14.

310 18 4
                                    

HYUNJIN

Obudziłem się rano, mając dziwną nadzieję na to, że obudzę się obok blondyna, z którym spędziłem bardzo długą i ciekawą noc. Działo się wiele niespodziewanych rzeczy, aczkolwiek większe szczegóły zachowam dla siebie.

Zbudziły mnie jasne promyki słońca, które padały na nasze twarze - moją i piegowatego. Jego widok z rana, wprowadził mnie w bardzo niepokojący stan. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Było to przyjemne, a zarazem dziwne i... nieludzkie? Nie wiem jak to nazwać, nie znam się przecież.

Obserwowałem go jednak przez długi czas. Spał zwrócony w moją stronę, a więc to zadanie miałem ułatwione. Przykułem swą uwagę do najmniejszych szczegółów jego twarzy, jakich nigdy przedtem, bym nawet nie zauważył.
W pewnej chwili niewielki kosmyk jego włosów z wolna zsunął i zatrzymał się na nosie chłopaka. Delikatnie, swą dłonią, założyłem go z powrotem za jego ucho.

To był odruch. Nie zastanawiałem się czy to zrobić. Zrobiłem, tak po prostu, bez namysłu czy zawahania.
Trwałem tak do chwili, gdy mój telefon nie zadzwonił, a na wyswietlaczu pojawił się znany mi numer Chana...

- O nie... - pomyślałem. Bałem się odebrać, więc odczekałem, a kiedy telefon przestał dzwonić, odetchnąłem z ulgą.
Do czasu kiedy ponownie zaczął drgać w moich rękach. Znowu on... Po chwili namysłu, odebrałem połączenie.

- H-halo? - zachrypniętym i zaspanym głosem odezwałem się. Starałem się to uczynić tak cicho jak tylko byłem w stanie i chyba mi się udało, gdyż nie zauważyłem, żeby młodszy się jakkolwiek poruszył.

- Hyunjin! Co porabiasz kolego? - z wielkim entuzjazmem i energią odparł mój rozmówca.

- Chan jest... 6 rano, coś się stało?

- Co porabiasz? Gdzie jesteś? I dlaczego akurat u Felixa o tej godzinie, skoro wyszedłeś do niego wczoraj wieczorem, tylko z przeprosinami? - sypał pytaniami jak z rękawa, a ja byłem w stanie przyswoić je dopiero po pewnej chwili.

- C-Chan przerażasz mnie, mnie nie ma u Felixa... - skłamałem, bo co innego miałem zrobić? Przyszedłem tylko przeprosić i wyszedłem, tego się trzymam.

- Tak? Zatem musiałem pomylić twoje auto, rejestrację oraz figurkę psa zawieszoną na lusterku, a no i bym zapomniał... masz blokadę na kole.

- CO DO CHOLERY JASNEJ?! - o mało się nie porwałem z łóżka ale... - Chan przecież przyjechałem taksówką... - odetchnąłem z pewną ulgą i usłyszałem w słuchawce głośny i radosny śmiech. Z całą pewnością ten człowiek nie do końca był zrównoważony emocjonalnie.

- Żarcik. No nic... ale skoro mówisz, że nie ma cię u Felixa to...

- Dobra masz mnie, ale już wychodzę. Spędziliśmy wieczór jak znajomy ze znajomym, nic specjalnego - zacząłem się tłumaczyć.

- Tak tak, dobra skoro Felix nie jest sam to jadę stąd. Do zobaczenia gołąbeczki! - wykrzyknął.

- Chan przestań... mówiłem ci, że - tutaj połączenie zostało zakończone. Wziąłem głęboki oddech i przymknąłem oczy. Po krótkim czasie odłożyłem telefon i obróciłem się na plecy.
Nagle jednak, poczułem opór na mojej klatce piersiowej. Sprawcą tego okazał się być Felix, który postanowił, że teraz to idealny moment na pieszczoty... ale dlaczego ze mną? Nie miałem serca strącić chłopaka z siebie więc po prostu go lekko przytuliłem... starałem się nie myśleć o tym jak szybko bije moje serce, a twarz zapewne staje się cała czerwona. W takiej pozycji spędziliśmy kilka długich minut, aż poczułem dotyk na mojej odkrytej skórze. Blondyn delikatnie muskał i kreślił na niej różne znaki. Spiąłem się na te ruchy, lecz nic nie powiedziałem. W końcu sam postanowił się odezwać.

- Ładnie pachniesz - właśnie to z siebie wydusił i mogę przysiąc, iż uśmiechnął się.

- D-dziękuję? - bardziej zapytałem niż odpowiedziałem. Ten dzieciak robił ze mną coś niezwykłego...

- Mogę się poprzytulać? - kto by pomyślał, że ten, jeszcze wczoraj, skrępowany chłopiec, dziś będzie taki odważny? Otóż, na pewno nie ja.

- Tak... chyba... tak sądzę - wydukałem tyle ile byłem w stanie. Skoro otrzymał pozwolenie, tak też uczynił. Jeszcze silniej wtulił się w moje ciało.

- Dzwonił Chan? - cwaniak...

- Nie spałeś już? - zapytałem, ale odpowiedź była już jasna.

- Nie... - w tym momencie nieco rozluźnił nasz uścisk i utracił dotychczasową pewność siebie.

Cicho się zaśmiałem i ponownie przysunąłem go do siebie. Było mi po prostu zimno, gdy nic już nie ściskało mi wszystkich wnętrzności.

- Dobrze udajesz młody.

- Coś ciekawego mówił? - zapytał bardzo zaciekawiony, lecz nadal swą głowę ułożoną miał na mej klatce piersiowej.

- Przecież słyszałeś, głupku - znowu się zaśmiałem. W międzyczasie poruszałem jedną dłonią, która zarzucona była przez ramiona chłopaka, wzdłuż jego pleców.

- Mhm... - tylko tyle dostałem w odpowiedzi.

Żaden z nas nie zaprzestał wykonywania swoich czynności. Lecz w mojej głowie zaczęły kłębić się przeróżne myśli. Sumienie mnie ruszyło. Bałem się, że powiedziałem coś złego. W końcu to taka mała niewinna istota, która nie zasługuje na zło tego świata i takiego potwora jak ja... Mniej więcej do tej pory nie zastanawiałem się nad swoimi czynami i słowami jakie kierowałem w stronę innych. I to chyba między innymi ta osoba uświadomiła mi co było nie na swoim miejscu.
A było tego dużo.
Myślałem wiele, długo i intensywnie, z leżącym u mego boku powodem tych wszelkich wątpliwości.

Aż nagle zrozumiałem...

Właśnie ta jedna myśl uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Szkoda tylko, że tak nieprędko.

Czy było zbyt późno, by zawrócić?
Było za późno, aby naprawić wszystkie błędy?
Chciałabym, żeby to wszystko potoczyło się inaczej.

Nie mogłem mu tego robić. To pewne. Nie w momencie gdy, jak widać, był bardzo ufny i szukał jakiejkolwiek ostoi... Najzwyczajniej w świecie nie zasługiwałem na to czym mnie darzył, na choćby najmniejsze zaufanie.
Burza wie, w którym momencie ustąpić, aby mogło wyjść słońce.
Tak właśnie musiało być i z nami.
Musiałem wreszcie odsunąć się, żeby mrok, rozjaśnił piękny blask. Przecież na to zasługiwał.
Niedługo po tym poczułem, że oddech piegowatego unormował się. Zasnął, nie wiedząc jaką walkę toczyłem sam ze sobą. Miałem ochotę się rozpłakać, gdy patrzyłem na tego chłopaka. Dlatego odwróciłem wzrok na okno, przez które jeszcze niedawno przedzierało się światło.
~~~
Kiedy młodszy przebudził się po tej chwilowej drzemce, przypomniałem sobie o czymś co było bardzo ważne dla jednego z naszej grupy. Starając się nie dać po sobie znać, że coś może być nie tak, uświadomiłem chłopaka o tym co musieliśmy zrobić. Zachowywałem duży dystans. Było to tak bardzo złe jak tylko mogło, wiem o tym. I być może jedynie mi się wydawało, ale jego uprzednia pogoda ducha, jakby uleciała.
Ile razy jeszcze będę ranić niczemu winne osoby?

Cause even if it kills me, Never let you go  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz