7. Zakon Feniksa.

546 34 1
                                    

-Nikt nie zwraca na nas uwagi. -Powiedziałam, gdy przyniesiono nam piwo kremowe. -Nie zastanawiają się, co uczniowie robią w wiosce?
-Gdybyśmy przyszli w mundurkach, na pewno budzilibyśmy zainteresowanie. -Powiedział George. -Teraz jesteśmy praktycznie niewidoczni. Mają swoje własne sprawy.
-Miła odmiana. -Westchnęłam z ulgą. Mimo, że zaczepki ze strony ślizgonów po ich pierwszym i ostatnim przejściu do czynów ustały, to nadal czułam na sobie ich spojrzenia. -Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
-Wciąż ktoś cię zaczepia? -Przejął się.
-Właściwie to nie. -Przyznałam. -Harry skupił na sobie większość uwagi. Na mnie tylko... patrzą.
-Ja też lubię na ciebie patrzeć. -Uśmiechnął się zalotnie. -Nie zmusisz mnie, żebym przestał.
-Nie śmiałabym próbować. -Odwzajemniłam uśmiech. Jego wzrok w odróżnieniu od innych był życzliwy, to przy nim najbardziej starałam się wyglądać jak najlepiej. -Przynajmniej mam wymówkę do przyglądania się tobie. Wiedziałeś, że masz kilka nowych piegów na nosie?
-Chyba coraz mniej przypominam Freda. -Pogładził się po nosie, jakby chciał zetrzeć dodatkowe piegi. -Mama znacznie nas odróżniać.
-Szybko wam to nie grozi. -Nieznajomy oparł się o nas stół, niedyskretnie chowając skrzynkę za plecami. -Witaj, bracie.
-Szybko przyszedłeś. -George wstał i uścisnął bratu dłoń. -Rosemarie to mój brat, Charlie. Charlie to jest Rosemarie.
-Miło mi. -Charlie uśmiechał się, unosząc wyżej jeden kącik ust. Pomimo opalenizny, nie można było odmówić mu podobieństwa do reszty rodzeństwa. Zdradzały go rude włosy i piegowate policzki, charakterystyczne dla Weasley'ów. -Fajnie wreszcie cię poznać.
-Wzajemnie. -Odparłam, robiąc miejsce przy stole. Pudełko, które przyniósł zatrzęsło się łagodnie, gdy postawił je na blacie i usiadł obok George'a.
-Więc? -Mruknął Charlie do brata.
-Tak. -George uchylił wieko pudła i zajrzał do środka, a chwilę późnej przesunął je do mnie. -Wszystkiego najlepszego, Rosemarie.
-Z jakiej to okazji? -Zapytałam, rozpakowując paczkę. Odskoczyłam szybko, gdy coś w środku się poruszyło. -To kot!
-Wiem, że masz urodziny dopiero za półtora tygodnia, ale Charlie mógł go przynieść tylko teraz. -Odpowiedział George. -Nie masz nic przeciwko?
-Oczywiście, że nie! -Kot uroczo przeskakiwał z miejsca na miejsce, co przykuło wzrok właścicielki. Popatrzyła na nas ostrzegawczo znad okularów, palcem nakazując zdjąć kota ze stołu. Złapałam kota do rąk i pogładziłam jego biszkoptowo-rude futerko, a on ułożył się wygodnie i zamruczał, odrobinę zbyt głośno, jak na tak małe zwierzę.-Dziękuję, George. I tobie, Charlie, że go przyniosłeś. Ma jakieś imię? Naprawdę mogę go zatrzymać? Ale chyba w zamku nie każą mi go oddać? Nie jest zgłoszony. A jak ja wytłumaczę to w domu? Jaki słodziak! Nieważne, musi zostać ze mną, bo...
-Oddychaj! -Charlie zaśmiał się głośno, zagłuszając mnie, gdy nie przestawałam mówić. -Weź coś zrób!
-To coś nowego, zazwyczaj nad sobą panuje. -George uśmiechnął się przebiegle. -Teraz to prezent bardziej dla mnie niż dla niej.
-No nie wiem, ciężko będzie ci to przebić. -Wesoło westchnął Charlie. -Jak tam Fred? Trudno spotkać was osobno. Właściwie miałem nadzieję, że też gdzieś tu będzie.
-W porządku. On też miał coś do zrobienia, więc teraz jesteśmy praktycznie w dwóch miejscach jednocześnie. Wygodnie jest mieć bliźniaka.
-A z Ginny wszystko dobrze? I z Ronem, Harry'm? Mama się o was martwi, a ja rzadko mogę do niej wpaść, żeby ją uspokoić. To, że przebywa z resztą wcale jej nie pomaga.
-Ginny powodzi się aż nadto. -Uśmiechnął się pod nosem. -A Ron, jak to Ron, poradzi sobie. Lepiej powiedz, co w domu.
-Niestety bez zmian. -Zmartwił się Charlie. -To nie jest odpowiednie miejsce, żeby powiedzieć coś więcej.
-Więc chodź z nami do przejścia. -Zaproponował George. -Tam nam wszystko powiesz.
-Teraz? -Charlie uniósł pytająco brew.
-Ufam jej. -Wyjaśnił George poważnie. -Tylko dlatego tu dzisiaj jesteś.
-Znaczy no, chodziło mi tylko o to, że chyba świętujemy urodziny Rosemarie i myślałem, że to zbyt poważny temat, jak na taką okazję... Jeśli nie, to chodźmy. -Zaśmiał się Charlie. -Ty nie masz nic przeciwko?
-Jeśli chcecie porozmawiać sami, to mogę tu poczekać.
-Nie. Pora, żebyś dowiedziała się tego, czego nie mogłem ci napisać w liście.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz