Rozdział 3

217 29 31
                                    

Jack nie potrafił się nie uśmiechnąć, kiedy wrócił do klatki, w której była trzymana kolibrzyca, nawet pomimo wieści jakie dostał.

Sela miała niezwykłą łatwość w zawieraniu znajomości i ugłaskiwaniu ludzi. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że nie dało się na nią złościć zbyt długo. Na dodatek była bardzo przekonywująca, czego prawdopodobnie użyła na nowej mieszkance, bo właśnie leżała w jej gnieździe.

Chłopak z doświadczenia wiedział, iż ptakopodobne istoty oraz te pochodzące z lasu preferowały je ponad tradycyjne łóżka. Nawet jeśli nie były to do końca gniazda – coś raczej w stylu pufy otoczonej kocami, bardzo łatwej w zmianie.

Dwójka duchów spała zwinięta razem. Toothiana najprawdopodobniej na początku siedziała, gdyż Łania miała głowę na jej kolanach, podczas gdy Strażniczka częściowo leżała na jej boku.

To był po prostu zbyt uroczy widok, by być w stanie skupiać się na pesymistycznych myślach. Nawet jeśli dotyczyły one jednej z nich.

Jack już dawno nauczył się łapać pozytywnych myśli i trzymać się ich jak ostatniej deski ratunku. To był jeden z niewielu sposobów, by nie stracić zmysłów w takim miejscu. Nauczył się lubić to miejsce, bo wiedział, że nigdy go nie opuści.

***

Pierwszym odczuciem było, że ktoś ją obserwuje. Uchyliła powiekę, starając się po cichu sprawdzić kto to, jednak od razu napotkała błękitny wzrok i towarzyszący mu czuły uśmiech. Otworzyła od razu oczy, chcąc się wycofać, lecz poczuła, że coś ją trzyma w miejscu. Dopiero wtedy zorientowała się, że leżała na niej Sela. Kiedy to się stało...?

- Wybacz, wyglądałyście zbyt uroczo, by was budzić – powiedział Jackson, ale widać było, że niczego nie żałuje – Wyspana?

- Nie jestem nią – warknęła kolibrzyca – Nie wierzę w twoje słodkie uśmiechy i kłamstwa – chłopak słysząc to tylko wzruszył ramionami, jakby go to nie ruszało. Nawet jeśli każde jej słowo trafiało prosto w serce, tak podobne do jego własnych rozmyślań. Bo czy nie to właśnie robił? Czy nie zwodził obiektów, niby przyjazny, a w rzeczywistości tylko je bardziej dręczył?

- Przecież nie kłamię – uśmiechnął się jeszcze szerzej. Palce Strażniczki drgnęły na widok śnieżnobiałych zębów chłopaka. Były takie piękne! – Kłamałbym mówiąc, że jesteś tu w pełni bezpieczna i niedługo zobaczysz swoich przyjaciół – rozłożył ręce. Kobieta zmierzyła go nieufnym wzrokiem – I przyniosłem śniadanie – przywdział swój najbardziej czarujący uśmiech, wyciągając ku niej tackę z posiłkiem, niczym ofertę pokojową.

Nagle uszy rogatej poderwały się, obracając się kilkakrotnie, jakby wyszukiwały dźwięk. Czarne oko otworzyło się, kiedy zaczęła węszyć.

- Czy ktoś coś mówił o jedzeniu? – zapytała z nagłym zainteresowaniem, podnosząc się. Zębuszka syknęła cicho, czując jak krew powraca do jej nóg, mrowiąc i dając wrażenie, jakby setki maleńkich igiełek wbijało się w jej ciało.

- ...i wstał głodomorek – zaśmiał się białowłosy – Radzę ci Królowo szybko coś sobie wybrać, bo ona może nie wygląda, ale ma wilczy apetyt – czarnooka wykrzywiła się żartobliwie, biorąc od niego tackę i kładąc ją sobie na kolanach. Jednak zamiast wziąć się za jedzenie, spojrzała najpierw wyczekująco na Ząbek – Wyglądasz podobnie do kolibra, więc założyłem, że nie jesz mięsa i tym podobnych, tak jak Sela, ale jeśli jest inaczej to mogę załatwić co innego

- Nie jestem głodna – Strażniczka zacisnęła wargi. Cisnęły się jej na usta wredniejsze odzywki, lecz pamiętała jak rogata prosiła ją o bycie milszą. Dziewczyna wyglądała na dobrą osobą, więc mogła trochę się postarać. Poza tym to nie była jej wina. To ten cały Car i jego dwójka sługusów wyprała jej mózg.

TrappedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz