Rozdział 14

686 45 1
                                    

Siedzieli w nieprzyjemnej ciszy, ponownie przeczekując noc w jaskini. Claire nie mogła pozbyć się strachu, który towarzyszył jej w tamtym miejscu. Carl za to za nic w świecie nie mógł wrócić do normalności. Jedyne, co robił, to patrzył na niemal całkowicie zniszczone zdjęcie ukochanej.

Co on zrobił? Dlaczego nie pamiętał, że zabił tyle zwierząt? Dlaczego nie domyślił się, że sam przyniósł Puszczy tak wiele szkód? Czemu w ogóle odszedł od Osady? Co z tego, że na moment przyniosło mu to ulgę, skoro w furii zrobił tyle okropnych rzeczy?

Nacja miała szacunek do natury. A on bezwstydnie ją zniszczył, nawet tego nie pamiętając. Tak naprawdę dziwił się, że Puszcza jeszcze się na nim nie zemściła.

- Carl? - usłyszał jej niepewny głos.

- Czego? - mruknął, nie mając najmniejszej ochoty, by na nią spojrzeć. Po prostu nie. Nie po tym, jak odkrył swoje drugie oblicze.

- Mogę coś dla ciebie zrobić?

- Zniknij mi z oczu - warknął, w ogóle już nad sobą nie panując.

Rudowłosa drgnęła niespokojnie, ale posłusznie skierowała się do wyjścia z jaskini. W lesie padało i miała chociaż to szczęście, że akurat przypadała pełnia. Sama nie wiedziała, co ją podkusiło, by oddalić się jeszcze dalej. Nagle białe duszki zdały jej się idealnymi przewodnikami wprost do płynącego wolno strumyka. I leopada, który śledził ją już od jakiegoś czasu.

Carl ocknął się dopiero, kiedy Cienie ukazały mu swoje kły. I nie miały na myśli żadnej wrogości. One się bały.

- Co się stało? - spytał, gwałtownie wstając z miejsca. - Claire?

Cienie wskazały mu drogę. Nawet nie pomyślał o tym, by zrobić coś innego, jak tylko do niej pobiec. I z furią zaatakować leopada, który właśnie się na nią rzucał.

Widzisz, Carl? Prawie ją straciłeś!

Straszne, co?!

Prawda, Carl?!

Głos zaśmiał się donośnie. A on z całej siły objął Claire drżącymi ramionami.

***

Z psychologicznego punktu widzenia wychodziło chyba, że po prostu potrzebował kogoś na wzór swojej zmarłej wybranki. Łaknął kontaktu i kogoś, kto mógłby ukoić jego stargane nerwy i serce. Czy ludzka rudowłosa była dla niego taką osobą? Śmiał twierdzić, że tak.

Siedzieli w jaskini aż do rana, a Carl ciasno ją do siebie przytulał. Nie mógł dopuścić do siebie, że w tak łatwy sposób mógł ją stracić. Ona drżała. Zarówno ze strachu, jak i szoku, którego doznała. W życiu nie widziała tak ogromnego stworzenia, jak to, które ją zaatakowało. Pamiętała tylko czerwone oczy i kły, które świeciły w mroku. Potem tylko warknięcia i obecność Carla.

- Nigdy więcej nigdzie nie idź - szepnął w jej włosy. Trochę śmierdziały dymem, ale w ogóle się tym nie przejmował.

- Yhm.

Była zbyt otumaniona, by powiedzieć cokolwiek innego. Siedząc tuż obok niego i znosząc ciężar jego ręki na plecach, zrozumiała jedno - w ogóle się go już nie bała.

Czy było to dla niej dobre? Zdecydowanie nie. Widziała przecież, co robił, w jaki sposób zabijał. Widziała jego wahania nastrojów, dziwne zachowania, mówienie do siebie. Widziała, jak się załamał na widok tego jednego zdjęcia. Ale nie wiedziała, co takiego siedziało mu w głowie.

Carl.

Ten głos. Ten cholerny głos, który pogłębiał jego szaleństwo. Cienie były pewne, że mógł doprowadzić nawet do zabójstwa najważniejszej dla siebie osoby. Dlatego ciągle ich pilnowały. Claire była w ich oczach malutkim promykiem, który mógł zapobiec atakom na Puszczę. Ale skąd mogły wiedzieć, czy posiadała te same zdolności, co jej matka?

Nacja II: Czas BurzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz