10.Błękitny płomień wstydu.

1.6K 92 1
                                    

Wczorajszego wieczora Dumbledore przedstawił zasady Turnieju Trójmagicznego. Sędzią okazała się być czara wypełniona błękitnym płomieniem.* Zeszłam na dół o wiele wcześniej niż zawsze, by popatrzeć na kandydatów i odnaleźć Dymitra. Podobną decyzję podjęło sporo innych uczniów, którzy zasiadali przy stołach poszczególnych domów. Najwięcej było krukonów i ślizgonów, którzy mieli okazję siedzieć przy delegacjach z Beauxbatons i Durmstrangu. Wypatrywałam krótko przystrzyżonych włosów i zielonych oczu Dymitra, które sprytnie chował za gęstymi rzęsami.
-Tu jesteś. -Powiedziałam po rosyjsku, w razie, gdyby słuchał nas ktoś z moich nowych przyjaciół. Byłam pewna, że rozumie mnie większość uczniów z Durmstrangu, ale oni się nie liczyli. -Chcę porozmawiać.
-Dzień dobry, Rose. -Odpowiedział w swojej ojczystej mowie. Wstał, złapał mnie za rękę i zaprowadził w odległy kąt Sali. -O czym chciałaś pomówić?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do Wielkiej Sali wbiegli Fred, George, a zaraz za nimi Lee. Zrobiło się głośno, ponieważ nie ukrywali, że chcą oszukać Czarę Ognia. Eliksir postarzający miał dodać im kilka miesięcy, by mogli przekroczyć złotą linię, którą nakreślił Dumbledore.
-Twoi nowi koledzy są bardzo głośni. W pałacu było inaczej. -Zauważył Dymitr.
-Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Proszę, byś nikomu nie mówił o mojej rodzinie i Hellei. Mógłbyś?
-Więc to oznaczał ten twój wczorajszy gest? -Zaśmiał się.- Pewnie był mógł, ale co w tym zabawnego?
-Proszę.- Spojrzałam na niego wielkimi oczami, zła na siebie, że mój los jest zależny od jego dobrej woli.
-Skoro tak... Chcę coś w zamian. -Rzekł i zwyczajowo uniósł brew. Miałam ochotę transmutować go w ślimaka za każdym razem, gdy to robił.
Bliźniakom udało się przekroczyć linię, ale gdy tylko wrzucili pergaminy ze swoimi nazwiskami, Czara odrzuciła je, a na twarzach rudzielców wyrosły brody godne samego Hagrida. Sala zatrzęsła się od śmiechu, a Dymitr postanowił to wykorzystać. Zaciągnął mnie na środek, objął i złożył na mych wargach ciepły i delikatny pocałunek. Obrócił się i podszedł do Czary Ognia.
-To dla ciebie, Rosemarie! -Krzyknął i wrzucił kartkę ze swoim nazwiskiem w lśniące płomienie. -Tak to się robi, przyjaciele!
Usłyszałam przeciągnięte westchnienia i szepty. Zaczerwieniłam się ze złości. To była cena za jego milczenie? Chciał mi zepsuć życie w inny sposób? Nie chciałam patrzeć na George'a, ale musiałam to zrobić, gdy wybiegałam z Sali. Nie widziałam połowy jego twarzy, ponieważ zasłaniała ją broda, ale wystarczyło mi krótkie spojrzenie w oczy. Zapragnęłam się schować. Wybiegłam ze szkoły, pomimo braku płaszcza i udałam się w stronę Zakazanego Lasu. Nie zamierzałam zbyt głęboko do niego wchodzić, ale tylko drzewa mogły mi dać odrobinę spokoju.
-Co za dupek! Parszywy, podstępny cymbał!- Krzyczałam, coraz głębiej wchodząc do lasu. Było mi straszliwie zimno, ale nawet to nie zdołało ostudzić mojej złości. -Idiota!
Zastanawiałam się, co z tym zrobić. Nie mogłam pozwolić, by prawda wyszła na jaw, ale nie mogłam też się zgodzić na branie udziału w głupiej grze Dymitra. Nieodpowiednie posunięcie, a wszystko mogło się wydać. Jedyne, co przychodziło mi do głowy to rozmowa z Dymitrem, choć wątpliłam w jakikolwiek skutek. Zatrzymałam się, wzięłam głęboki oddech i zawróciłam. Czekała mnie bardzo długa rozmowa, pełna negocjacji i słownych przepychanek.  Ale jeszcze nie teraz, spaliłabym się ze wstydu, gdybym wróciła do Wielkiej Sali.



*Zawsze mi się to kojarzyło z kuchenką i kolorem gazu :p

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz