22.

261 13 0
                                    

JEONGIN

Gdy ruszyłem, by odnaleźć Jisunga oraz Minho, nie przyszło mi do głowy, że mogę zastać ich na czynności, na jakiej rzeczywiście byli skupieni. Lecz, czy w głębi duszy, byłem tym faktem zaskoczony? Nie do końca. Wszyscy wokoło mieliśmy spore przeczucia, iż prędzej czy później, wreszcie do tego dojdzie. Widocznie, nastał odpowiedni czas i to całkowicie w porządku.
W momencie, gdy mężczyźni gwałtownie się od siebie odsunęli, pokrzepiająco i przepraszająco, uśmiechnąłem się w ich stronę.
Zaatakowało mnie pewne poczucie winy, że przeszkodziłem, w chwili, gdy ewidentnie ta dwójka potrzebowała tylko siebie.

- Przepraszam, nie chciałem... - odparłem. - Przyszedłem, bo zaczęliśmy się o was martwić, miałem nadzieję, że was tu znajdę. Chodźcie, wrócimy i wtedy będziecie mogli to kontynuować  - dokończyłem i puściłem do nich oczko, odwracając się na pięcie.

Dojrzałem jednak, że Han uśmiechnął się delikatnie i pogładził dłoń Lee Know, chcąc zapewne dodać mu tym otuchy. Przystali także na moją propozycję i tak oto podążyliśmy znaną drogą. Przy wyjściu z lasu, nieopodal naszej posiadłości, czekali Changbin wraz z Hyunjinem oraz Seungminem.

- Są i nasze zguby. Chodźmy do środka, Chan już tam czeka - oznajmił obojętnie Hyunjin i ruszył wprost przed siebie.

Spojrzeliśmy na siebie wymownie, przyglądając się oddalającej sylwetce chłopaka.

- Wiecie, ani trochę nie mogę go pojąć - powiedział Changbin.

Seungmin wypuścił długi oddech, ułożył dłoń na ramieniu starszego i zrezygnowanie odpowiedział:

- Ja też, ja też... - i on również zaczął odchodzić, czemu zawtórowaliśmy wszyscy.
~~~~~~~~~
BANG CHAN

Przyznanie, iż byłem wykończony, jest zdecydowanie zbyt błahym i nietrafnym określeniem. Utrzymanie się na nogach było niemałym wyzwaniem, emocje wciąż we mnie buzowały, a myśli wzajemnie walczyły o dominację w moim umyśle. Czułem się jakbym wcale nie egzystował już na tym świecie, wszystko wokół mnie, sprawiało wrażenie bycia nierealnym.

Siedziałem z głową pochyloną nad złożonymi dłońmi na blacie biurka. Zdawałem sobie sprawę, że będąc w takim stanie nie zdziałam niczego, a odpoczynek był potrzebny nam wszystkim. Trwając w zamyśleniu, usłyszałem szczęk uchylanych drzwi frontowych i z całą pewnością byli to moi przyjaciele. Odczekałem jeszcze krótką chwilę, po której, do mojego gabinetu przybyła cała grupa.
Przetarłem przekrwione oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie zszokował mnie widok posępnych, wycieńczonych oraz przygnębionych twarzy chłopców. Każdy z nich zajął gdzieś swoje miejsce, jedni na kanapie, jeszcze ktoś na fotelu, zaś inni na podłodze. Nikt nie przemówił.

- Proszę was, idźcie do siebie. Później przekażę wam co i jak, musicie odpocząć, to konieczne, zrozumiano? - nie chciałem słyszeć jakichkolwiek sprzeciwów w tejże kwestii.

- Nie - pewnie odparł Minho. - Nikt z nas się stąd nie ruszy, dopóki i ty tego nie zrobisz. Nie ma mowy, że my pójdziemy spać, a ty ciągle będziesz pracował i tak rozmyślał. Zrozumiano? - młodszy nie żartował i mówił niezwykle stanowczo, chcąc twardo postawić na swoim.

Wziąłem głęboki oddech, przymknąłem chwilowo oczy, a następnie powiedziałem:

- W porządku, więc teraz wszyscy pójdziemy spać, by nieco się zregenerować i mieć w cholerę sił na popołudnie czy wieczór. Przyjęto? - zapytałem, a mężczyźni zgodnie przystali na ten pomysł.

Po upewnieniu się, że chłopcy znaleźli dla siebie dogodne miejsce do spania, sam udałem się do własnej sypialni. Mozolnym krokiem przekroczyłem próg pomieszczenia, usiadłem na krańcu łóżka. Rozejrzałem się i dostrzegłem jedną z wielu fotografii stojących na półce. Przedstawiała ona mnie oraz Felixa, będących w Japońskiej kawiarni, podczas naszej krótkiej wizyty w tym kraju. Młodszy zrobił nam na przestrzeni tych kilku dni masę różnych zdjęć, lecz właśnie to konkretne podobało nam się najbardziej. Było takie... prawdziwe, szczere. Takie nasze. Smutno uśmiechnąłem się na te wspomnienia.

Cause even if it kills me, Never let you go  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz