HYUNJIN
- Pan Hwang Hyunijn... - usłyszałem z ust starszego. Gdy tylko zająłem krzesło naprzeciwko masywnego, drewnianego biurka w ciemnym odcieniu pasującym do reszty wystroju domu. Mężczyzna również usiadł na swoim miejscu, kładąc ręce na blacie. Splótł ze sobą dłonie, po czym przyłożył je do ust.
Zastanawiał się nad czymś, lecz z całą pewnością nie aż tak jak ja. Nie słyszałem jeszcze nigdy, aby zaczął ze mną tak oficjalnie jakąkolwiek rozmowę. W głębi serca pewnie byłem na coś podobnego przygotowany, ale mimo wszystko, starałem się to od siebie odsunąć.
Nieco poprawiłem się na swoim krześle, siadając wygodniej. - Nie dziwisz się, że ponownie widzimy się w moim biurze? - zapytał mnie bardzo odważnie Bang Chan.
Fakt, bywałem z nim w tym pomieszczeniu już kilkukrotnie. Chociaż zdarzało się to wiele miesięcy temu i nigdy nie miało to aż tak wyniosłego nastroju. Tym razem byłem znacznie bardziej zestresowany, ponieważ wrócił wczoraj w nocy i od razu powiedział, abym następnego dnia tutaj przybył.- Coś się stało Bang?
- Dla ciebie obecnie szefie... - do tej pory siedziałem w dosyć nonszalancki sposób, ale postanowiłem wyprostować się oraz spleść dłonie między kolanami.
- Ummm, coś zrobiłem? - tego było już za wiele. Zdawałem sobie sprawę, że nasze kontakty w tamtym czasie były raczej napięte, ale błagam, nie popadajmy w paranoję.
- Wiele - po tych słowach nabrałem jeszcze większej niepewności... czy zrobiłem coś aż tak poważnego? Postanowiłem zaczekać, aż mężczyzna się odezwie.
Te kilka sekund były dla mnie jak wieczność...- Zaprosiłem ciebie tutaj, aby zapytać dlaczego aż tak nienawidzisz Felixa - a więc o to chodziło... Mogłem się domyślić, że znowu wszystko kręci się wokół niego...
Nie, naprawdę nie mogę. Już nie. Szybko pozbyłem się podobnych myśli. Przymknąłem oczy. Chciałem się zastanowić, mieć tę jedną chwilę, by to zrobić.
Już po chwili je uchyliłem i przenikliwie spojrzałem w te drugie.
Sam nie wiedziałem dlaczego tak naprawdę nie przepadałem za piegowatym. Być może to za sprawą tego, iż wydawał mi się on być banalnym wręcz, celem. Wciąż nie potrafiłem go sobie wyobrazić wśród nas wszystkich. Nie tutaj, to nie miejsce dla niego. Nie do końca też chciałem to przyznać nawet przed samym sobą, lecz obwiniałem młodszego za to co się wydarzyło.
Nie całkowicie, ale w jakimś stopniu - z całą pewnością. Zdałem sobie sprawę, że i mnie samego bolało takie postrzeganie tej sytuacji. Jednakże szybko postarałem się, aby to straszne uczucie zniknęło. Wyrobiłem sobie niepochlebną opinię na przestrzeni ostatniego czasu i za wszelką cenę starałem się ją w jakiś dziwny sposób utrzymać.
Zamyśliłem się więc jedynie co, to patrzyłem Chanowi głęboko w oczy, aż nie ocknąłem się na jego słowa.- Podoba ci się? - zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Dopiero co doszedłem do wniosku, że odczuwam żal względem chłopaka spowodowany nie do końca błahą sprawą, a ten zrzuca na mnie takie coś.
- Jezu... Chan! Nie jestem gejem, coś cię boli?! - na końcu swej wypowiedzi niemalże zapiszczałem, starając się ułożyć w głowie sens słów starszego.
- Tak się tylko pytam, bo kto się czubi ten się lubi czy jakoś tak - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
No zdrowy to on raczej nie był. Zdecydowałem, że od tego momentu powinienem się go bardziej obawiać i tym samem zważać na tego człowieka.- Nie! Po prostu, według mnie młody się nie nadaje i to przez niego jest cały ten syf - powiedziałem najszczerszej jak tylko potrafiłem.
Naprawdę tak uważałem i nie miałem zamiaru
owijać w bawełnę.
CZYTASZ
Cause even if it kills me, Never let you go
FanfictionDźwięki alarmu stawały się coraz głośniejsze i wspanialsze. Wszystkie oczy skierowane na nasze słynne zgromadzenie. Nie zbliżali się, to nasze przedstawienie. Walczyliśmy w bitwie, która i tak była naszą wygraną. Nigdy nie nauczyliśmy się obawiać po...