CHANGBIN
Spojrzałem za okno, poczęło się zmierzchać. Słoneczny blask, już prawie został zastąpiony przez ten, należący do nocnego księżyca. Powróciłem wzrokiem do dużego lustra, przed którym właśnie stałem. Przyjrzałem się sobie i uznałem, iż wszystko wygląda dokładnie tak jak powinno, każdy element doskonale ze sobą współgra.
Niezwykle elegancki garnitur opinał me ciało w całej swej okazałości, a na nadgarstku lśnił gustowny zegarek. Moja fryzura została idealnie wymodelowana, a krawat schludnie, a przede wszystkim, i poprawnie zawiązany. Przyznałem samemu sobie uznanie za takie wyczucie stylu, którym mogłem się pochwalić - było trafne.Moje spojrzenie następnie, spoczęło na położonej ramce ze zdjęciem, tuż przy łóżku. Znajdowałem się na nim wraz z wyraźnie uśmiechniętym Felixem... naszym Felixem. Momentalnie gorycz i wściekłość przejęły nade mną kontrolę. Na samą myśl o tym, co młodszy mógł w tej chwili przeżywać, wzbierała się we mnie chęć zrobienia czegokolwiek, co tylko przyniosłoby jakieś rezultaty. Niestety zdawałem sobie sprawę, iż to wszystko nie jest takie łatwe i natychmiastowe do zrealizowania. Uczucia jedynie mogłyby pogorszyć sytuację, to było pewne.
Choć sprawą jeszcze pewniejszą, było to, że on musiał do nas wrócić, i to jak najszybciej.
Wziąłem kilka głębszych wdechów i starałem się opanować emocje, jakimi emanowałem.
A zważając na zbliżającą się godzinę dwudziestą, postanowiłem opuścić swój pokój, by następnie udać się do salonu.
Już z drugiego końca korytarza, słyszałem donośne głosy tych, którzy byli zaangażowani w to samo przedsięwzięcie. Nie tracąc czasu, podążyłem w kierunku pomieszczenia, aby po chwili przekroczyć jego próg i zauważyć wszystkich, którzy wyglądali na już przygotowanych.Yeonjun, który miał tego wieczoru służyć za mego osobistego ochroniarza, wyglądał równie szykownie co i ja. Podobnie było w przypadku Minho oraz Kai'a. Natomiast Jeongin i Taehyun nie wyróżniali się niczym szczególnym.
Ich ciemne, proste w krojach stroje, pozwalały wtopić się w tłum, co było dobre. Ich zadaniem bowiem, miało być pozostanie niezauważonym, co zwykły ubiór mógł zapewnić, chociaż w małym stopniu. Wszyscy jednak, mieli założone rękawiczki, co było niezbędnym elementem.Gdy dałem o sobie znać, przyjaciele zwrócili się ku mnie i w jednej chwili zaniemówili.
- Hyung... chyba nigdy nie widziałem cię tak... ładnego! - nieskładnie powiedział Yang, a ja udałem czyste oburzenie.
- Młody ma rację, dla nas też czasem mógłbyś się tak wystroić - skwitował Lee, po czym się zaśmiał.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Ah, wielkie nieba, moi panowie, czas nas goni. Wychodzimy! - twardo rzekłem, chcąc przerwać ich chichoty.
Pośpiesznie szedłem do wyjścia z posiadłości, lecz głos Chana, który zjawił się w pobliżu całkowicie niepostrzeżenie, skutecznie mnie zatrzymał.
MINHO
- Bierzecie to! - krzyknął Bang, wchodząc do pomieszczenia w wielkim roztargnieniu. Zaczął wręczać nam bronie, które już, automatycznie chowaliśmy w wygodne sobie miejsca. - Tak na wszelki wypadek... a już pomijam fakt, że mówiłem, iż każdy z was ma to mieć zawsze przy sobie. Jak zwykle nie słuchacie, szkoda słów... - mężczyzna majaczył, a my postanowiliśmy zacząć powoli wychodzić z domu, by nie musieć już tego wysłuchiwać.
°°°
Wszyscy wyszli już na zewnątrz, a gdy ja byłem gotowy, by również to uczynić, poczułem lekki uścisk na swym ramieniu. Odwróciłem się więc, i dostrzegłem przejętą twarz Chana.- Proszę, uważajcie na siebie, pilnuj ich. Nie mogę was stracić... po prostu nie mogę - cicho odezwał się, a ja natychmiastowo zamknąłem go w szczelnym uścisku. Mężczyzna wtulił się we mnie, tracąc na chwilę swój grunt pod nogami.
![](https://img.wattpad.com/cover/304533285-288-k967237.jpg)
CZYTASZ
Cause even if it kills me, Never let you go
FanfictionDźwięki alarmu stawały się coraz głośniejsze i wspanialsze. Wszystkie oczy skierowane na nasze słynne zgromadzenie. Nie zbliżali się, to nasze przedstawienie. Walczyliśmy w bitwie, która i tak była naszą wygraną. Nigdy nie nauczyliśmy się obawiać po...