31. Królewskie oblężenie na mury Hogwartu.

1K 57 0
                                    

Rzuciłam na biurko plik dokumentów, które przygotowałam w nocy. Ojciec spojrzał na mnie gniewnie i niechętnie sięgnął po papiery. Przerzucił dwie pierwsze strony i prychnął, odkładając efekt mojej całonocnej pracy.
-Nie. -Powiedział twardo i wrócił do swoich zajęć.
-Dlaczego? To może się udać. -Przekonywałam.
-Artykuł drugi, ósmy i dwunasty są niezgodne z naszą umową z Ministerstwem, a piąty zaprzecza dziewiątemu.
-Nigdy wcześniej nie pisałam ustawy... -Mruknęłam urażona. -Może byłoby mi łatwiej, gdybyś pokazał mi wszystkie nasze zobowiązania? Chyba, że nie o to ci chodzi.
-Jest dobrze tak, jak jest. -Warknął, wciąż na mnie zły.
-Nie jest i wiesz o tym. -Powiedziałam, skreślając błędy w dokumentach. -Teraz dobrze?
-Nie trudź się i tak nic z tego nie będzie. -Jak widać nic nie wyciągnął z naszej wczorajszej rozmowy.
-Obwiniasz magię za całe zło? -Powiedziałam cicho. -Dlaczego nie pozwolisz, żeby przyczyniła się do czegoś dobrego? I to nie ty przyszedłeś do Hogwartu ze strażnikami uzbrojonymi w różdżki?
-Wybrałem mniejsze zło. -Król odłożył pióro i spojrzał na mnie znad swoich dokumentów. -Nie pouczaj mnie, bo nie wiesz wszystkiego.
-To mi to powiedz! -Zdenerwowałam się. -Albo chociaż daj mi udowodnić, że się mylisz!
-To zbyt duże ryzyko, żebyś coś mogła sobie udowadniać! Ministerstwo nas obserwuje, mugole są coraz bardziej dociekliwi, a służba da sobie radę bez czarów!
-To nie jest rozwiązanie. -Powiedziałam, a zanim ojciec zdążył odpowiedzieć, do jego okna zapukała sowa. Spojrzałam na ojca, ale on burknął tylko coś pod nosem i otworzył ptakowi okno. Rozpakował przesyłkę, z której wyłonił się Prorok Codzienny.
-Zamówiłeś prenumeratę? -Prychnęłam, ale szybko przestało mi być do śmiechu, gdy zobaczyłam tytuł i zdjęcie na pierwszej stronie.
-Wyjdź! -Krzyknął król, wskazując drzwi. Nie kłóciłam się i wyszłam w pośpiechu, postanawiając znaleźć Adriena. Miałam nadzieję, że ojciec nie zakazał innym czarodziejom odbierać poczty. Długo nie musiałam szukać, bo wyglądało na to, że on także chciał ze mną porozmawiać. W ręku ściskał gazetę, ale nie był wściekły, jak ojciec. Widziałam w jego oczach iskierkę nadziei.
-Dzień dobry! -Zawołał. -Rosemarie, musisz to zobaczyć.
-Nie tutaj, chodźmy do Roberta. -Zaproponowałam i poszliśmy do jego pokoju. Robert był najmłodszy, ale jego pokój był największy ze wszystkich, choć na pierwszy rzut oka wydawał się ciasny. Wszędzie porozkładane były metalowe konstrukcje, które tworzyły niewyobrażalnie trudny do przejścia labiryt. Więcej wolnego miejsca było tylko przy szafie, w której Robert trzymał narzędzia, śruby i drobne części. Gdy weszliśmy, oderwał wzrok od rysunku technicznego i uśmiechnął się szeroko.
-Wybacz, Rosemarie, ale prawie zapomniałem, że tu jesteś. -Zaśmiał się. -Wejdźcie dalej, ale uwaga pod nogi.
-Łatwo powiedzieć... -Mruknął Adrien, przeskakując nad aluminiową rurą, która prawdopodobnie była kiedyś częścią odkurzacza. -Łap i zacznij czytać, my w tym czasie jakoś się przedrzemy.
-Jasne... -Brat rozłożył gazetę i rozpromienił się jeszcze bardziej na widok pierwszej strony. -Oj tato...

   Królewskie oblężenie na mury Hogwartu!
Zaprawdę burzliwy to rok dla czarodziejów w szkole... Wszystko za sprawą rodziny Rettferdighetów, o których pisałam w poprzednich artykułach. Księżniczka Rosemarie musi marzyć o popularności, skoro tak śpieszno jej na pierwszą stronę. Cóż mogę powiedzieć... ja kolejny raz spełnię to marzenie! Zeszłego wieczora w Hogwarcie odbył się bal bożonarodzeniowy, na którym wystąpiły Fatalne Jędze, a reprezentanci szkół w Turnieju Trójmagicznym wykonali uroczysty taniec (więcej o tym niezwykłym pokazie już na str.3). Nasza magiczna księżniczka i tym razem musiała skupić całą uwagę na sobie. W połowie uroczystości drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, a przedarł się przez nie cały oddział helleiskiej straży! Wszyscy goście byli zdumieni tym nagłym najściem, oprócz Rosemarie Rettferdighet, która dumnie uniosła głowę, rozkazując wszystkim, jakby była w swoim pałacu. Ale to nie wszystko, drodzy czytelnicy. W Hogwarcie osobiście zjawił się Olgierd VIII Rettferdighet! Tak, mili Państwo. Król we własnej osobie, ale nikt nie spodziewał się jego zachowania. Natychmiast ustawił córkę do pionu, żądając od niej powrotu do Hellei, czym  wzbudził niepokój czarodziejów. Czego innego mogliby się spodziewać po zbrojnym ataku przeciwko szkole? Uczniowie i nauczyciele na czele z dyrektorem Albusem Dumbledorem poparli stronę księżniczki, zapewne bojąc się utraty ozdoby szkoły, jaką niewątpliwie była Rosemarie. Atmosfera przypominała gęstą mgłę, a od wymiany zaklęć dzieliły tylko sekundy. Na szczęście księżniczka w porę się opamiętała i zdecydowała się wrócić do pałacu, czym ocaliła co najmniej kilka żyć. Nasuwa się pytanie, czy Rosemarie Rettferdighet wróci kiedykolwiek do szkoły, prawda? Dyrektor natychmiast po całym zajściu udał się do swojego gabinetu, a przedstawiciele z Ministerstwa Magii zdecydowali się wyjść, nie informując o tym nikogo. Nie da się ukryć, że sytuacja jest dość napięta i nie wiadomo, jak bardzo się rozwinie. Głosy są podzielone, jednak ja najbardziej przychylam się do opinii, że księżniczka powinna zostać w swoim zamku, żeby nie spowodować więcej szkód, niż do tej pory.

-Ozdoba szkoły? Powinnam zostać u siebie? -Otworzyłam usta ze zdumienia. -Naprawdę tak myślą, dlaczego się cieszycie?
-Nie rozumiesz? -Zapytał Adrien. -Ojciec narobił zamieszania, ale Rita skupiła się na tobie. Dlaczego?
-Bo się na mnie uwzięła.
-Nie. Przeczytaj jeszcze raz ten fragment od dyrektora, widzisz? -Robert podsunął mi gazetę.
-Co to ma... -Zaczęłam. -Zdenerwował się, więc wyszedł.
-Wyszedł on i ludzie z Ministerstwa, co znaczy, że Minister Magii już wie. ,,Głosy są podzielone", więc to jasne, że panuje niemała afera. -Tłumaczył Adrien. -A czy twój ojciec nie chciał tego unikać? Afera to jest właśnie to, czego nam potrzeba, zwłaszcza, gdy rząd czarodziejów próbuje wpłynąć na Ritę, żeby to trochę zamaskowała. Król ma przechlapane.
-Wy to lubicie te szyfry, co? -Zapytałam, mając przed oczami ich ostatni list. -Wszystko to wyczytaliście z tego fragmentu? Jak może nam się to przydać?
-Ministerstwu na pewno nie jest na rękę to, że tu jesteś. Oczy czarodziejów zwróciły się w stronę Hellei, co pociąga za sobą coraz więcej pytań. Najlepiej, gdybyś była w Hogwarcie, bo tam mogą cię pilnować. Król przyjął nieco inny punkt widzenia, dlatego wkroczył do Hogwartu.
-Jeśli tak jest, muszę natychmiast iść do ojca. -Zaczęłam rozumieć. -Jestem pewna, że nie tylko ja chcę z nim porozmawiać.

***

Zapukałam do gabinetu ojca i nie czekając na zaproszenie, przestąpiłam próg. Gdy w końcu odwróciłam się od drzwi, zobaczyłam, że nie jesteśmy sami.
-Ostrzegam cię, Olgierdzie... -Przerwał mężczyzna, który stał obok ojca. -Ooo, panna Rosemarie! To przyjemność, móc w końcu cię poznać. Korneliusz Knot, Minister Magii, co zapewne już wiesz.
-Dzień dobry, Panie Korneliuszu. -Zdecydowałam się zwrócić się do niego mniej oficjalnie. Spodziewałam się, że się pojawi, ale nie wiedziałam, że tak szybko. -Przepraszam, że przeszkodziłam w rozmowie. Jeżeli to problem, już wychodzę...-Spojrzałam na ojca, który poszarzał ze złości, ale starał się powstrzymać przed wybuchem. Udawałam, że tego nie widzę i uśmiechnęłam się promiennie do Knota.
-Ależ nie, właśnie o tobie mowa, księżniczko. Zapewne ucieszy cię wiadomość, że przekonałem króla Olgierda, byś już po nowym roku wróciła do Hogwartu. -Minister zmierzył ojca wzrokiem, czekając na jego reakcję.
-Tak... O ile obiecasz nie zwracać na siebie uwagi. Jeśli jeszcze raz usłyszę o tobie w Proroku, oprócz wiadomości o twoim powrocie, co pewnie nikomu nie umknie, natychmiast wrócisz do domu. Wtedy ani ty, ani twój brat już nigdy nie zobaczcie żadnej szkoły. -Cedził przez zęby.
-Robert też będzie mógł uczyć się w Hogwarcie? Czy dyrektor Dumbledore zgodził się na mój powrót? -Zapytałam Ministra, uśmiechając się szeroko.
-Profesor Dumbledore nigdy nie miał nic przeciwko. Wystarczy, że przekażesz mu przeprosiny od taty. -Knot pokiwał zachęcająco głową. -Jeśli to już wszystko...
-W zasadzie miałabym jeszcze jedną prośbę... -Powiedziałam z udawaną nieśmiałością i sięgnęłam na biurko ojca po mój projekt . -Mógłby pan spojrzeć na tę ustawę? Chciałabym mieć pewność, że nie ma żadnych przeciwwskazań ze strony Ministerstwa.
-Ustawę? No dobrze... -Korneliusz niechętnie zabrał ode dokumenty, a ojciec wbił we mnie wzrok sugerujący, że mam przechlapane. Nie przejęłam się, wiedziałam, że nie może odwołać tego, co obiecał minister. -Wygląda w porządku. Do czego to potrzebne?
-Poprosiłem Rosemarie o przygotowanie zasad dla zamkowych czarodziejów. Uświadomiła mi, że potrzebujemy zmian. -Wtrącił się ojciec. -Prawda, Rosemarie?
-Tak, dokładnie. -Nie zaprzeczałam, liczył się efekt, a nie zasługi. Naprawdę zamierza się na to zgodzić?
-W porządku. W takim razie do zobaczenia. Olgierdzie, panienko Rosemarie. -Minister skłonił się lekko i zniknął.
-Ani słowa. -Wycedził ojciec.
-Nic nie mówię. -Uśmiechnęłam się. -Ale dziękuję. Jeśli chcesz, mogę to przepisać...
-Nie. -Odpowiedział. -Idź im przekazać... dobre wieści.
-Pójdę. -Przytuliłam go. -Dziękuję, tato.
-Nie przyzwyczajaj się. Jeden błąd, a cofam wszystko. -Wykrzywił się niepocieszony, ale mniej wściekły niż poprzednio.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz