Rozdział 29

68 6 47
                                    

- Jest symetrycznie? – spytała Ząbek, przekładając brązowe pióra w swojej koronie. Wplotła już dwa należące do Mleczuszki, teraz pozostały jej te od Passer.

Wróblica zamrugała, przekrzywiając głowę krytycznie, po czym skinęła. W klatce nie było żadnej miski z wodą czy lustra, by dziewczyna mogła się przejrzeć, więc jej sąsiadka robiła za jej stylistkę.

Toothiana wzięła więcej nici i zaczęła oplatać nią podstawę pióra, mocując ją do tych w jej głowie. Gdy skończyła jedno, nachyliła się do Passer, by ta przecięła nić i wzięła się za kolejne. Dodawanie nowych piór w koronie było zdecydowanie prostsze niż w ogonie, nie musiała się wyginać dziwnie i liczyć, że nie przekrzywi czegoś.

Zanim skończyła ostatnie pióro, ktoś zastukał w kraty jej klatki. Dziewczyna uniosła wzrok, napotykając bladoniebieskie spojrzenie Lucyfera. Mężczyzna przyglądał się jej, mrugając powoli, niemal jak rozleniwiony kot. Na jego krwawych ustach tańczył uśmiech.

- Masz tak wiele koloru – oznajmił po chwili, mierząc ją wzrokiem. Kolibrzyca uniosła brew w niemym pytaniu – Przydałoby ci się więcej bieli – dodał jakby po namyśle.

Toothiana zaśmiała się, kończąc drugie z brązowych piór i nachylając się do Passer, by odcięła resztę nici. Odwróciła się do upadłego anioła, po czym z teatralnym gestem oraz przesadzoną miną zaczęła się głośno zastanawiać

- Hmm, gdybym tylko wiedziała skąd mogę wziąć więcej bieli... - powiedziała z udawanym żalem w głosie – Myślisz, że Mleczuszka rozstanie się z większą ilością piór? – zapytała, chwytając się teatralnie za serce

- Och kochana, twój zbawiciel może być bliżej niż myślisz – odparł jej rozmówca, nachylając się i opierając o metal z drapieżnym uśmieszkiem

- Jest ktoś inny, kto byłby gotów to zrobić? – ujęła twarz w dłonie, otwierając szeroko oczy – Czyżbyś się oferował? – zapytała, trzepocząc rzęsami

- To wielkie poświęcenie, ale jestem na nie gotów – powiedział z równie przesadzonym tonem. Kolibrzyca nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, kuląc się, by nabrać powietrza.

- Nieduże – rzekła, przecierając oczy z uśmiechem – Potrzebuję kolczyków

Anioł rozpostarł swoje skrzydła z dumą prezentując ich nieskazitelny kolor i wskazał na najdrobniejsze pióra u ich szczytu. Gdy kolibrzyca potrząsnęła głową, zjechał palcem rządek niżej, do nieco dłuższych.

Trwało to aż dotarli do piór długości palca dziewczyny. Kiedy skinęła w zgodzie, wyrwał jedno z nich, po czym znalazł odpowiadające mu na drugim skrzydle i też je wyciągnął. Wsunął dłoń między kraty, ofiarowując je niczym cenny skarb.

Tak właściwie nim były. Pióra należały do najważniejszych części ciała, w odróżnieniu od włosów, których można było się pozbyć bez problemu, ich brak więził na ziemi, odcinając właściciela od nieba. Wyrywanie zdrowych piór nie było czymś co robiło się bez potrzeby, zazwyczaj używano do dekoracji tych, które już się zluzowały i same by niedługo wypadły. On ofiarował jej zdrowe pióra, które jeszcze długo by się trzymały.

Choć równie dobrze mogło to być dlatego, że był aniołem, one nie miały takich słabości jak wypadające pióra. Padła kilka razy ofiarą tego typu wykładów, gdzie mężczyzna zaznaczał swoją wyższość i to jak bardzo jest ponad innymi we wszystkich aspektach.

Ząbek rzuciła go garścią błota podczas jednego z takich wykładów podczas dnia spotkań. Trafiła go prosto w skrzydła, z kilkoma kroplami wpadającymi w mu we włosy.

TrappedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz