23. Nie pozwolę na to.

183 20 4
                                    

        Następne dni przynosiły tylko kolejne dekrety edukacyjne Umbridge, każdy bardziej absurdalny od poprzedniego. Wszyscy z niecierpliwością przyglądaliśmy się naszym monetom, oczekując spotkania GD. Kiedy w końcu przyszedł ten dzień, byłam w Pokoju niemal pierwsza. Razem z Harrym, Ronem, Hermioną, Robertem i Nevillem czekaliśmy aż wszyscy się zjawią. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy zobaczyłam George'a i Freda. Postanowiłam, że po tych zajęciach muszę go złapać i z nim porozmawiać. Nie oczekiwałam, że po tym wszystkim będziemy przyjaciółmi, ale wiedziałam, że skoro nie chce się ze mną skonfrontować, to znaczy że się z tym nie pogodził.
- Skoro jesteśmy już wszyscy, uważam że możemy zacząć. - Powiedział Harry. - Jak wiecie, Dementorzy opuścili Azkaban, podobnie jak dziesięcioro śmierciożerców. Najwyższa pora, abyśmy nauczyli się przyzywać patronusa, abyśmy mogli się przed nimi uchronić.
- Wyciągnijcie przed siebie różdżki i pomyślcie o najszczęśliwszym wspomnieniu z waszego życia. - Poinstruowała Hermiona. - Expecto Patronum.
- To może być cokolwiek, nawet kilka rzeczy, ale musi być silne i musicie bardzo się na tym skupić. - Kontynuował Harry. W pierwszej chwili pomyślałam o tacie, kiedy pozwolił mi wyjechać do Hogwartu, ale to nie wystarczyło nawet na mały obłoczek światła. Rozejrzałam się po sali, żeby sprawdzić jak inni sobie radzą. Tylko jeleń Harry'ego kroczył wśród ćwiczących, przyglądając się ich próbom. Kilku osobom udało się wytworzyć coś, co przypominało światło ze świecy, innym tylko słaby dym. 
- O czym myślisz? - Zapytałam Roberta, z którym dzieliłam większość wspomnień. 
- O mamie. - Szepnął słabo. - Ale nie potrafię przypomnieć sobie nic szczęśliwego. Widzę jak leży na łóżku i ściska mnie za rękę. 
- Pamiętasz jak kiedyś zabrała nas do kuchni, kiedy wszyscy spali i piekliśmy ciastka? - Przypomniałam. Ciężko było myśleć o mamie, jakby nadal żyła. - I jak tata wezwał straż, bo nie mógł nas znaleźć? 
- Tak, Nathaniel kichał od cukru pudru, a ty wysypałaś całą miskę mąki. - Zaśmiał się. - Tylko ja potrafiłem ładnie wycinać kształty z foremek. 
- I twoje ciastka najbardziej jej smakowały. - Potwierdziłam. Chciałam, żeby mu się udało, dlatego na zmianę przypominaliśmy sobie wszystko, co wydawało się pasować do zadania. Po kilku próbach, Robertowi udało się wyczarować kilka chmurek, a jedna miała nawet coś na kształt nóg. Tylko mi nadal nie wychodziło.
- Wciąż nic? - Zapytał Harry, widząc jak beznadziejnie sobie radzę. - Nie przejmuj się i odpocznij chwilę. W końcu się uda.
- Już sama nie wiem, o czym mam myśleć. - Westchnęłam i zwiesiłam głowę. Czułam się zmęczona.
- Może spróbuj o Dymitrze. - Prychnął Fred. George próbował go uciszyć, ale na niewiele się to zdało.
- Masz jakiś problem? - Robert wysunął się przede mnie. Bracia kłócili się o nas, mimo że wcześniej się uwielbiali.
- Przestańcie, sami rozwiążemy swoje problemy. - Powiedziałam.
- Jakoś ciężko wychodzi ci rozmawianie o czymkolwiek, a już na pewno ze mną. - George puścił ramię brata. Teraz też był wkurzony.
- Chciałam o tym z tobą porozmawiać, ale tak się składa, że mnie unikałeś.
- Po co miałem z tobą rozmawiać? I tak wybierasz co mi powiedzieć, a o czym nie wspominać. - Podniósł głos, a jeśli do tej pory ktoś szeptał, teraz wszyscy zamilkli.
- Naprawdę nie widzisz, że wszystko robię dla ciebie? Dla przyjaciół, dla moich poddanych? - Zdenerwowałam się.
- A czy ktoś cię o to prosił?! Wszystko czego chciałem to trochę zaufania. Grzecznie czekałem, aż mi wszystko powiesz, ale ileż można?!
- Nikt nie prosił, ale tego się ode mnie oczekuje. Mam zostawić tysiące ludzi na pastwę śmierciożerców, o których nawet nie mają pojęcia, bo tobie się to nie podoba?
- Wystarczyło powiedzieć co jest grane!
- I w czym by to pomogło? Pokłócili byśmy się wtedy albo teraz! A może coś byś zmienił? Zamiast podpadać Umbridge, o której ci mówiłam, podpadałbyś jeszcze Gertrudzie, Knotowi i wszystkim śmierciożercom, żeby przypadkiem nie zapomnieli, że jest coś takiego jak Hellea?
- Czy ty siebie słyszysz? Ciekawe do czego ci w takim razie ten pajac, przecież sama radzisz sobie świetnie!
- Z tego co pamiętam to zerwaliśmy, więc co cię to obchodzi?! Czy to on, czy ktoś inny, nieważne! Robię to, co muszę, bo nie odpowiadam tylko za siebie! - Wściekłam się tak, że miałam ochotę rzucać rzeczami. 
- Tak i dlatego zaręczasz się z byle kim! - Zaśmiał się George pełen furii. - A może podoba ci się, że w końcu masz mnie z głowy i możesz wyjść za kogoś takiego jak Dymitr?!  Może jeszcze pójdziesz pocałować Voldemorta i uratujesz nas wszystkich?!
- Wystarczy! - Wrzasnął Robert, ciągnąc mnie przez salę do tablicy. Złapał za pergamin z podpisami wszystkich członków GD i oderwał dwa nasze. - Nie pozwolę na to dłużej! Nie zbliżaj się więcej do mojej siostry. - Zagroził i wyciągnął mnie z Pokoju Życzeń.
     Byłam w takim szoku, że nie zauważyłam jak dotarliśmy do mojego pokoju. Nie płakałam. Powinnam ryczeć jak bóbr, ale łzy nie chciały napłynąć mi do oczu. Robert milczał, ale wyglądał dużo gorzej niż ja. Cały się trząsł i wysuwał dolną wargę do przodu, jakby chciał zachować poważną minę. W ręce nadal ściskał kawałek pergaminu z naszymi podpisami. 
- Dziękuję. - Powiedziałam, przytulając go. - I przepraszam, że do tego doszło. 
- N-nie. - Bąknął cicho. - Poniosło mnie, ale nie chciałem, żebyś tego słuchała. Zawiodłem się na nich obu, to się już nie powtórzy. 
- Sprawiam tylko kłopoty, nawet jak chcę wszystkim pomóc. - Powiedziałam cicho. - Czego nie ruszę, wszystko psuję. Przepraszam, ja... Nie potrafię być lepsza. 
- Rosemarie... - Robert zapłakał i przytulił się do mnie. - Nie mów tak, mam tylko ciebie. Nie mam mamy, żadnej cioci ani nawet macochy. To ja nie mogę cię ochronić, przepraszam. Wszystko jest na twojej głowie, nie wiem jak cię od tego uchronić. 
- Już mi pomogłeś. - Przytuliłam go jeszcze mocniej. - To ciebie kocham najmocniej i jestem szczęśliwa, że mogę zrobić cokolwiek, żebyś był bezpieczny. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego rodzeństwa, a dzisiaj broniłeś mnie jak prawdziwy rycerz. Kocham cię. 
- Ja ciebie też, Rosemarie. - Wytarł łzy z policzków i odsunął się ode mnie. - Obiecaj mi, że w tym wszystkim spróbujesz być szczęśliwa. Nawet jeśli to Dymitr, a ja go nie znoszę.
- Spróbuję. - Obiecałam, uśmiechając się. - Kiedyś nawet mi się prawie udało. 

Korona HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz