34. Katia.

95 7 0
                                    

Dostanie się w miejsce dla czarodziejów nie było takie proste. Jekaterina przeniosła nas z polany do pustego budynku w stolicy, który był w trakcie remontu, więc nikt z niemagicznych tam nie wchodził. Była to ogólna stacja dla czarodziejów, gdyż oprócz kilku taśm budowlanych i pustego pomieszczenia na parterze, wnętrze wyglądało całkiem normalnie. W każdym pomieszczeniu znajdował się kominek do podróżowania oraz wyznaczone strefy deportacji. W środku było kilku czarodziejów, jednak nikt nie zostawał tam na długo, wszyscy albo znikali w kominkach, albo wychodzili na zewnątrz, zwracając wcześniej uwagę na tabliczkę, która zmieniała kolor z czerwonej na zieloną. My również zaczekałyśmy na kolor zielony, który informował, że można wyjść niezauważonym. Z tego miejsca musiałyśmy się dostać do eleganckiego butiku dwie ulice dalej. Sklep był niepozorny, a asortyment ograniczał się do kilku rodzajów torebek i płaszczy, które nie pasowały do letniej pogody, jaka teraz doskwierała mieszkańcom miasta. Stąd też pewnie brak klientów w środku i swobodna rozmowa Jekateriny z ekspedientką. Kobieta musiała pamiętać mamę Dymitra, bo nie pytając o cel wizyty, natychmiast zaprowadziła nas do środkowej przebieralni i stuknęła różdżką w lustro. Szkło po chwili rozpłynęło się w ramie, ukazując nam kawałek korytarza i stopnie prowadzące w dół. Było ich dokładnie siedem, ponieważ liczyłam, kiedy starałam się opanować podekscytowanie. Czułam się niemal tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz jechałam do Hogwartu. Nie mogłam się doczekać, a jednocześnie próbowałam nie dać po sobie poznać, że się denerwuję. Jekaterina sunęła korytarzem bez jakichkolwiek emocji, zapewne przechodząc tędy z taką samą częstotliwością, jak korytarzem w domu. Bez zmiany wyrazu twarzy zatrzymała się przed ciężką metalową bramą i pchnęła ją z niespodziewaną lekkością. Obraz zza krat zamigotał i z zacienionego korytarza zmienił się w sam środek ruchliwej uliczki, pełnej słońca i ciepłego powietrza, które pachniało owocową herbatą z pobliskiej kawiarni.
- Dobrze trafiliśmy, nie jest zbyt tłoczno. - Powiedziała Katia, gdy mijałyśmy już trzecią grupę czarodziejów. Pomyślałam, że jeśli to nie jest tłoczno, to pewnie w inne dni nie dało się tu postawić długiego kroku. - Chciałabym najpierw wstąpić do Matyldy, ale jeśli masz ochotę, możesz wybrać kolejny sklep. Kupimy cokolwiek będziesz chciała.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję niczego nowego. - Powiedziałam, idąc za nią krok w krok.
- Nonsens. - Machnęła ręką, jakby chciała odgonić niechcianą myśl, a potem sięgnęła do klamki pobliskiego sklepu. Na szyldzie nie było nazwy, tylko elipsa przedzielona krętą linią.
- Oh, witaj Katio. - Za ladą siedziała drobną czarownica w dopasowanej szacie, która przerwała wypełnianie listy na pergaminie, żeby na nas spojrzeć. - A to musi być twoja synowa?
- Tak, już niedługo. Śliczna, prawda? Musiałam ci ją w końcu przedstawić. - Jekaterina nie dała mi czasu na odezwanie się, więc tylko pochyliłam głowę i utrzymywałam uśmiech.
- I od razu zgodziła się na zakupy ze starą teściową? - Matylda uniosła brwi, kręcąc przy tym głową. - Czym cię zmusiła, dziecko?
- Aj, nie wygaduj głupstw. Chyba widzisz, że zna się na modzie. Może powinnaś sprawić sobie nowe okulary? - Jekaterina, która w domu mówiła niewiele, była całkiem inną osobą w mieście. Chyba rzeczywiście obecność rodziny wymuszała na niej opanowanie. Mimo wszystko, nie do końca podobało mi się, jaki obrót przyjęła cała sytuacja. Czułam się, jakbym była na wystawie.
- Widzę. - Westchnęła kobieta, bez pytania łapiąc mnie za ramię, żeby bliżej przyjrzeć się materiałowi. Miałam na sobie długą, przylegającą szatę z rozciętymi rękawami, które osłaniały ramiona przed słońcem. - Materiał prosty, ale znakomitej jakości. Podobają mi się nici na gorsecie, chociaż dekolt mógłby być odrobinę niżej.
- Masz coś podobnego? - Zapytała Jekaterina, która już przesuwała wieszaki w pobliskiej szafie. - Żadnych nowości?
- Byłaś tu zaledwie półtora tygodnia temu. - Matylda obróciła oczami, odchodząc ode mnie. - Dla niej nic nie mam, ale przyszedł szal, który zamawiałaś. Trzymam go na zapleczu, przyniosę.
- Chciałabyś coś przymierzyć? Może tę chustę? - Katerina wydawała się zadowolona. - Zrobiłaś na niej wrażenie, tylko nie chce się przyznać.
- Mam! - Krzyknęła Matylda zza drzwi, po czym otwarła je z hukiem, niosąc długie pudełko. - Tylko daj mi chwilę na spakowanie. Bardzo łatwo można go zmiąć. Nie pokazuj jej tej chusty, jest na nią stanowczo za młoda, będzie wyglądać na czterdzieści lat.
- Dla niej też powinnaś wybrać coś dobrego. Wstąpię po to następnym razem. - Katia szybko odwiesiła chustę na miejsce, odrobinę się rumieniąc. Zabrała od Matyldy torbę, zapłaciła i pchnęła mnie w stronę drzwi, rzucając przez ramię szybkie pożegnanie. - Myśli, że pozjadała wszystkie rozumy, a nawet nie potrafi nic doradzić, wszystko muszę robić sama. Ale aż oko jej drżało, kiedy oglądała twoją szatę, dawno nic takiego nie widziała.
- Gdzie teraz? - Miałam nadzieję, że tymi zakupami Jekaterina chciała się do mnie zbliżyć, ale najwidoczniej chodziło jej tylko o przechwałki przed znajomymi. Nie pozwoliłam, aby moja zmiana nastroju była widoczna. Jeśli na tym jej zależało to trudno, to ja byłam w końcu w mieście czarodziejów i zamierzałam się z tego cieszyć. Było dużo lepiej niż w Hogsmeade, gdzie mijało się tylko uczniów. Tutaj każdy czarodziej był wyjątkowy, od wiekowych staruszków z długimi brodami do młodych czarownic z idealnie podkreślającym twarze makijażami. Tak jak mówił Dymitr, była to bogata ulica. Oprócz wytwornych butików, pachnących kawiarni i eleganckich aptek próżno było szukać czegoś innego. Dopiero po wyjściu z piątego butiku, Katerina opadła trochę z sił i dała się wyprzedzić. 
- Najwyższa pora trochę odpocząć, tu niedaleko jest taka miła herbaciarnia. - Wysapała, przecierając czoło za zmęczenia, chociaż to ja niosłam wszystkie jej zakupy. - Usiądziemy w środku, tam jest trochę chłodniej. Poza tym jestem tam umówiona.
- Niedaleko widziałam księgarnię, może mogłabym tam teraz zajrzeć? - Miałam się nie odłączać, ale już ja wiedziałam, co to za spotkanie.
- Nie powinnaś zostawać sama, ale jeśli to tylko księgarnia... - Zastanowiła się, a przez twarz przemknął jej grymas niezadowolenia na myśl o sklepie z książkami. - Jeśli obiecasz wrócić za pół godziny, zanim herbata wystygnie.
- Obiecuję. - Uśmiechnęłam się, kiedy zabierała ode mnie torby. Może to tylko trzydzieści minut, ale wreszcie mogłam odetchnąć. To kilkadziesiąt metrów, które dzieliły mnie od księgarni, niemal przefrunęłam z ożywieniem rozglądając się na boki. Wszystko było dla mnie interesujące. Mijałam unoszące się w powietrzu szmatki, które bez niczyjej pomocy myły witryny, konewki same podlewały donice z kwiatami, a manekiny na wystawach zmieniały pozy, jak prawdziwe modelki. Z tego wszystkiego jednak księgarnia była najlepsza. Napis na oknie zmieniał się w różne tytuły ostatnich bestselerów, a książki pozostawione na wózku do odłożenia, jedne za drugimi wracały na swoje miejsca. Tutaj było najmniej tłoczno, a ci, którzy robili zakupy, rozmawiali ze sobą szeptem, jakby byli w bibliotece. Podobało mi się, że na półkach można było znaleźć książki nie tylko w języku rosyjskim, ale także w innych europejskich językach. Ostatecznie zdecydowałam się na jedną książkę w twardej oprawie, która była zbiorem poezji. Przeglądając półki w domu Dymitra, nie natknęłam się na dużo dzieł tego gatunku, ale czułam, że mu się spodoba. Zapłaciłam kilkoma monetami, które zabrałam z domu i wyszłam na zewnątrz. Zostało mi niewiele czasu, a Jekaterina pewnie już sprawdzała zegar.
- Ach, jesteś wreszcie. - Powiedziała, gdy tylko przekroczyłam próg herbaciarni. - Poznaj proszę. To jest pani Polina, a to pani Renata.
- Dzień dobry, miło mi panie poznać. - Powiedziałam, spoglądając najpierw na starszą czarownicę z długim warkoczem, a później na drugą w wieku Jekateriny.
- Tak, to jest właśnie Rosemarie. Siadaj, kochana. - Katia aż podskakiwała na krześle, obserwując reakcję znajomych. Polina patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami, jakby myślała ,,nic specjalnego", natomiast Renata podzielała entuzjazm Kateriny, uważnie lustrując mnie od stóp do głów. - Tak jak mówiłam, Rosemarie spędza u nas całe wakacje. To takie...
- Co trzymasz w ręku, moja droga? - Przerwała jej Polina. Opuściła już nieco brwi, tracąc zainteresowanie słowami mamy Dymitra.
- Kupiłam tomik poezji. Chciałabym przeczytać go z moim narzeczonym. - Coś nie podobało mi się w tych kobietach. Były jeszcze bardziej wyniosłe niż Matylda i czułam, że mogą zrobić przykrość Jekaterinie. Na wystawie, czy nie, nie chciałam dać im satysfakcji. Ja i Katia wyjdziemy zwycięsko z tej walki.- Choć nie uważam, żeby go potrzebował. Dymitr jest niesamowicie szarmancki i czarujący nawet bez wierszy.
- Tak, oboje spędzają mnóstwo czasu w bibliotece. To wspaniałe obserwować młodzież z takim zapałem do nauki. - Jekaterina była zachwycona i z chęcią pociągnęła moją grę. - Rosemarie, tak jak mój Dymitr, jest wzorową uczennicą.
- Ja w ich wieku też lubiłam chodzić z moim pierwszym mężem w odosobnione miejsca. - Zachichotała Renata, próbując wbić szpilę Katii.
- Narzeczeństwo rządzi się swoimi prawami. - Jekaterina upiła łyk herbaty. - Moje dzieci są dobrze wychowane i wiedzą na ile można sobie pozwolić.
- Nie denerwuj się kochana, tak tylko rzuciłam. - Renata machnęła ręką.
- Ależ nie denerwuję się. Po prostu podkreślam, że nie wszyscy lubią książki, w których każdy rozdział zaczyna się imieniem nowego męża. - W porę zdążyłam zacisnąć wargi, zanim całkowicie otwarłam usta w zdumieniu. Ilu Renata miała mężów?
- Swoją drogą, jak czuje się Roland? Chyba przeszły mu już te drgawki, których dostał po obiedzie u twoich rodziców? - Zapytała Polina, czerpiąc radość z przedstawienia.
- Biedaczek, nadal się z nimi męczy. Ale skąd mama miała wiedzieć? Nigdy nie mogłam zapamiętać, który miał alergię na różne rzeczy. - Renata udawała zatroskaną. - A ty, dziewczyno, dobrze znasz Dymitra? Jesteś pewna, że ktoś taki spełnia twoje wymagania?
- Co to ma niby znaczyć, ktoś taki? - Oburzyła się Jekaterina.
- Pani Renacie z pewnością nie chodziło o nic złego. Szczerze, nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego narzeczonego. - Chyba by mnie wykręciło, gdyby Dymitr to teraz słyszał. - Imponuje mi swoją wiedzą, troską o rodzinę i oczywiście o mnie. Potrafi być uroczy, zabawny, ale także stanowczy i zawsze można na niego liczyć. Mam wrażenie, że rozumiemy się bez słów. Nigdy wcześniej nie myślałam, że można mieć z kimkolwiek taką więź.
- Rosemarie ma na niego tak dobry wpływ, jest nią tak oczarowany... - Jekaterina uśmiechnęła się, licząc palce do czterech i zatrzymując się na piątym. - Dobrali się idealnie i to nie za piątym razem.
- Szkoda, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia w doborze odpowiedniego męża. - Polina nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. - Kiedy planujesz nas do siebie zaprosić, twój Ilia już wrócił zza granicy?
- Och, niestety nieprędko. Może zaproszę was, gdy Rosemarie wyjedzie. Planuję zorganizować remont zaraz po jej powrocie do szkoły. Koniecznie musicie zobaczyć tapety, które wybrałam. Ilia obiecał kupić wszystko, co tylko mi się spodoba.
- Ciężko mi sobie to wyobrazić. Rosemarie, co myślisz o mężu Katii? - Zapytała Polina, prowokując mnie do zwierzeń. Nic z tego.
- Poznałam go już dawno temu, kiedy odwiedzał tatę. Jest bardzo gościnny wobec mnie i wierzę, że tak zostanie. Nasi rodzice dobrze się dogadują.
- Czuję, jakbyśmy rozmawiali o kimś innym. - Prychnęła Polina, zarzucając swym warkoczem.
- To zrozumiałe, wszyscy w naszej rodzinie mają silne osobowości i nie każdy potrafi to dostrzec. Już niedługo zyskam cudowną córkę, która jest ponad wszelkie złośliwości. - Jekaterina była z siebie bardzo zadowolona. Albo ze mnie. Może niekoniecznie wystawiała mnie jak obrazek. Może to był jej sposób na okazanie aprobaty i jak każda matka, próbowała chwalić się swoim dzieckiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc z jej ust słowo ,,córka". Nigdy nie mogłaby zastąpić mi mamy, ale sądząc po jej stosunku do Dymitra, całkiem możliwe, że już okazała mi odrobinę swojej miłości.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz