HAN
Nastał ten moment, w którym żaden z nas nie dowierzał w to, co się wydarzyło. Straciliśmy najważniejszą dla nas osobę.
Człowieka, który był dla nas wszystkich jak młodszy brat, o którego trzeba było dbać i darzyć go wielką troską oraz otaczać opieką.Znałem się z Felixem od wielu lat. Już w przedszkolu się zaprzyjaźniliśmy...
Teraz czułem pustkę.
Po pewnym czasie nie miałem siły nawet płakać... jedyne o czym marzyłem, to żeby ten horror się wreszcie zakończył.Ciągle znajdowaliśmy się na swych miejscach, najstarszy wciąż po środku okręgu. Ostatnimi siłami spojrzałem właśnie na Chana.
On najbardziej to przeżywał. Cały czas mocno płakał i wpatrywał się w jeden punkt, jakim było ostatnie miejsce, w którym widziany był Felix.Po ostatnim wystrzale, ostatni z ludzi, niejakiego Taehyunga, uciekł w głąb lasu, a my zostaliśmy całkowicie sami, ciągle związani. Chwilę nad czymś się zastanawiałem, aż dotarło do mnie rozwiązanie... no tak, przecież strzał padł w momencie, gdy Lee musiał jeszcze być nieopodal nas... chcieli, aby chłopak myślał, że nie żyjemy, a przynajmniej, iż to Chan poległ.
Nie byłoby dla mnie zaskoczeniem, jakby udało im się to. Niestety.Po krótkim czasie, poczułem jak sznur na moich rękach rozluźnia się. Nie wiem jakim cudem i kiedy, ale Minho uwalniał po kolei każdego z nas. Gdy już skończył, tak czy siak, wszyscy pozostaliśmy na swoich miejscach.
Zbiorowo trwaliśmy w jakimś dziwnym stanie trwogi i zawieszenia, nie mogliśmy nic zrobić.W końcu opadłem z sił i usiadłem na piętach. Spuściłem nieco wzrok, nie pilnowałem tego co dzieje się wokół mnie. Nagle poczułem jak ktoś siada na moich udach. Kiedy spojrzałem na twarz tej osoby, okazało się, że to nikt inny jak Lee Know.
Siadając na mnie okrakiem, wtulił się i cicho szlochał, powodując tym samym płacz u mnie...Nie okazywał otwarcie uczuć. A jeśli już to sytuacja musiała być wręcz krytyczna.
Nie da się ukryć, że faktycznie tak właśnie było.Czułem z tym chłopakiem wyjątkową więź. Zadawałem się z nim od pierwszych dni mojego życia. Nasze mamy się przyjaźniły, więc kontakt mieliśmy znakomity. Nigdy nic nie stawało na naszej drodze, pewna różnica wieku również nie stanowiła najmniejszego problemu. Zawsze myślałem, że ten mężczyzna jest taką moją bratnią duszą. Potrafiliśmy zrozumieć się nawet bez słów, a sama jego obecność sprawiała, iż czułem się pewniej, po prostu - lepiej.
Tak faktycznie było, aż do pierwszej dziewczyny chłopaka.
Wtedy nasz kontakt całkowicie się urwał, Lino tak po prostu, odsunął mnie od siebie.Nie stało się tak, rzecz jasna, bez konkretnej przyczyny. Wiedział, że byłem nieco...inny?
Tak, wstydził się mnie, przez moją orientację. Odkąd tylko pamiętam, nieustannie mnie wspierał, zdarzało się również, że stawał w mej obronie, gdy coś było nie tak. Dzięki temu, nie czułem się gorszy czy w jakiś sposób mniej ważny czy wartościowy. Miałem takiego anioła obok siebie i to wystarczało... do momentu gdy zostałem sam. Wszystko zmieniło się diametralnie. Nie byłem już tak pewny siebie, nie darzyłem się już należytym szacunkiem, zamknąłem się w sobie.Z czasem więc, zrozumiałem mężczyznę... począłem wstydzić się sam siebie,
i... przywyknąłem do tego. Strach, upokorzenie towarzyszyło mi przez wiele długich miesięcy. Choć później, po zerwaniu, to wszystko powróciło do „normy"... nadal zastanawiam się, dlaczego?Dlaczego starszy ponownie zmienił do mnie swe nastawienie, okazywał troskę, przepraszał?
Lecz wcale nie żałuję, że mu wybaczyłem.
Bardzo go lubiłem...- Chłopcy? - niespodziewanie odezwał się Chan, przykuwając uwagę każdego, która skupiała się na jego słowach. - wszystko w porządku?
Nic wam nie jest?- No niezbyt... - po chwili, zabrał głos Changbin. - Wiesz obecnie jesteśmy bez naszego Felixa... - powiedział przyglądając się ranom na swych nadgarstkach, powstałych przez sznur.
Mówiąc to, gorzko się zaśmiał, a łzy spływały po jego twarzy. Myślę, że był tak samo przygnębiony jak i wściekły. Bolało mnie to...- Bin, ja wiem... przepraszam... - mówił Chan ze łzami w oczach i niewyobrażalnym smutkiem w głosie.
Widok moich przyjaciół w takich stanach, było czymś czego nie da się opisać. Przeniosłem swój wzrok z mężczyzny, na tego, który w dalszym ciągu, spoczywał na mych nogach. Trzymał głowę w zagłębieniu mej szyi, nieustannie płacząc. Postanowiłem przyciągnąć go do siebie najbliżej jak tylko mogłem. Przytuliłem mocno jego ciało, które teraz wydawało mi się być takie kruche...
- Nie masz za co przepraszać... to nie była twoja wina. Skąd mieliśmy wiedzieć, że coś takiego może się stać? - odpowiedział Jeongin, będąc pewnym swoich słów.
Nastała długa cisza. Yang, skończywszy mówić, podniósł się i podszedł do Chana. Uklęknął przy nim, ułożył dłoń na jego ramieniu i, gdy już chciał się odezwać, ktoś go wyprzedził.- Wracajmy... musimy obmyśleć plan działania, nie damy się przecież pokonać. Nie teraz! - powiedział Hyunjin, którego nastrój wyraźnie różnił się od naszych. Był jakby, obojętny całemu zdarzeniu i zacięty do jakiejś walki. Jednak, nie chciałem w to do końca wierzyć.
Gdy się tak wypatrzyłem, jego oczy mówiły zupełnie co innego. Był w nich żal oraz ogromny smutek. Oczywiście, nie dał tego po sobie poznać. Jego pomysł był dobry, najbardziej akuratny, więc wszyscy zgodnie przystaliśmy na tę propozycję. Inni zebrali się i jakoś poszli, ja niestety miałem uniemożliwiony ruch, przez osobnika siedzącego w dalszym ciągu na moich kolanach. Raczej nie miał zamiaru się ruszyć.Kiedy już wszyscy zeszli z pola widzenia, chłopak uniósł się. Delikatnie chwycił mój podbródek i zmusił do popatrzenia sobie w oczy. Wtem poczułem jak miękkie usta wtapiają się w te moje, nie wiedziałem co robić. To wydarzyło się tak nagle... siedziałem i tylko przystawałem do tych jego, podczas kiedy chłopak wyraźnie chciał więcej czułości. Kiedy zorientowałem się co tak naprawdę się dzieje, nie mogłem tak bezczynnie siedzieć. Dołożyłem więc, i swoje starania, aby ten pocałunek był cholernie dobry. Nasze usta współgrały ze sobą idealnie, nie chciałem tego kończyć. Niestety, było to konieczne... zostaliśmy przyłapani przez Jeongina, który zapewne nas szukał. Stał zszokowany, a my oderwaliśmy się od siebie niemalże natychmiastowo. Poderwaliśmy się na nogi, Lee Know otarł swe łzy, a ten moment zapadł nam szczególnie w pamięć, obracając nasze życia o sto osiemdziesiąt stopni....
CZYTASZ
Cause even if it kills me, Never let you go
FanfictionDźwięki alarmu stawały się coraz głośniejsze i wspanialsze. Wszystkie oczy skierowane na nasze słynne zgromadzenie. Nie zbliżali się, to nasze przedstawienie. Walczyliśmy w bitwie, która i tak była naszą wygraną. Nigdy nie nauczyliśmy się obawiać po...