18.

237 16 0
                                    

HYUNJIN

Trwaliśmy w schronie, łącznie, już ponad osiem godzin.
Czas począł się nam dłużyć i co poniektórzy mieli już serdecznie dosyć bycia w zamknięciu.
Siedziałem pod jedną ze ścian i przyglądałem się przyjaciołom.

Jeongin zasypiał z głową ułożoną na jednej z klawiatur.
Cały ten czas, odkąd tylko przybył na miejsce, nie odstąpił komputerów oraz monitorów nawet na krótką chwilę. Ciągle uważnie obserwował sytuację na zewnątrz i, jeśli nastała taka potrzeba, komunikował się z resztą pozostałą w domu.

Chan nakazał pozostanie z nimi w stałym kontakcie. Dał rozkaz, aby ci, przyjęli odpowiednie pozycje i byli ciągle czujni, bo kto wie gdzie zmierzali przeciwnicy. Dlatego więc, ta dwójka, koordynowała pracę nie tylko w schronie, lecz i w posiadłości, której bezpieczeństwo na dłużej pozostawało pod znakiem zapytania.

Changbin wraz z Hanem, po długiej walce o wygodne pozycje, zasnęli jeden na drugim.

Uśmiechnąłem się na ten widok i przeniosłem wzrok na Seungmina. On natomiast przejął chyba najgorszą robotę... Otóż jego zadanie polegało na wyciągnięciu nas z trudnej sytuacji związanej z wieloma naszymi nieobecnościami na studiach.

W ostatnim czasie trochę się tego uzbierało i dziwnym trafem nikt z nas nie zjawiał się tam w dokładnie te same dni. Kiedyś niestety musiano to zauważyć. Czy chłopak tego chciał czy nie, a wypowiadał się przeciw temu, to właśnie na niego spadł obowiązek, by nas uratować.

Część z nas była za tym, iż kiedy już cało wyjdziemy ze schronu, chłopak powinien porozmawiać z zarządem i jakoś załagodzić sytuację, która na ten moment wyglądała raczej nieciekawie. Lecz... druga strona, ta przewyższająca, gdyż byli to wszyscy prócz samego Seungmina, obstała za pomysłem włamania się na serwery uniwersytetu i zmienienia tam kilku drobnych nieścisłości.
Tak więc chłopak, który znał się na tym co nieco, siedział teraz z laptopem przed sobą. Gdy tylko spostrzegł, że go obserwuje, podniósł na mnie swój groźny wzrok. Ledwo powstrzymałem się od śmiechu na ten widok. Ewidentnie był bardzo zły i obrażony.

Po chwili, gdy brak pracy zaczął mi dokuczać, wstałem udając się w tylko jedno miejsce.

Minho już od wielu godzin bezustannie zajmował się Felixem... Nie widziałem go zbyt często, ale na wyczucie, mogłem wnioskować, że starszy jest wycieńczony.
Nie chcąc nikogo obudzić, podszedłem do drzwi. Delikatnie je uchyliłem, a tam zastałem drzemiącego mężczyznę tuż przy blondynie.
Gdy tylko wyczuł jakiś ruch, zerwał się i zaczął przyglądać się chłopakowi. Z ulgą odetchnął, gdy okazało się, że to nic związanego z Felixem, a to tylko ja zjawiłem się w pomieszczeniu.

Wszedłem do niego nieco głębiej i położyłem dłoń na jego ramieniu, gdy przycierał zmęczone oczy.

- Idź odpocznij, dobrze ci to zrobi. Posiedzę z nim - powiedziałem cicho, a on spojrzał na mnie z wdzięcznością.

Nie sprzeciwiał się tylko wyszedł, uprzednio informując mnie jeszcze, że gdyby coś się działo, mam natychmiast wołać. Na co przytaknąłem i wygoniłem go z pokoju.

Zająłem jego miejsce i siedziałem, nieustannie obserwując śpiącego chłopaka.
Był niezwykle blady i wydawał mi się być jeszcze mniejszy oraz delikatniejszy niż wcześniej.

- Hwang? - szepnął piegowaty, podczas kiedy ja kontrolowałem jego stan. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłem, że już się obudził.
Lekko nachyliłem się w jego stronę, gotowy do wysłuchania tego co chciał mi przekazać.

- Tak młody? - odpowiedziałem, nie ukrywając swojego uśmiechu, który był pierwszą rzeczą jaką ujrzał, gdy na mnie spojrzał.
Sam słysząc określenie jakiego użyłem, mimowolnie uniósł kąciki swych ust. Nie trwało to jednak długo, gdyż zaraz powiedział:

- Słuchaj... chciałbym ci bardzo podziękować za to, że mnie uratowałeś. To twoja zasługa że jeszcze żyje... - słabym głosem odezwał się i dojrzałem łzę, która spływała w dół po jego skórze, chociaż odwrócił głowę.

- Ugh... Felix nie mów tak. Jesteś silny i zawsze wyjdziesz ze wszystkiego cały, słyszysz? - chciałem, żeby w to uwierzył, skoro i mi się to udało...

Gdy odpowiedziała mi głucha cisza, najdelikatniej jak tylko potrafiłem, zwróciłem jego głowę ponownie w swoją stronę.

Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, aż nastąpiła dość dziwna dla mnie rzecz... chłopak słabo ujął moją dłoń i wtedy... to było coś nieoczekiwanego i chyba nie do końca, przeze mnie, chcianego.
Chociaż zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz...

Otóż byłem na tyle blisko twarzy piegowatego, że wystarczył jedynie niewielki jego ruch. Kiedy blondyn cmoknął mnie w policzek.
Pomyślałem, że to sen. Tak, zrobił to, co też jednak okazało się być rzeczywistością...

Nie wiedziałem jak zareagować, więc odwróciłem wzrok i po chwili wyszedłem, gdyż i tak usłyszałem wołanie Chana... Obiecałem sobie przecież, że nawet gdybym, jakimś dziwnym trafem, poczuł do niego coś więcej, to na pewno nie pozwoliłbym, aby taki wrażliwy chłopak jak on, musiał męczyć się z takim potworem jak ja.

Miałem nie dopuścić do sytuacji jaka właśnie miała miejsce. Kolejny raz się nie udało... a wychodząc nawet na niego nie spojrzałem, nie wiedziałem jak zareagował, co poczuł...
Sam już nie miałem pojęcia co robić, jak się zachowywać. W mojej głowie pojawił się jeszcze większy mętlik, a emocje i uczucia zdawały się wymknąć się spod kontroli...

Cause even if it kills me, Never let you go  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz