Ktoś obok nich krzyknął, gdy zobaczył jak Hypnos niemalże wypada z klatki w pośpiechu. Okrzyk przykuł uwagę innych i nagle rozległa się kakofonia wrzasków i uderzeń o metal, gdy otaczające ich Obiekty zobaczyły co się dzieje. Było słychać nawet kilka gwałtownie otwartych drzwi, jednak jeden gest bogini snów sprawił, że przestali się zbliżać. Drugie, bardziej zdecydowane machnięcie odprawiło ich z powrotem do klatek, nieco uciszając pozostałych.
Mimo to było słychać jak głosy roznoszą się coraz dalej, opisując sytuację i rzucając obelgami w jego stronę. Ludek stał nieruchomo, w jednej pięści trzymając garść kamizelki chłopaka, a w drugiej zakrzywione ostrze przyciśnięte do jego szyi.
Jack na wpół leżał w jego uścisku, zdezorientowany, jedną ręką nadal trzymając nieszczęsną filiżankę, a drugą zaciskając na materiale swojego stroju, starając się odsunąć go chociaż nieco od gardła.
Sanderson wpatrywał się w Hypnos tymi dziwnymi, zimnymi oczami. Bogini nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie, odkąd pamiętała był istotą, która emocje nosiła na dłoni. Nawet gdy ją zaatakował, widać było w nim mieszankę gniewu i smutku.
A teraz nie było nic poza chłodem i determinacją. Bogini wypuściła z ust trochę dymu, formując z niego znaki.
Nie rób tego
Ludek zacisnął usta i stworzył kilka własnych wzorów w odpowiedzi.
Wypuść mnie z tego miejsca, a nic mu nie będzie. Wiem, że jesteś w stanie to zrobić, odparł. W takich momentach jak ten, ich bezdźwięczne rozmowy były zbawieniem. Otaczające ich Obiekty rozumiały ich mowę i ich krzyki nagłośniły się ponownie, widząc groźbę.
Nawet jeśli wyjdziesz z tej klatki, inni cię nie wypuszczą, powiedziała mu bogini. Jej oczy przeskakiwały między jego twarzą, strużką krwi i przestrzenią nad jego głową, gdzie zazwyczaj tworzył znaki.
Chłopak w jego rękach poruszył się trochę, ale chwilowe dociśnięcie ostrza z powrotem go unieruchomiło.
Słuchają się ciebie, odpowiedział jej, nie zaryzykujecie jego życia
Lordzie Snów, jesteś Strażnikiem dzieci, upomniała go w twarz wkradająca się nuta desperacji. Masz w rękach jedno z tych dzieci
Sanderson przymknął na chwilkę oczy. Hypnos miała rację oczywiście, ale czym było jedno życie za tyle niewinnych, które pozostały tam na zewnątrz pozbawione wszelkiej ochrony? Wojny były pełne ciężkich decyzji, szczególnie gdy chciano kogoś chronić. Nigdy nie obchodziło się bez ofiar, nieważne jak bardzo to łamało serca, nie można było się poddać. Poddanie kończyło się gorzej, lepiej było umrzeć w walce niż niewoli...
Poza tym Obiekty nie zaryzykowałyby życia swojego ukochanego Opiekuna. Wystarczyło żeby miał jak skrzywdzić chłopaka, nawet jeśli nie zamierzał tego naprawdę zrobić. Byli zbyt omamieni jego przyjaznym uśmiechem, by zobaczyć, że jest powodem dla którego nadal tu tkwią.
Są w stanie otworzyć klatki. Sanderson widział jak wychodzą z nich swobodnie. Może i mają obroże, ale jeśli wystarczająco dużo by się ich wydostało na raz, nikt nie zdołałby ich okiełznać. Szczególnie gdy wolno im było chodzić gdzie chcą, wystarczyłoby znaleźć miejsce dowodzenia i je zniszczyć.
To byłaby lepsza opcja niż zakładnik, ale nie miał czasu ich przekonywać. Potrzebował armii teraz i jedyne miejsce, gdzie mógł ją znaleźć był biegun. Yeti nie zawahałyby się pójść na wojnę, by ocalić swojego przywódcę, byli na to przygotowani już jak pierwszy raz tu weszli.
Najpierw jednak musiał wydostać się z klatki i jej osłabiających sygili.
***
Mleczuszka patrzyła na swoją małą siostrę z zaniepokojeniem. Dziewczyna siedziała na jednej z puf, wpatrując się tępo w jakiś punkt przed sobą. Dłonie miała złożone razem, ale leżące na kolanach.
CZYTASZ
Trapped
Fanfiction"Jeśli odejdę, nie mam gdzie pójść. Dla mnie nie ma nigdzie miejsca. Nie jestem duchem tak jak ty, ani nawet już człowiekiem. Jestem... dziwadłem, istotą, która nie ma prawa żyć, ale nie może umrzeć" ~*~ Co z tego, że mam zaczęte już x fanficków. Pi...