26. Korona.

1.1K 62 6
                                    

Upewnij się, że widziałeś/aś poprzedni rozdział. Było drobne zamieszanie :c

Moje nazwisko pojawiło się w Proroku jeszcze dwa razy, ale były to praktycznie kopie mugolskich artykułów z Hellei, oprawione w spiskowe teorie magiczne. Nie zaszkodziło mi to bardziej niż do tej pory. Niestety już nie mogłam niezauważenie poruszać się po szkole, a zamiast tego musiałam wysłuchiwać plotek na swój temat. Odkąd wszyscy się dowiedzieli nagle chcieli spędzać ze mną więcej czasu albo szydzili z mojej ,,przeklętej" krwi jak większość ślizgonów. George mnie unikał, podobnie jak Fred, który uśmiechał się smutno na mój widok, gdy już udało mi się go znaleźć. Prawdopodobnie dowiedział się wszystkiego od brata. Powiedziałam Angelinie o mojej umowie z Dymitrem i chociaż było jej przykro, próbowała mnie pocieszyć, jak przyjaciółka. Nauczyciele już wcześniej wiedzieli, ale Dumbledore prosił ich o dyskrecję, a teraz tylko Snape i Moody pozwalali sobie komentować moje pochodzenie, ku wielkiej uciesze Slytherinu.
-Rosemarie, zapytałam o coś. -Hermiona dała mi znak, że zbyt długo czeka na odpowiedź.
-Przepraszam, zamyśliłam się. -Westchnęłam. -O co pytałaś?
-O bal. Zaprosił cię już ktoś?
-Jakiś krukon i dwóch puchonów, ale chyba woleli iść tam z księżniczką niż z Rosemarie... Odmówiłam. -Przypomniałam sobie przechwałki puchonów i ich kłótnię o to, który z nich ma lepsze maniery. -Chyba w ogóle nie pójdę. A ty z kim idziesz?
-Żartujesz? Musisz iść! -Oburzyła się dziewczyna. -Nie przejmuj się tym, co ta wredna baba napisała.
-Przecież na balu będzie jeszcze gorzej! -Zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty. -Nie pomyślałam i wzięłam ze sobą dość... nietypowe sukienki jak na szkolny bal.
-Musisz mi je pokazać, razem coś wybierzemy. -Hermiona uderzyła pięścią w stół. -A skoro nie zaprosił cię nikt wyjątkowy, może powinnaś sama kogoś zaprosić?
-Nie. Nie idę na bal. -Zdecydowałam. -Spalę się ze wstydu.
-Ależ idziesz! Nie zostawiaj mnie samej...
-Dlaczego? Kto cię zaprosił? -Hermiona spuściła wzrok, rumieniąc się delikatnie.
-Krum. I nie mów chłopakom! -Dodała, widząc moją minę.
-Jak? Kiedy? -Zmarszczyłam brwi. -On w ogóle mówi?
-Tak! Ale jesteś okropna! -Zachichotała. -Pytałaś kiedyś kogo wypatrzyłam przy stole ślizgonów... I wiesz, powiedział, że przychodził do biblioteki tak często, żeby ze mną porozmawiać, ale się wstydził. Tak jak obiecałam, dowiadujesz się pierwsza.
-To świetnie! Teraz tym bardziej nie mogę przyjść, żeby nie odwracać od ciebie uwagi! Co ubierzesz?
-Jeszcze nie wiem... Proszę Rosemarie, przyjdź! Z tego co wiem Harry i Ron nie mają jeszcze partnerek więc jeśli George cię nie zaprosi... Co? -Teraz to ja się rumieniłam.-Przecież to widać. A jakbyś przyszła z kimś innym, byłby zazdrosny.
-Wątpię... Unika mnie, a jak już uda mi się go złapać to mnie zbywa. -Załamałam się.- I jeszcze te punkty i szlaban. Ma powody, żeby przestać mnie lubić.
-Daj mu czas, żeby mógł to przemyśleć. A szlaban to nie taka zła rzecz, może uda wam się w końcu porozmawiać.
-Przy wściekłej McGonagall? Na ostatnich dwóch karach nie pozwalała nam nawet na siebie patrzeć, a później oprowadziła nas do wieży, żebyśmy nie próbowali wyjść. Wiesz jak trudno czyści się klatki po chomikach transmutowanych w gołębie?
-Ohyda. -Hermiona skrzywiła się jak na wspomnienie sklątek. -Jeśli mogę ci jakoś pomóc to powiedz.
-Nie. W końcu go złapię. -Posmutniałam. -Chodźmy na eliksiry.
***
   Profesor Snape pochylił się nad moim kociołkiem, poruszając triumfalnie nosem. Odchylił się do tyłu z błyskiem w oczach.
-Widzę, że księżniczka Rettferdighet pomyliła korzonki z liśćmi. Czy liście są w przepisie?
-Nie. Pozwoliłam je sobie dodać, bo korzonki były lekko przesuszone, a w takim przypadku uważenie eliksiru nie jest możliwe. Dwa listki dodały tyle soku, ile brakowało w korzonkach. -Wyjaśniłam, korzystając z rady Adriena. Cieszyłam się, że to z eliksirów zrobiliśmy najwięcej lekcji.
-A czy księżniczka Rettferdighet zna także konsekwencje tej zmiany przepisu? -Snape zarzucił szatą podchodząc do tablicy. Nawet drobna zmiana proporcji skutkuje zmianą zapachu wywaru, co czyni go bezużytecznym. Chociaż pewnie w palacu tego nie uczą.
-Rzeczywiście. -Hermiona uniosła rękę, która profesor zignorował. -W pałacu uczą natomiast, że dodanie trzech ziarenek soli morskiej neutralizuje niepożądany zapach.
-Oczywiście. Jednak rozumie księżniczka, że za takie zmiany nie mogę przyznać najwyżej oceny. -Snape skrzyżował ręce, obserwując moją bezsilność. -Podobnie jak panu Potterowi, któremu nawet sól nie pomoże na ten straszliwy smród. Koniec lekcji, wyjdźcie.
-Ale się uczepił... -Mruknął Seamus, przepuszczając mnie przez drzwi.
-Zaczynam się przyzwyczajać. Ale przynajmniej nic nie zadał. -Było mi to już obojętne.
-Księżniczko! -Pansy krzyknęła za mną, a reszta ślizgonów zatrzymała się, by posłuchać. -Proszę wybaczyć, że zajmuję jej cenny czas, jednak mam coś dla księżniczki Rettferdighet. -Wyciągnęła pakunek ze swojej torby i uchyliła wiekczko. Jeden ze ślizgonów chwycił za prezent, którym okazała się wykrzywiona korona z patyków i spróbował nałożyć mi ją na głowę. Seamus złapał mnie za rękę i odciągnął w ostatniej chwili, bo gdy korona uderzyła o podłogę, wydobył się z niej szary płyn, brudząc wszystko do okoła.
-Powaliło was?!- Seamus osłonił mnie przed nimi. -Zaraz wysmaruję wam tym mordy!
-Idealna korona dla kogoś z tak brudną krwią! Pozdrów ojca harłaka!- Ślizgoni ryknęli śmiechem, który natychmiastowo ucichł, gdy woźnemu udało przedrzeć się przez uczniów. Pansy otworzyła usta na widok Argusa Filcha i spróbowała schować się za innymi uczniami.
-Nie tak szybko, panno Parkinson! Dość mam twojego bałaganiarstwa. -Filch spojrzał na mnie krzywo, lecz po chwili drgnęły mu wargi. Wyglądał, jakby próbował się uśmiechnąć, ale odwrócił się, zanim mu się udało. -Profesor Snape na pewno znajdzie dla ciebie jakiś szlaban, panno Parkinson. Zjeżdżać stąd, wszyscy!
-Chodź. -Seamus, który wciąż trzymał mnie za rękę, ruszył w stronę schodów. Co się właśnie wydarzyło? W oczach nagromadziły mi się łzy. Aż tak mnie nienawidzą?
-Seamus... Dziękuję. -Zatrzymałam się.
-To nic takiego, nie płacz, Rosemarie. -Uścisnął mi rękę, puszczając ją. -Szczerze mówiąc, bałem się, że wybuchnie, ale jednak ślizgoni nie mają w swojej drużynie pirotechnika.
-Jak dobrze, że Gryffindor ma najlepszego. -Uśmiechnęłam się, ścierając łzy.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz