twenty second

29 6 0
                                    

          Razem z Mirio, pierwszy raz odkąd znalazła się w szpitalu, pozwolono jej wyjść na zewnątrz. Chociaż przeszli się jedynie wokół budynku, mając za sobą czujne spojrzenie Aizawy, to Eri naprawdę poczuła się lżej.

Nie podobało się jej, że chłopak użył słowa "randka" w kontekście ich spaceru. Chodzić na randki mogła tylko z Kai'em, nikim innym.

Zacisnęła ze złości rękę, więc Mirio posłał jej niepewne spojrzenie. Szybko więc zmieniła ekspresję na swoją zwyczajową, nie chcąc go niczym niepokoić.

Rzuciła okiem na bramę, prowadzącą do wyjścia. Instynktownie zrobiła w jej stronę krok, potem drugi, szarpiąc blondyna za rękę. Chciała, żeby ją puścił i dał odejść ku upragnionej wolności.

- Nie, Eri. Jeszcze nie możemy wychodzić poza teren szpitala. - powiedział pogodnie, jakby to wcale nie była dla niej kara. - Ale już niedługo, nie martw się. - zapewnił ją, przeczesując kosmyki włosów.

Dziewczyna przestała się odzywać. Kiedy po kilku razach odmówili jej spotkań z Kai'em, stwierdziła że to nie ma sensu. Bo niczego innego nie chciała. Może spotkania z dziadkiem, ale on był w innym szpitalu przykuty do łóżka. Więc to też odpadało.

          Wrócili do środka, przechodząc przez ruchliwe korytarze. Eri przyległa trochę bardziej do Mirio, bo jeden z lekarzy prawie ją staranował biegnąć na salę operacyjną.

Uniosła spojrzenie na jedną z tabliczek, wiszącą na drzwiach. "Onkologia dziecięca", jak przeczytała. Szpitale zawsze starały się zapewnić młodym pacjentom komfort, zdobiąc ściany i podłogi w dziwnie wyglądające naklejki. Eri w swoich kolorach przypominały o potwornych twarzach stworów, które widywała w halucynacjach.

- Chcesz się tam przejść? Do innych dzieci? - zagadnął Mirio, bo Eri zaparła się nogami i wgapiła w uchylone drzwi. Zdawało się, że nasłuchuje dźwięków wydobywających się z sali.

Uniosła na niego spojrzenie, orientując się, że się zatrzymali.

Teraz wydawało się to bezcelowe. Bo i tak nie mogła nikomu pomóc. Miała taką wspaniałą moc, a nie umiała z niej korzystać. Na własne życzenie właściwie, ale teraz nad tym ubolewała. W trakcie badań nad jej indywidualnością domyśliła się jak cudowna naprawdę jest i ile dobra może przynieść innym. Ale Kai planował co innego, więc zaparła się w sobie i przestała mu pomagać.

- N-nie. - zająkała się, ruszając do przodu.

          Wieczorem jednak myślała o tych dzieciakach, których twarzy nawet nie udało się zobaczyć. Zastanawiała się czy jeśli pomoże komuś innemu zamiast Kai'owi to poczuje się lepiej.

Zerknęła na tulipany stojące na szafce nocnej, które przyniósł jej Mirio. Powiedział, że są od jego znajomych, którzy pomagali w akcji odbicia jej. Były ładne, mimo że powoli usychały.

Eri zagryzła wargę, spoglądając na Aizawę, który spał w swoim śpiworze. Nadal nie wiedziała na ile może sobie pozwolić w obawie, że ten zaraz się obudzi. Zdecydowała się jednak zaryzykować i uniosła dłoń do kwiatów.

Mimo, że jej moc najsilniej uchodziła z jej ciała przez róg na głowie, mogła nakierować ją też w inny sposób. Dłonią, palcem, oczami. Była naprawdę elastyczna i nie było mowy, że po utracie roga czy rąk jak u Kai'a nie będzie miała możliwości dalszego korzystania z niej.

Odetchnęła, stykając się palcami z suchymi liśćmi tulipanów. Nie była pewna na czym konkretnie powinna się skupić, żeby to zadziałało. Pomyślała o Kai'u, ale czując ucisk w klatce piersiowej od razu odgoniła jego obraz. Skupiła się po prostu na tym, że kwiaty były ładne, że pachniały i ich świeżość pobudzała jej zmysły. Przypominała sobie przez to te miłe chwile dzieciństwa, kiedy biegała po trawie na bosaka i goniła motyle.

every villain has his own obsession (Overhaul x Eri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz