seventeenth

28 8 0
                                    

          Ocknęła się ciągniętą za rękę przez Mirio. Rozejrzała się przestraszona, nie wiedząc ile jej umknęło. Chciała się wyszarpnąć chłopakowi, widząc jak się męczy ciągnąć ją za sobą. Jednak blondyn sam ją puścił, upadając na ziemię.

- Eri-chan, ukryj się i czekaj. - posilił się na wesoły ton, mimo że jego ciało drżało z bólu i zmęczenia. - Dziesiątki ludzi zaangażowały się i przybyły tu, by cię uratować! Eri-chan, wszystko będzie dobrze...

Chciał podnieść ją na duchu, ale tymi słowami sprawił, że zmartwiła się tylko bardziej. Tyle istnień, których życie zależało teraz tylko od tego czy wróci do Kai'a czy nie. Dlaczego w ogóle nie zrobiła tego wcześniej? Bała się, to na pewno, ale w ramionach Kai'a jeszcze nigdy nie czuła się tak przerażona jak teraz. On zawsze ją uspokajał. Pozwalał się do siebie tulić, sam ją przytulał i nigdy nie sprawił, że było jej tak źle jak teraz.

Co to miało znaczyć? Wiedziała, że relacja z brunetem była trudna. Zawsze ratowała się jednak myślą, że nie umywała się do toksyczności jej rodziny. Kai i reszta wychowali ją na takiego człowieka jakim sami chcieliby skrycie być. Nemoto błagał ją i tłumaczył, że nie powinna być zazdrosna, bo to negatywna emocja. Mimic przemycał jej pisma feministyczne i kredki, chcąc żeby uczyła się i miała hobby, które kocha. Rappa trenował z nią, traktując jak godnego przeciwnika, mimo że skrycie każdy wiedział, że jest słaba.

Była taka jaka była dzięki nim wszystkim. Mimo, że każdy popierał Kai'a, skrycie zaprzeczali jego działaniom, ratując Eri każdego dnia. Jakby mogła się teraz od nich odwrócić? Jak mogła teraz dać zginąć tym wszystkim ludziom, którzy dla niej walczyli? I bohaterom i yakuzie. Jak, do kurwy nędzy, została postawiona przed taką decyzją?

- Wybacz mi... - szepnęła płaczliwie. - Nie pozwolę, żeby komuś stała się krzywda. - zapewniła, cofając się o krok.

- Przez ciebie umrze kolejny człowiek! - usłyszała, przez chwile pomyślała nawet, że tylko we własnej głowie.

- Nie... Eri-chan, nie... - próbował ją zatrzymać Mirio.

- Czy tego chcesz, Eri?! - cofnęła się znowu, uciekając przed ręką, która chciała ją pochwycić.

Odwróciła się tyłem do Lemiliona, ruszając biegiem po śladzie jego krwi. Bose stopy brudziły posadzkę, a Eri czuła się z tym uczuciem źle. Mimo, że wszystko wokół i tak było już brudne od pyłu i kurzu.

Stanęła na gołej ziemi, chwytając się za ścianę ręką, bo bieg ją zmęczył.

- Ja... - odezwała się, zwracając uwagę Izuku i Kai'a. - nie chcę czegoś takiego! - powiedziała pewnie. Zignorowała słowa bohatera, nie zamierzając ruszać się z miejsca, chyba że w ramiona yakuzy.

- Eri... - oblała ją dziwna fala kiedy głos Kai'a do niej dotarł. Był cały i zdrowy, przez co jej ulżyło. - Naprawdę myślisz, że ten chłopak poradzi sobie w pojedynkę?

- Nie.

- Więc co powinnaś zrobić?

- Wrócić. - uniosła głowę, mówiąc pewna siebie. - Ale w zamian... - zrobiła krok do przodu, po chwili jednak się zatrzymując. - Przywrócisz ich wszystkich do poprzedniego stanu! - prędzej rozkazała niż poprosiła, bo w jej głowie nie było teraz innej możliwości.

Kai uśmiechnął się pod maską, po chwili krzywiąc się w grymasie irytacji.

- Rozsądnie! Lepiej cierpieć samemu niż sprawiać, że inni cierpią przez ciebie! - te słowa przeszły mu przez gardło ze zbyt dużą lekkością. Mówiąc je jednak komuś innemu czuł jakby pozbył się ogromnego balastu. Jakby ironicznie przekazał swój ból w świat, innym ludziom, Eri. Coś w środku go zakukało, ale kontynuował: - Blady promyk nadziei przeniesiony przez Lemilliona właśnie zgasł. Zdałeś sobie już sprawę, że działasz w najokrutniejszy dla Eri sposób? - mówił do bohatera, ale dziewczyna dobrze słyszała go z tej odległości. - Ona nie chce twojej pomocy.

Chciała już odetchnąć, chciała żeby bohaterowie się poddali, bo myśl, że będzie musiała patrzeć na kolejne śmierci z rąk Kai'a napawała ją obrzydzeniem. Lub to nadal było to śniadanie, które miała potrzebę zwymiotować.

- Nawet jeśli to prawda. Nawet jeśli nie chcesz mojej pomocy... - załkała, słysząc w jego głosie pewność. Kolejne salwy krwi z jego ran bolały ją równie mocno. - wciąż płaczesz, prawda?! Nie pozwolę nikomu umrzeć! Uratuje cię!

Idiota. - pomyślała tylko Eri. Płakała, bo bała się o Kai'a. Jeśli Lemillion mógł narobić mu tyle problemów, reszta bohaterów pewnie też. Mirio był jedynie uczniem, kiedy do yakuzy dopali by pro-herosi, byłby skończony. Wracała, bo bała się co może stać się z Kai'em i yakuzą. I Kai widział to w jej oczach. Ten strach o jego osobę. Jego słowa były teraz kłamstwem powiedzianym dla postronnych, żeby nikt nie myślał sobie, że Eri wraca, bo chce. Na wszelki wypadek, gdyby miał przegrać...

Prosiła o przywrócenie wszystkich do poprzedniego stanu, bo tak należało, bo tak powinno być. Bo nie chciała, żeby byli martwi i ranni z jej winy czy z winy Kai'a. Na jedno wychodziło, bo działali razem, do cholery. Eri miała już okazję by uciec, ale wracała za każdym jebanym razem. Czemu bohaterowie nie widzieli że, faktycznie, nie chce ich pomocy?

Zakryła ramionami twarz, przestraszona uderzeniem z góry. Kai zasłonił ją półką skalną w ostatniej chwili, bo wbił się w nią jeden z jego szpikulców, niesiony przez podmuch.

Uniosła spojrzenie do góry, obserwując wszystko uważnie. Nowi bohaterowi, nowe osoby, które przybyły tutaj by jej pomóc. Na samą myśl czuła już teraz tylko zmęczenie.

Kai warknął pod nosem, krzyżując spojrzenia z Przymierzem Złoczyńców. Przebiegłe lisy od początku planowali zdradzenie go i pojmanie Eri. Tylko jakim cudem dar Nemoto na nich nie zadziałał? Czyżby Shigaraki wcale nie kazał im go zdradzić? Robili to, bo sami chcieli?

Uzył idywidolanosći, żeby pochwycić Eri. Kiedy tylko pomyślał, że ktokolwiek, a przede wszystkim Shigaraki miałby położyć na niej swoje łapska, chciało mu się rzygać.

- Mm... - dziewczyna mruknęła w jego ramię, więc rzucił na nią okiem, niepewny czy któryś z odłamków jej nie tarfil. - Zaraz się zrzygam - jęknęła, przykładając sobie rękę do ust.

- Ani mi się, kurwa, waż! - ostrzegł ją, obracając się za siebie. - Uparty gówniarz. - wywarczał z myślą o Izuku. Jego spojrzenie padło jeszcze przypadkowo na pelerynę Mirio, którą przypadkowo pociągnął za sobą. Prychnął z obrzydzeniem na jej widok.

Eri także ją zobaczyła. Przed jej oczami przeleciały wszystkie miłe słowa Mirio i Izuku, tak samo jak niegdyś koszmary. Wyciągnęła w jej stronę dłoń, bo była czerwona. Rzuciła się jej w oczy, pomyślała o niej jak o czymś miłym. To nie była jej wina, że tak się czuła. Nie potrafiła jeszcze do końca nad sobą panować mając mózg sześcioletniej Eri. Więc to nie była jej wina...

Jej róg zabłysnął, uruchamiając moc, której odmawiała używać. Szybko poczuła tę dziwną energię i ledwo dała radę zapanować nad nią na czas, byleby nie zabić Kai'a.

Widząc twarz Izuku, jego dłoń, która rozpaczliwie chciała ją pochwycić, coś zrozumiała. Że ci ludzie się nie poddadzą. Choćby nie ważne co zrobiła. Musieli albo wygrać albo zginąć. Musiała więc im na to pozwolić, bo tak zrobiłby Kai. Zapomniałby o uczuciach i pognał do celu, nie obracając się za siebie. Tak by zrobił...

Z tą myślą wpadła w ramiona Izuku i mimo, że jej moc wymknęła się już spod kontroli, nie zabiła chłopaka. A on, mimo że widocznie cierpiał, nie chciał jej wypuścić z objęć.

- Oddawaj ją! - na dźwięk głosu Kai'a zadrżała, wtulając się silniej w Izuku. To tak bardzo bolało, podejmowanie takich decyzji. Dlaczego, mimo że Kai powtarzał jak samolubna jest, nie potrafiła taka być? Dlaczego taka była? Czemu poświęcała to co najbardziej kochała, na rzecz obcych jej ludzi, świata, który wcale jej nie obchodził jeśli miałaby w nim żyć bez Kai'a? Czemu była taką bohaterką, mimo że każdy wokół niej ich nienawidził? Czemu Tangai zmuszął ją, żeby miała zawsze własną opinie? Czemu Mimic i Rappa kazali jej być silną jak oni? Czemu każdy wokół niej uczył ją rzeczy sprzeciwiających się Kai'owi łącznie z nim? Czemu oni nie mogli być trochę bardziej samolubni? 

every villain has his own obsession (Overhaul x Eri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz