Rozdział 18

85 6 33
                                    

Pst, do tego możecie chcieć sobie przypomnieć rozdział 11

~*~

Ząbek rozejrzała się po Sali. Było tu wiele Obiektów, których nie znała. Ogromny dziki kot, z kłami długości jej przedramienia i lśniącym, złotym futrem, centaur o ośmiu kopytach wyglądających jak z kamienia, istota będąca miksem pająka i humanoida, z parą dużych czarnych oczu i trzema mniejszymi parami pod nimi, w kolorze krwi, którego zarówno skóra, jak pancerz były niemalże przezroczyste w świetle.

W klatce przed nimi za to stała kobieta o skórze koloru śniegu, ubrana w suknię barwy dojrzałych jabłek. Jej włosy miały podobny, chłodnoczerwony odcień, nie licząc odrostów, które miały kolor bliższy jej skóry.

Ciepłe, bursztynowe oczy zdawały się być nie na miejscu w tej dziwnej kombinacji.

- Róża, to Toothiana. Toothiano, Róża – przedstawił je szybko chłopiec – Obie wiecie jak to jest nagle mieć ciszę w głowie, więc myślałem, że spotkanie może wam dobrze zrobić.

Nie krył kombinacji cyfr, gdy je wpisywał. Już nie.

Teraz znała nawet kod do własnej klatki. Mogła ją opuszczać samodzielnie, bez nadzoru. Kiedy chciała. Kraty były jedynie dekoracją, czasem bezpieczeństwem, gdy wściekła Emma krążyła po salach, mając nadzieję przyłapać kogoś na gorącym uczynku.

- Kto u ciebie? – spytała Róża. Kiedyś na to pytanie kolibrzyca by się obruszyła, jednak teraz nawet nie przyszło jej na myśl, by nie odpowiedzieć.

- Moje wróżki. Częściowo samodzielne, miniaturowe drony, w dużych grupach zdolne do własnej inicjatywy. Ty?

- Siostra. Była mi bliska jak magia, byłyśmy jak jedność – w jej głosie też nie było wahania.

- Opowiesz mi o niej? – zaproponowała Ząbek. Kobieta wskazała ręką miejsce naprzeciw siebie, z lekkim uśmiechem. Jack wspominał zanim ją tu przyprowadził, że przed jego czasem ze Różą było bardzo źle. Była agresywna, wściekła, niszczyła wszystko w swojej okolicy i atakowała każdego, kto pojawił się w zasięgu.

Powiedział, że to było z bólu, jaki czuła po utracie swojej drugiej części. Że z tylko jedną z nich w Kolekcji, to było jak rozerwanie ich duszy. Ale patrząc na nią, Ząbek miała inne wrażenie.

To była próba zapełnienia pustki. Desperacka próba poczucia czegokolwiek, chociażby nienawiści, kiedy nawet ona nie chciała przyjść. Atak, by ktoś także zaatakował; bo ból był lepszy niż ta obojętność, nicość.

***

Zapowiadało się na normalny dzień. Nic nie wskazywało na koszmar, który miała znaleźć za zamkniętymi drzwiami.

Statek był wielki, lecz duża jego część była jej niedostępna. Czy to naprawdę jej wina, że była ciekawa?

Można było wiele powiedzieć o niej, jednak to zawsze była jej słabość. Historie i zagadki. Odkrywanie tego co ukryte. Słuchanie szeptów.

Drzwi były biało-złote z bogatymi zdobieniami, jak wszystko tam. Przepych nie był w stanie ukryć pustki jaka panowała po masakrze zafundowanej galaktyce przez Generała Kozmotisa. Tak niewielu przetrwało...

Przez dekady później miała czas pomyśleć i jednego była pewna. To nie był przypadek, że drzwi nie były zamknięte. Wątpiła, by miał innego Celestiala w swojej Kolekcji. A ona, bez żadnej rodziny, za jedynego przyjaciela mające jego Zdrajcę...

Zobaczenie tylu istot w klatkach...

I On. Wsuwający tacę w szczelinę w kratach. Stojący, jak gdyby nigdy nic.

TrappedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz