Rozdział 5

182 24 10
                                    

Trudno było mu się samemu do tego przyznać, ale był już trochę zmęczony. Nie sypiał często, czasem nawet kilka tygodni nie odpoczywał, jednak czasem musiał. Nie chodziło tu o fizyczne zmęczenie – na to wystarczyło mu trochę posiedzieć, lecz umysł też musiał czasem zmniejszyć obroty. Może dlatego był taki rozkojarzony...

Dotknął zamka, palcem wskazującym błyskawicznie wbijając kod na malutkiej klawiaturce i otworzył drzwi. Wciąż był skupiony na schemacie okablowania Emmy, nadal nie skończył naprawiać jej rąk. Utrzymywał ją w śpiączce, by nie sprawiała problemów, gdy weźmie się w końcu za jej dłonie.

To były jedne z najtrudniejszych elementów, biorąc pod uwagę ile kabli i różnych czujników tam nawkładał, starając się jak najbardziej zbliżyć ich działanie do ludzkich. To było niesprawiedliwe, że pozbawiono ją tylu doznań i chłopak starał się jej to zrekompensować jak tylko był w stanie. Jego mała siostrzyczka nie zasługiwała na takie życie...

Zamyślony nawet nie zauważył lecącej w jego stronę tacki. Uderzenie było kompletnym zaskoczeniem; złapał się za rozcięcie, po czym odsunął rękę, ze zdziwieniem zauważając na białej rękawiczce szkarłatny ślad. Otworzył usta, lecz zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, dostał w twarz poduszką, czego nie spodziewał się tym bardziej.

Otrzeźwił go dopiero cios w plecy i lekki okrzyk zaskoczenia kolibrzycy. Kobieta miała sporo siły jak na tak małą istotkę, ale zdołała jedynie nim zachwiać. Obrócił się błyskawicznie na pięcie, sięgając po jej nadgarstek, lecz odskoczyła poza jego zasięg. Widząc jak bardzo zbliżyła się do drzwi, zareagował odruchowo – wyciągnął z kieszeni wszytej we wnętrze rękawa niebieski kamyk i cisnął nim w Toothianę. Przedmiot uderzył ją w ramię dokładnie w momencie, gdy jej dłoń zacisnęła się na pręcie, uniemożliwiając drzwiom zamknięcie się i przykleił się do jej piór.

Kobieta upadła bezwładnie, tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Jackson pozwolił sobie na wzięcie oddechu i przyłożył jeszcze raz dłoń do rozcięcia na czole. Krew zaczęła spływać mu na oko, więc ją przetarł, po czym podszedł do kolibrzycy. Domknął drzwi i wziął ją na ręce, zanosząc do gniazda.

Zatamował krwawienie i tak już brudną ręką, wzdychając. Wiele obiektów na początku starało się uciec, jednak żadne nie użyło jeszcze tak niecodziennej metody. Większość zwyczajnie się na niego rzucała, bądź próbowała go przechytrzyć swoją szybkością.

- W sumie powinienem się spodziewać, że Wojownicza Królowa postawi na taktykę – powiedział głośno – Gratulacje, dotarłaś dalej niż ktokolwiek w ciągu mojego pobytu tutaj. – dodał, sięgając po kamyk przyczepiony do jej ramienia i potarł go kciukiem. Ten odpadł na jego dłoń, przywracając kobiecie swobodę ruchów.

- Co do jasnej... - wydyszała kolibrzyca

- A-a, – przerwał jej chłopak, uśmiechając się krzywo – przy dzieciach też się tak wyrażasz? Chciałem z tobą porozmawiać, Toothiano, ale widzę, że nie jesteś w nastroju – wzruszył ramionami, spoglądając skrzywiony na poplamioną krwią rękawiczkę i przykładając ją z powrotem do rany – Wieczorem znowu przyjdzie Sela pomóc ci ze skrzydłami.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając zszokowaną Ząbek, półleżącą na pufach.

***

Kolibrzyca poruszyła się lekko, wciąż trzymając się za bolący łokieć. Odsunęła na chwilę dłoń, niemal spodziewając się na niej krwi, jednak ta była czysta. Przyjrzała się piórom, ale te były ledwo zmierzwione, jak gdyby nic się nie stało.

Ząbek była świadoma swojej siły. Okazjonalnie zdarzało się jej pojedynkować z pozostałymi Strażnikami dla sportu czy by poznać wzajemnie swoje style walki. Zdarzyło się jej w podobny sposób uderzyć Norta, który przecież był ogromnym i silnym mężczyzną i chociaż niewiele mniej się zachwiał niż Jackson, zadanie ciosu aż tak nie bolało. Walnięcie chłopaka było jak zamachnięcie się na pokrytą materiałem ścianę.

TrappedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz