- To jest szkoła, panie Potrer, nie realny świat. -Profesor Umbridge błysnęła spiłowanymi zębami, odpowiadając na pytanie Harry'ego. Rozejrzałam się po klasie, wpatrując reakcji innych na absurd, który właśnie usłyszeliśmy. Siedzący obok Neville był nadzwyczaj zdenerwowany, zaciskał pięść na podręczniku przepełnionym teoretycznymi formułkami na temat zaklęć obronnych. Harry, Hermiona i Ron wyglądali, jakby mieli zaraz wyszarpać Umbridge oczy, a Dean i Parvati, który także brali czynny udział w rozmowie, siedzieli sztywno z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć w brednie, które usłyszeli. Mieliśmy nie używać czarów obronnych, bo teoria była wystarczająca? Wątpiłam w przydatność niektórych eliksirów, czy transmutacji, ale zaklęcia obronne były czymś, co naprawdę było użyteczne. Według Umbridge mieliśmy wyjść na świat bez podstawowych umiejętności.
- Więc nie mamy się przygotowywać na to, co czeka na nas tam? -Wydusił Harry.
- Tam nic nie czeka, panie Potter. -Umbridge też powoli traciła spokój. Jej sztuczny uśmiech drgał lekko, gdy wpatrywała się w czoło Harry'ego i błyszczącej na nim bliźnie.
- Ach tak? -Zapytał Harry, siniejąc ze złości. Widziałam, że był już na skraju wytrzymałości.
- A jak sobie pan wyobraża, kto chciałby atakować takie dzieci jak wy? - Z politowaniem zapytała Umbridge.
- Hmm, pomyślmy... - Odpowiedział Harry, ironicznie akcentując każde słowo. - Może... Lord Voldemort?
- Gryffindor traci dziesięć punktów, panie Potter. -Profesor Umbridge straciła resztki spokoju i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie uczniom, którzy poruszyli się na wzmiankę o sami-wiecie-kim. -A teraz ustalmy kilka rzeczy całkiem jasno. Powiedziano wam, że pewien czarny czarodziej powrócił z martwych...
- On nie był martwy . -Warknął Harry. -To nie kłamstwo! Widziałem go, walczyłem z nim!
- Szlaban, panie Potter! -Wrzasnęła nauczycielka, tracąc maskę uśmiechniętej pani profesor. -Jutro wieczorem o piątej. W moim biurze. Powtarzam, to kłamstwo. Ministerstwo Magii gwarantuje, że nie jesteście w niebezpieczeństwie ze strony żadnego mrocznego czarodzieja. Jeśli nadal się obawiacie, przyjdźcie do mnie poza godzinami zajęć. Jeśli ktoś straszy was bujdami o odrodzonych mrocznych czarodziejach, chciałabym o tym usłyszeć. Jestem tu po to, by pomóc. Jestem waszą przyjaciółką. A teraz będziecie grzecznie kontynuować czytanie ,,Podstaw dla Początkujących". - Profesor Umbridge zarzuciła kwiecistą szatą nad krzesłem i usiadła, przygotowując pióro. Mimo jej słów, nikt nie zaczął czytać, wszyscy wpatrywali się w Harry'ego, który wciąż stał, gniewnie łypiąc na Umbridge.
- Więc według pani Cedrik Diggory padł martwy za własnym przyzwoleniem, tak? -Zapytał cicho. Tyle wystarczyło, by wywołać burzę emocji wśród uczniów. Nigdy nie słyszeliśmy, żeby o tym mówił.
- Śmierć Cedrika Diggory była tragicznym wypadkiem. - powiedziała zimno, nie siląc się na fałszywy uśmiech, choć mogłoby się wydawać, że sprawiłoby jej to przyjemność.
- To było morderstwo. Voldemort zabił go i pani o tym wie. -Kontynuował Harry, a klasa wstrzymała oddech. Samo wyobrażenie sobie tego było bolesne, a Harry był tam wtedy. Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, zostały w tej chwili rozwiane. Profesor Umbridge pobladła i resztkami sił nakreśliła kilka słów na różowej karcie, którą później zakleiła w kopercie.
-Zabierz to do profesor McGonagall, kochanie. - Wysepleniła, wracając do jej standardowego głosu. Harry wziął go od niej i wyszedł, dbając o to, by drzwi trzasnęły należycie głośno. -Wracajcie do pracy, kochani, bo się pogniewamy. Nie ma potrzeby psuć tak ładnego dnia. -Zaświergotała, ale zanim ktokolwiek uspokoił się i przeczytał choćby słowo, rozbrzmiał dwonek oznajmiający koniec zajęć.
-Nie da się niczego nauczyć w ten sposób. -Mruknęłam do Neville'a, gdy opuściliśmy klasę. -Tam się nawet siedzieć nie da!
-Co mamy zrobić? Nie mogę odpuścić SUMa z obrony. -Załkał, mając przed oczami obraz zawiedzionej babci. Neville przybierał taki wyraz twarzy tylko wtedy, gdy o niej myślał.
-Może ktoś starszy mógłby nam to pokazać? Na pewno nauczyli się czegoś w zeszłym roku. -Zastanowiłam się.
-Oni też nie mają łatwo, ale możemy spróbować. -Neville nie wyglądał na przekonanego. -Idziesz do biblioteki?
-Nie, muszę znaleźć Roberta. Sprawdzę, jak sobie radzi. -Postanowiłam. -Zobaczymy się późnej?
-Pewnie. -Sapnął, zbiegając po schodach. Ja udałam się do Wielkiej Sali, mając nadzieję spotkać tam brata. Miałam rację i gdy tylko przekroczyłam próg, zobaczyłam go w towarzystwie jednego gryfona, pary krukonów i Róży, puchonki, o której mówił Robert. Cieszyłam się, że pomimo obecności bliźniaków, wybrał towarzystwo rówieśników. Niepokoiły mnie tylko ich ukradkowe spojrzenia rzucane w jego stronę. Westchnęłam ciężko i postanowiłam na razie to zignorować, Robertowi należało się w końcu trochę wolności. Dotychczas miał jej tyle, ile udało mu się jej zmieścić w pokoju.
-Hej, już po zajęciach? -Zapytał George, gdy usiadłam obok niego. -Podobno mieliście trudny dzień.
-Nawet nie mów, tyle nam zadali, że zaraz muszę się tym zająć, żeby się wyrobić do następnych zajęć. -Burknęłam zła na fakt, że doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. -I jeszcze ta Umbridge! Co Ministerstwo sobie myśli, przysyłając ją tutaj?
-Czyżby było jeszcze gorzej, niż na uczcie? -Fred oderwał się na chwilę od swojego talerza, na którym spoczywało kilka nóżek z kurczaka i łyżka tłuczonych ziemniaków.
-Zdecydowanie gorzej. -Zaczęłam, łapiąc za sztućce. -Ona w ogóle nie planuje uczyć nas czarów obronnych. W Ministerstwie uznali, że wystarczy nam teoria, żeby zdać egzaminy. Mówiła, że nie ma szans, żebyśmy kiedykolwiek zostali zaatakowani. Harry nie zniósł tego najlepiej... Podobnie jak reszta grupy.
-Nie dziwię się. Nie można ignorować zagrożenia, jakie niesie za sobą powrót Sami-wiecie-kogo. Trzeba być głupim, żeby tego nie widzieć. -Powiedział George.
-Na moje oko Knot się boi. -Założył Fred. -Ale nie tego, którego imienia nie wolno wypowiadać. Boi się Dumbledore'a. Myśli, że przez niego straci stołek.
-Jak Dumbledore miałby mu zaszkodzić? Dopóki ,,on" się nie ujawni, dyrektor wychodzi na obłąkanego. A jeśli już zaczną mu wierzyć, żadne stanowiska nie będą mieć znaczenia. -Nie rozumiałam.
-Czasami władza i strach wygrywają z rozsądkiem. -Mruknął George. -Szkoda tylko, że późnej nie ma już odwrotu.
-Mi nie musisz tego mówić... -Pomyślałam o ojcu. -Miałam tylko nadzieję, że tym razem jest inaczej. A nie myślicie, że... ktoś w ministerstwie może wykonywać rozkazy Sami-wiecie-kogo?
-Chodzi ci o imperiusa? -Bliźniacy spojrzeli na siebie, jakby porozumiewali się bez słów.
-Wiem, że to bardzo poważne oskarżenia, ale z tego co pamiętam, Moody mówił, że nie da się wyczuć, czy ktoś jest pod działaniem tego zaklęcia. -Ściszyłam jeszcze bardziej głos. -Boję się, że wcale nie chodzi tylko o Dumbledore'a albo o szkołę.
-Czym jeszcze się martwisz? -Zapytał George, gładząc mnie po dłoni.
-Umbridge zapowiadała zmiany w tradycjach i zrywaniu z niektórymi praktykami. Dzisiaj dała nam do zrozumienia, że potępia wszelkie... wyjątki od reguły. Hellea może być zagrożona.
CZYTASZ
Korona Hogwartu
Fanfiction||Proszę nie sugerować się kolorem sukienki :)|| Kontynuacja już teraz! Część pierwsza: Korona Hogwartu Historia księżniczki Rosemarie z małego królestwa, której marzeniem jest studiowanie w Hogwarcie. Król stara się ukryć dar żony i córki przez o...