Rozdział 4 - Coś jest nie tak!

192 20 22
                                    

— Clay chodź na śniadanie! — ojciec nastolatka krzyknął z kuchni, czekając aż białowłosy w końcu wstanie i zejdzie na dół.

— Mhphmmm... — wymamrotał w poduszkę, nie chcąc się nawet ruszyć.

Kiedy wstanie będzie musiał iść do szkoły... A jeśli nie wstanie to będzie miał problem u ojca. Brendan może i był cierpliwy, ale do pewnego czasu. Na pewno nie pozwoliłby zostać synowi w domu, jeśli nie wygląda na chorego.
Clay wstał powoli z łóżka, przeciągając się i przeczesując dłonią swoją grzywkę. Miał dosyć czasu by ubrać się i zjeść śniadanie, dlatego zbytnio się nie spieszył.
Kiedy był już pewny, że wystarczającą się dobudził, stanął na nogach i podszedł do szafy by wyjąć z niej ubrania. Nie miał konkretnego stylu ubioru więc zwykle brał coś czarnego na górę oraz coś w podobnym odcieniu na dole.

— Hmm?

Spojrzał się w dół, zauważając że nogawki nie wiedzieć czemu, kończyły mu się w połowie ud.

— Wydawało mi się, że wczoraj były dobre... — mruknął, marszcząc lekko brwi.

— Może się skurczyły? — dodał w myślach, po chwili zakładając koszulkę.

Stwierdził, że najwyżej podwinie nogawki by nie wyglądały na zbyt krótkie. Potem pójdzie do sklepu i kupi nowe.
Sięgnął dłonią po gumkę do włosów i związał je w kucyka. Nie zamierzał ich rozczesywać bo po związaniu ich, jedynie parę białych kosmyków wystawało spomiędzy gumki.

— Znośnie — mruknął, wzruszając ramionami po przejrzeniu się w odbiciu lustra.

Dźwignął z podłogi plecak pełen książek i wyszedł z pokoju. Zaczął schodzić po schodach już po chwili czując zapach spalenizny.
Odrobinę zaskoczony zajrzał do kuchni.
W pomieszczeniu stał ojciec Clay, próbujący wywietrzyć dym pochodzący z tostera.

— Tato, znowu popsułeś toster?

— Nic nie zepsułem! Wszystko robiłem według instrukcji! Nie moja wina, że jest napisana jak dla idiotów. — odpowiedział mu mężczyzna, przewracając zirytowany oczami.

Brendan Harris był cierpliwy wobec wszystkich... Ale nie wobec maszyn. Już niejednokrotnie udało mu się coś zepsuć bo pominął parę punktów w instrukcji.
Oprócz wady psucia każdej elektronicznej rzeczy, był dobrym rodzicem. Może czasami zbyt marudzącym, ale to raczej normalne dla rodziców.

— Dałbyś radę zrobić sobie sam kanapki?

— Jasne — pokiwał głową i podszedł do szafki, wyjmując z niego chleb, a z lodówki masło.

Już po paru minutach miał gotowe śniadanie. Spakował je do pudełka, a później do plecaka. Nie był zbytnio głodny, więc zje w szkole.

— Będę się już zbierać — powiedział, zakładając plecak na ramię.

— Jasne. Tylko się nie spóźnij — dodał Brendan, patrząc się jak jego syn wychodził z kuchni.

Nastolatek przeszedł do przedpokoju i założył swoje buty oraz kurtkę. Od razu wyszedł z domu, zaczynając iść chodnikiem w kierunku szkoły.

~~~~~~~~~~•°•~~~~~~~~~~

Clay usiadł w ostatniej ławce przy oknie. Zaraz zaczynała się lekcja matematyki z profesorem Schlatt'em.
Jeszcze nie zauważył nigdzie Karl'a, z którym siedział w ławce. Sapnap chciał usiąść zaraz za nimi z George'm. A brunet nie miał innego wyboru niż się zgodzić.
Z

aczynało mu się nudzić. Na szczęście zobaczył, że Karl wchodził do klasy.


Skok w nieznane || Spider-Dream 🕸️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz