29.

193 13 1
                                    

MINHO

Malutkie krople silnie napierały na szyby, bo nawet na spowitym całkowitą ciemnością niebie, wyraźnie odznaczała się ulewa, obecnie panująca.

Znów ten męczący deszcz...

Na jego widok automatycznie odczułem niewyobrażalną pustkę. Czułem się krzywdzony, jakby przez niewidzialną siłę. Zadałem więc sobie pytanie: "Czy kiedykolwiek będzie szansa, żebym wreszcie się od tego uwolnił?"

Siedziałem na podłodze w swej sypialni, tuż przed wielkim oknem, jakie było w niej umiejscowione. Po prostu patrzyłem przed siebie, w kompletną próżnię. Jednakże, me uszy wcale nie były przepełnione taką pustką, jak oczy, gdyż do nich co i rusz docierały radosne głosy, a także huczne śmiechy przyjaciół.

Świętowali.

Radowali się niewyobrażalnie ze zwycięstwa, które przecież było tak silnie upragnione... odkąd tylko dowiedziałem się o całej akcji, wyczekiwałem tego momentu. Sam nie dopuszczałem do siebie myśli, iż właśnie moglibyśmy pocieszać się po przegranej, aniżeli czcić wygraną. Dlaczego w takim razie, nie czułem takiego szczęścia, jak jeszcze kilkanaście chwil temu...

Osiągnęliśmy bogactwo, lecz czy zdobyłem to, co naprawdę ważne?
Otóż, wcale nie.

Wolałbym odnieść sukces pod nieco innym kątem. Pieniądze to jedno, ale dokładniej, to czyjeś istnienie jest sprawą ważniejszą, istotniejszą.

Bo zamiast tych cholernych pieniędzy, powinien powrócić z nami Felix. To jego powrót powinien być tak gromko oklaskiwany oraz okupowany łzami prawdziwego szczęścia. A tak nie było. Chłopaka nie było także.

Przez te wszystkie myśli, wzrosła we mnie żywa złość, gorycz oraz smutek. Wielki udział miała też w tym zwykła niewiedza. Osoba będąca dla mnie niczym rodzina, trwała niewiadomo gdzie i z zupełnie obcymi ludźmi. Po pewnych wypowiedziach Banga wywnioskowałem również, że byli oni nieobliczalni, brutalni. Więc świadomość, iż Lee mógł w tym momencie niewyobrażalnie cierpieć, sprawiła iż pierwsza łza z wolna spłynęła po mej zimnej skórze.

Nie powstrzymałem jej. Wszystkim kolejnym także pozwoliłem z nonszalancką łatwością wyswobodzić się na wierzch.
Płacz nie był czymś, co można było zaobserwować u mnie nazbyt często, lecz tej nocy wszystko wydawało się jakieś inne...

W swych wszelkich zmartwieniach, nie zapomniałem jednak o tym, jaki miał nastać dzień. Mimo utrudnionego, poprzez ciągle spływające łzy, pola widzenia, dostrzegłem jak właśnie wybiła północ. Tylko tego trzeba mi było, abym wybuchł.

Nastał poniedziałek dnia 28 października 2019 roku. Ta właśnie data była dla mnie potrzebnym ogniwem do zapalenia się całego układu.
Wszystkie emocje jakie tkwiły głęboko we mnie już od niespełna roku, tak nagle dały swój upust. Klęczałem i dławiłem się własnymi łzami, których już nie umiałem w żaden sposób kontrolować. Całym mym ciałem zawładnęły przeszywające dreszcze, a z gardła uchodziły przeraźliwe szlochy oraz przerywane jęki. Nie byłem w stanie zapanować nad samym sobą, czułem jakbym wcale nie znajdował się we własnej skórze.
Byłem przerażony.
Mój organizm słabł z każdą kolejną minutą, w której wszystkie te czynności wciąż nie ustępowały. Co gorsza, wszystkiemu towarzyszył natłok ogromnej ilości myśli, atakujących mnie w jeszcze inny sposób. Nie umiem określić, który ból był gorszy - fizyczny czy może jednak ten psychiczny.

Pewnych kwestii jednak jestem całkowicie pewien.
Mimo wszystkiego, do czego przekonywałem się w ciągu tych wielu miesięcy - nigdy nie zaakceptowałem wydarzeń z przed dokładnie roku.

Bo Woojin nie musiał zginąć tamtego dnia.

Mógł być teraz wraz z nami wszystkimi. Mógł ciągle korzystać z życia jak najbardziej tylko by potrafił. Lecz na to nie ma już szans.
Zeszłoroczny deszcz uszedł z życiem w momencie, gdy to samo stało się z młodym chłopcem.

Cause even if it kills me, Never let you go  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz