ROZDZIAŁ 7

256 29 4
                                    

  Zjadłam obiad. Dziś sobota wiec wszyscy byli w domu. Pomogłam zmywać naczynia i poszłam posprzątać mój pokój. Starałam się. Chciałam pokazać się z jak najlepszej strony. Być lubiana choć w tej rodzinie, bo moja mnie odtrąciła.
-Emily!-usłyszałam krzyk Daniela, syna Evy.
Szybko zbiegłam do kuchni.
-Tak? Coś się stało? -zapytałam.
-Nic się nie dzieje.-uśmiechnęła się.-Chciałam cię prosić żebyś pojechała z Danielem do sklepu po kilka produktów. To śmieszne, ale boję się że Daniel nie przywiezie mi tego czego potrzebuje.-tłumaczyła i poszarpała jego włosy.
-Dobrze. To ja idę po bluzę za kilka minut wrócę. A mogłabym panią prosić o napisanie listy zakupów? Ja też mogę czegoś zapomnieć.
Po 10 min już byliśmy w drodze. Samochód Daniela był niezadbany; wszędzie walały się śmieci. Radio było włączone i chyba nastawione na max. Denerwowało mnie to przez co najmniej połowę drogi wiec pozwoliłam sobie na jego wyłączenie.
-Co robisz młoda?-popatrzył na mnie z góry.
-Głowa mi pęka. Resztę trasy przejdźmy w ciszy. Hahaha...
-To się zamknij.-ponownie włączył radio.
-Przestań!-popchłam go i wyłączyłam ten hałas.
Jeszcze kilka razy przepychaliśmy się i kluciliśmy. Daniel uwielbia się ze mną sprzeczać i mi dokuczać, jednak lubię go.
  W sklepie biegałam od pułki do pułki. On szedł z boku i patrzył w komórkę. Już wiem dlaczego Eva nie chciała wysłać go samego. Poszłam poszukać proszku do prania. W pewnym momencie Daniel podbiegł do mnie i wręczył mi pieniądze.
-Emily! Muszę jechać! Kate prosi bym pojechał po nią na stacje. Trafisz do domu? To cześć!- wybiegł nie czekając na moją odpowiedź.
Super. Zostawił mnie bo jego dziewczyna nie potrafi przejść się do domu 15 min. Zapłaciłam i na szczęście droga zapadła mi w pamięci, przynajmniej tak mi się wydawało. Szłam z dwoma wielkimi siatkami. Zauważyłam że za bardzo nie wiem gdzie jestem, ale szłam dalej zdając się na moją kiepską intuicję i umiejętność rozpoznawania w terenie.
-Siemanko!- ktoś wskoczył mi na plecy sprawiając, że omal nie dostałam zawału.
-Spokojnie skarbie, to ja!
-I dlatego właśnie nie jestem spokojna. Kris co ty tutaj robisz?- zapytałam go, zatrzymując się na chwilę.
-Czy to ważne? Zauważyłem, że nieco błądzisz.- uśmiechał się sam do siebie.
-Ja? Gdzieżby? Wracam sobie z popołudniowych zakupów.
-To wrócę sobie z tobą i tak idę w tamtą stronę.-zabrał jedną z moich reklamówek.
-Wole iść sama. -próbowałam mu wyrwać.
-Albo wolisz nie iść ze mną.-zrobił smutną minę.
-Nie chciałam być niemiła ale dokładnie to miałam na myśli.-uśmiechnęłam się.- Oddaj moje zakupy!
-Nic cię nie oddam! -zaczął biec na przód.
-Kris idioto! Nie będę za tobą gonić!
-To nie odzyskasz siatki skarbie!
Ta "zabawa w berka" była żałosna. Ludzie patrzyli się na nas z wszystkich stron, a my krzyczeliśmy coś do siebie z oddali nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
  Brakowało mi tchu, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak śmiałam, ale najlepsze było to że Kris wywalił się na krawężniku. Położyłam się na środku drogi i nie mogłam przestać się śmiać.
-Bardzo śmieszne skarbie!
-Nie wiesz jak bardzo! Hahaha! Nie mogę! Hahaha...
-Zamknij mordę! Hahaha...
Podeszłam i pomogłam mu wstać.
-Wracajmy.
-Widzę skarbie że jednak chcesz iść ze mną.-przykryzł wargę.
-Poprostu nie wiem jak z tąd trafić do domu.
-A nie pomyślałaś, że ja może już nie mam ochoty z tobą wracać.-podszedł do mnie i popatrzył z góry.
-Dobra. Wezmę taksówkę.-popchłam go i pokazałam mu język.
-Nie denerwuj się skarbie. Dwie ulice dalej jest nasze osiedle.
Przez całą drogę nie odzywałam się do niego.
-Skarbie jesteś na mnie zła?-zapytał przy mojej bramie.
-Nie. Poprostu zmęczyłeś mnie.
-Warto było. Do zobaczenia jutro!
-Nawet nie strasz.-roześmiałam się.
-Ładnie się śmiejesz skarbie. Pa.
Pani Eva martwiła się o mnie. Daniel jeszcze nie wrócił wiec nie miała się od kogo dowiedzieć o zaistniałej sytuacji. Gdy opowiedziałam jej o mojej dzisiejszej "przygodzie" ona zredagowała mi wizytę sąsiadki. Fajnie że mogę sobie tak z nią pogadać. Dziś wspólnie robiłyśmy kolacje. Postanowiłam wcześniej położyć się spać by jutro z samego rana pomóc w sprzątaniu ogrodu. Leżałam i myślałam. W okno uderzyła mi papierowa kulka. "Co to do cholery?" Otworzyłam okno i na myśl przyszło mi że to Kris. Nie myliłam się.
-A dobranoc?
-Żartujesz? -patrzyłam na niego w ciemności.
-Ja zawsze jestem poważny.
Przypuszczam że się głupkowato uśmiechał.
-Kris jestem zmęczona. Dobranoc.- zamkłam okno nie dając mu dokończyć "dobranoc skarbie".

Przez zieloną mgłę ...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz