7. Więzi i listy.

1.8K 105 2
                                    

Gdy profesor Moody zapytał o inne znane nam zaklęcia niewybaczalne, przeszedł mnie dreszcz. Magiczne oko nauczyciela przesuwało się po klasie w poszukiwaniu osoby chętniej, do udzielenia mu odpowiedzi. Najbardziej martwiłam się o Neville'a. Drgał na całym ciele, ale po chwili podniósł głowę i odpowiedział Moody'emu.
-Jest takie... zaklęcie Cruciatus. -Powiedział wyraźnie.
-Nazywasz się Longbottom, tak? -Moody zapytał Neville'a. Upewnił się, że tak i magicznie powiększył przyniesionego pająka. Uniósł różdżkę i rzucił, krótkie, ale okrutne zaklęcie niewybaczalne. Pająk wił się z boku na bok pod wpływem ogromnego bólu. Spojrzałam na Neville'a, który mocno zaciskał pięści i cały dygotał. Załapałam go za rękę, by dodać mu otuchy. Ja również byłam przerażona, ale musiałam zachować zimną krew, żeby pomóc Neville'owi. Na szczęście odezwała się Hermiona.
-Niech pan przestanie! -Krzyknęła. Nauczyciel posłuchał, zmniejszył pająka i schował go. Zostało jeszcze jedno zaklęcie, które Moody zademonstrował na kolejnym pająku. Przestałam patrzeć w jego stronę, ale i tak ujrzałam błysk zielonego światła, który prześlizgnął się po klasie, zaraz po dwóch zakazanych słowach. Wszyscy siedzieli jak sparaliżowani. Nie docierały już do mnie żadne słowa. Ścisnęłam Neville'a za rękę, żeby go pocieszyć. Dlaczego Moody zapytał go o nazwisko? Czemu aż tak bardzo przejął się zaklęciami niewybaczalnymi? Czy to, że wychowuje go babcia, ma z tym coś wspólnego? Chciałam mu pomóc i musiałam to później z niego wyciągnąć. Miałam nadzieję, że zrobię to po lekcji, ale Moody zawołał go do siebie i nie miałam takiej szansy. Stanęłam obok Harry'ego, Rona i Hermiony, który także widzieli, jak bardzo Neville się denerwował. Popatrzyłam na nich pytająco, ale tylko wzruszyli ramionami. Obiecałam, że poczekam na Neville'a, żeby mogli iść na dół.
Chłopak spędził dużo czasu w klasie z nauczycielem. Wyszedł, już odrobinę spokojniejszy, ściskając w rękach książkę. Zdziwił się, gdy zobaczył, że na niego czekam.
-Czekałaś na mnie?- Zapytał, jednak zdawał się nie wierzyć, że mogłabym tam stać dla niego.
-No jasne. -Zapewniłam.- Co trzymasz?
-Profesor Moody pożyczył mi książkę o roślinach. Profesor Sprout mówiła mu o mnie, więc chciał mi pożyczyć jedną. Dlaczego czekałaś? -Ruszyliśmy w stronę pokoju gryfonów.
-Martwiłam się. Nie wyglądałeś najlepiej. -Powiedziałam.
-Niepotrzebnie, już mi lepiej. Rzucał zaklęcia niewybaczalne w klasie... -Znów zrobił się nerwowy.
-Widzę, że chodzi o coś więcej. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz mi powiedzieć, ale pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Na mnie i moją dyskrecję. -Ścisnęłam go za ramię w geście pocieszenia. Podziękował, ale resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
***
Kilka dni później przy śniadaniu, szkolne sowy przyniosły mi trzy listy, od Adriena, Roberta i ojca z bratem. Otworzyłam najpierw ten od króla. List przyciągał wzrok. Żółta koperta, opatrzona w skomplikowaną pieczęć rodową budziła spore zainteresowanie wśród innych uczniów. Na szczęście Robert skorzystał z tej samej, zwykłej pieczęci, co Adrien.
-Skąd przyszedł ten list? -George zapytał, unosząc brwi. -Wygląda jak od samego Ministra Magii.
-To urzędowa pieczęć z mojego kraju. Tata lubi przesadzać. -Wyjaśniłam ogólnikowo.

Droga Rosemarie,
Cieszymy się, że u Ciebie wszystko w porządku. Prosimy jednak, byś ograniczyła liczbę przesyłanych sów, gdyż ciężko nam ukryć ich przeloty przed mediami. Chcemy, by dalej żyli w przekonaniu, że wyjechałaś do normalnej, prywatnej szkoły w Londynie.

Pozdrawiamy, Twój ojciec Olgierd i brat Nathaniel.

Przejrzałam treść listu, której się spodziewałam. Opinia publiczna była najważniejsza, choć w Hellei od wielu lat panował spokój, którego pozazdrościć mogły nam inne kraje. Westchnęłam ciężko i otworzyłam list od Roberta.

Rosemaire!
Te cukierki są świetne! Żałuj, że nie widziałaś purpurowej twarzy Nathaniela, gdy porzuciłem mu jednego! Akurat był po szermierce, a w akcie desperacji, próbował odciąć sobie kawał języka! Szkoda, że nie działało dłużej, bo i tak ma za długi...
Otworzyłaś prezent ode mnie? Powinien Ci się spodobać, tak jak mi ten od Ciebie. Wypróbuj go najpierw, z daleka od wszystkiego, co można stłuc. Chociaż tak mogłoby być zabawnie! Pozdrów nowych kolegów!

Kocham, Robert

Uśmiechnęłam się i pokazałam list bliźniakom. Musiałam szybko otworzyć prezent od brata, o którym zapomniałam.
-Możemy coś zrobić z czasem powiększonego języka, ale nie jesteśmy pewni, czy by wrócił do normalności po odcięciu. -Powiedział Fred.
-Raczej nie, jeszcze by ktoś doniósł do Ministerstwa, a mama urwałaby nam nasze języki.- Zaniepokoił się George. -Jaki jest ten wasz starszy brat?
-Nieznośny i upierdliwy. -Podsumowałam.
-Jest harłakiem? Tiara mówiła, że jesteś czystej krwi. -Zaciekawił się Lee.
-Musiała się pomylić, przecież mój ojciec nienawidzi magii... -Zamyśliłam się, niepewna, czy Adrien czegoś się dowiedział. Otworzyłam ostatni list, który przysłał mój nauczyciel. Dalej przebywał na zamku, ponieważ mój ojciec potrzebował kogoś do kontaktu ze mną.

Rosemarie,
Cieszę się, że Hogwart Ci się podoba. Jeśli chodzi o twoją sprawę, to jeszcze niczego się nie dowiedziałem, ale spróbuję zbadać Twoje drzewo genealogiczne i porównać je ze znanymi nazwiskami w świecie czarodziejów. Ty poszukaj w Hogwarcie, jeśli możesz. Szukaj w bibliotece, Sali Pamięci, na obrazach, wszędzie. Napiszę, gdy tylko czegoś się dowiem.

Tęsknię, Adrien.

Więc niczego się nie dowiedział. Byłam trochę zawiedziona, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Pójdę do biblioteki, gdy tylko znajdę prezent od Roberta. Mogło mi się przydać to, co dla mnie przygotował.
-Kim jest Adrien, że tęskni? -Zapytał podejrzenie George.
-A co, zazdrosny? -Zaśmiałam się.
-Nie. -Powiedział ciężko.
-To mój nauczyciel. -Wytłumaczyłam, widząc jego minę. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Pozbierałam wszystkie listy, dojadłam kanapkę i wyszłam z Wielkiej Sali.
W salonie gryfonów siedział tylko Neville i troje pierwszorocznych. Chłopak rozwiązywał zadania na przyszły tydzień. Usiadłam obok niego na kanapie, zmartwiona tym, że do nikogo się nie odzywał od czwartkowej lekcji OPCM.
-Jak leci? -Zapytałam z zachęcającym uśmiechem.
-W porządku. Jeszcze tylko to dla Snape'a.
-Chcesz iść później do biblioteki? Wczoraj znalazłam książkę z odpowiedziami do tego zadania. -Zaproponowałam.
-Nie, jakoś sobie poradzę. -Odparł smutno.
-Neville.
-Co?
-Dalej cię coś dręczy. Chcę ci pomóc.
-Jeśli nie masz gdzieś ukrytego dyplomu medycznego to nie dasz rady. -Jęknął.
-Medycznego? Dlaczego, coś cię boli? -Zaniepokoiłam się, gotowa biec do Skrzydła Szpitalnego.
-Chciałaś wiedzieć, co mi jest, wtedy, po lekcji z Moody'm, ale ja jeszcze nikomu tego nie mówiłem. -Powiedział, wycierając zgromadzone w oczach łzy.
-Zaczekaj. -Powiedziałam do niego, ponieważ pierwszoroczni nastawili uszy z zaciekawieniem. -Maluchy, idźcie sprawdzić, czy nie macie czegoś do roboty.
-Nie mamy. -Odparli zgodnie.
-A mi się wydaje, że macie. Jeśli nie to z chęcią powiem prefektowi, żeby znalazł dla was jakieś zajęcie. -Na te słowa poszli do swoich dormitoriów, ale nie bez mruczenia pod nosem. -Możesz mówić, jesteśmy sami.
-Kiedy jeszcze Sama-wiesz-kto był u władzy, moi rodzice byli tymi, którzy z nim walczyli. Śmierciożercy użyli na nich Cruciatusa. Torturowali ich, dopóki całkiem nie stracili zmysłów. Teraz są w Świętym Mungu, a mną opiekuje się babcia. -Skończył i zaczął głośno szlochać. Nie mógł powstrzymać łez, a ja nie wiedziałam, jak go pocieszyć.
-Czy jest jakaś poprawa? -Neville tylko pokiwał głową, ale wciąż był załamany. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Przypomniałam sobie mamę, która zawsze wiedziała co powiedzieć. Żałowałam, że w tej kwestii byłam jak tata. Ogromnie mi jej brakowało i nie zauważyłam, kiedy także zaczęłam płakać.
-Miałeś rację, że nie mogę ci pomóc, ale obiecuję, że będę dla ciebie wsparciem w każdej sytuacji. -Załkałam, a teraz to Neville musiał pocieszać mnie. Opowiedziałam mu o śmierci mamy i sytuacji z ojcem, pomijając szczegóły o koronie. To nie było mądre z mojej strony, żeby żalić się, gdy to Neville potrzebował pocieszenia, ale teraz łączyła nas głębsza więź. Oboje wiedzieliśmy coś o sobie, czego nie wiedział nikt inny, a to pozwoliło nam nawiązać przyjaźń. Po kilku minutach wytarliśmy łzy, a płacz zastąpił śmiech. Znalezienie bratniej duszy dodało nam więcej sił i pomogło poukładać myśli. Jeszcze było za wcześnie, żeby opowiedzieć mu o królestwie, ale miałam nadzieję, że wkrótce będę mogła to zrobić.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz