riny. Dodatkowo do towarzystwa dołączała jeszcze Debby, która codziennie do nich chodziła jako opiekunka Cole'a.

Ale musiał iść, skoro wszystko miało pójść sprawnie i szybko. O ile było to w ogóle możliwe, skoro prawie pewnym było, że nie wróci do swojej dawnej formy.

Nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby pod jego nieobecność ludzie ponownie zaatakowali. I gdyby Claire cokolwiek się stało.

- Uspokój się trochę, Carl - westchnął Harry, idąc do przodu, jak gdyby nigdy nic. - I ty też, Doug. Oboje sapiecie, jakbyście chcieli mnie zabić.

- Zostawiłem wszystkie noże w szafce... Czajnik w prądzie... Buty w przejściu... Matko, przecież Debby się o to zabije - mruczał pod nosem czarnowłosy, w myślach bijąc się po głowie za swoje niedopełnienia.

- Serio? Twoja wybranka jest na tyle nieogarnięta, że potrafiłaby się wyjebać o buty?

- Przecież ona potrafi się wyjebać o własne nogi! - warknął Doug, ledwo nad sobą panując. - Powinienem chociaż znaleźć dla niej jakieś ochraniacze... Albo przykleić gąbki w mieszkaniu... Piekarnik jest podłączony!

Harry westchnął. Owszem, wiedział, jaka była Debby, ale nie sądził, by zamartwianie się o nią cokolwiek dało. Jakby nie patrzeć była już dorosła - w końcu liczyła całe czterdzieści lat - czyli dwadzieścia ludzkich. Swoją drogą podobno za niedługo miała obchodzić kolejne urodziny. Przez dobry moment myślał więc, czy lepiej sprawić jej parę gadżetów do drażnienia Douga, czy lepiej kosz słodyczy i kawy... Słodkości były przecież mniej upierdliwe, prawda?

- Nie bój żaby, stary - odpowiedział Dougowi, choć myślami błądził gdzieś indziej. - A ty, Carl, przestań się dąsać, że Will wybrał także ciebie.

- Nie dąsam się - odparł grobowym tonem, tak naprawdę mając ochotę go tam na miejscu udusić.

- Nie, wcale... A ta monobrew to sama ci się zrobiła.

- Nie mam...!

- Uspokójcie się obaj - warknął w ich stronę Doug. Jakby to on był tym najspokojniejszym... - Mamy robotę do wykonania.

Nacja II: Czas BurzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz