12. Przeddzień.

357 30 0
                                    

Minęły dopiero cztery dni szlabanu u Umbridge, a napis na mojej dłoni, który jeszcze niedawno przypominał przebarwienie, powoli stawał się pajęczyną zacięć. Za każdym razem, gdy spoglądałam na dłoń, wydawało mi się, że rana się pogłębia, a wszystkie użyte kosmetyki maskujące, znikają w ciągu sekundy. Obecność Umbridge na naszych lekcjach wcale nie pomagała. Odkąd dostała więcej uprawnień od Ministra, było już tylko gorzej. Z pozytywnych rzeczy, dopóki skupiała swój gniew na mnie, Harry'm i nauczycielach, Robert i George byli bezpieczni, podobnie jak Neville, na którego Umbridge też miała oko. To nie mogło trwać długo, więc nadeszła najwyższa pora wcielić plan w życie.
- Rosemarie, słuchasz mnie? - Seamus wyrwał mnie z zadumy. - Musimy dodać kiełki.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Powiedziałam, wsypując składniki i rozglądając się po sali. Nie byliśmy w tyle z eliksirem. - Dzięki, że wszystko zrobiłeś. Gdzie Snape?
- Wyszedł pięć minut temu. - Mruknął w odpowiedzi. - Wszystko okej? Blado wyglądasz.
- Tak, przepraszam. Ostatnio ciągle się zawieszam, to przez te SUMY. - Zaśmiałam się sztucznie.
- SUMY, czy szlabany? Nie ściemniaj, przecież widzę, co masz na ręce. - Czyli mi się nie wydawało. Para z kotła musiała wszystko ujawnić. I co miałam mu powiedzieć?
- No... Ale nie jest jakoś potwornie źle. Już mi to nawet przestaje przeszkadzać. - Broniłam się.
- Akurat. - Prychnął, mieszając eliksir zgodnie z ruchem zegara. - Nie możesz na to pozwalać.
- A co mam zrobić? Jeszcze tylko dzisiaj, więc dam sobie radę. Ty lepiej uważaj, żebyś sam się w nic nie wpakował.
- Ona w ogóle może robić takie rzeczy?
- Myślę, że nie. - Westchnęłam. - Dziękuję, że się martwisz, ale to nawet nie jest jedna z dziesięciu najgorszych rzeczy, jakie mogła zrobić. Poszczypie, poboli i przestanie.
- Rosemarie... Nie daj się. - Próbował dodać mi otuchy. Zastanowił się chwilę i najwidoczniej stwierdził, że taki poważny ton do niego nie pasuje, więc zmienił taktykę. - Ale fakt, mogło być gorzej. Przynajmniej nie kazała ci pisać czegoś obciachowego, jak ,,zbieram gluty do pudełka'' albo ,,sowa zafajdała mi mundurek". Ja bym tak zrobił.
- To fakt. - Zaśmiałam się. - Dzięki, Seamus.
- Jeszcze jej pokażemy.
- Oj tak... - Uśmiechnęliśmy się do siebie, gdy Snape trzasnął drzwiami, oznajmiając swój powrót.
- Mizernie. Nawet mi tego nie pokazujcie. Szkoda słów. Gorzej niż dno. Jesteście czarodziejami, czy skrzatami, zlewającymi pomyje?! - Profesor przeszedł nad kotłami wszystkich grup, komentując jedynie te, które nie zasługiwały nawet na Zadowalający. - Koniec zajęć, posprzątajcie po sobie.
-Co go ugryzło? - Zapytałam, gdy wyszliśmy z sali. - Nawet nie zatrzymał się przy Harry'm.
- Umbridge tym razem zwizytuje jego lekcje. - Wysapał Neville, próbując dotrzymać nam kroku. - Mamrotał coś o Ministrze, ale w życiu tego nie powtórzę!
- Jeśli mnie to ominie to padnę trupem! - Zapowiedział Seamus. - Błagam, niech to będzie nasza lekcja!
- Niemożliwe, żebyśmy mieli tyle szczęścia. - Neville pokręcił głową. - Rosemarie, jak myślisz?
- Myślę, że Umbridge będzie dzisiaj w świetnym humorze, dlatego może mi się upiecze.
- Oby nie tak, jak twojej ręce. - Prychnął Seamus. - Neville, widziałeś?
- Seamus..! - Warknęłam groźnie.
- No co?! Neville zaraz ci znajdzie jakąś roślinną papkę na to zranienie. - Odparł Seamus. - Nikomu innemu nie powiem.
-Kto ci to... UMBRIDGE?! - Krzyknął Neville.
-Ciii! - Uciszał Seamus. - Chcesz, żeby przytargała tu swój tłusty zad? Jak nie możesz pomóc to chociaż się zamknij.
- Ty też bądź cicho! Co się wydzierasz? - Odbił Neville. - Zresztą, ciekawe czy Snape poradzi z nią sobie tak, jak McGonagall! - Pomyślałam, że odkąd chłopaki więcej ze sobą rozmawiają, Neville staje się bardziej śmiały, a Seamus hamuje odrobinę swój niszczycielski zmysł. Uśmiechnęłam się w duchu. Ich przyjaźń się rozwijała i mogli chronić siebie nawzajem, gdyby mój plan zawiódł.

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz