14

560 39 6
                                    

Ani się waż Kate.- mruknęłam przez zaciśnięte zęby. Kate tylko kiwnęła głową i uciekła do pokoju. Natasha puściła mnie i wróciła do kuchni. Otrzepałam z siebie niewidzialny kurz z ramion i wróciłam do pokoju. Miałam dość. Nie dosyć, że nie cierpię tego miejsca i ponad połowy ludzi tutaj. To jeszcze muszą mi psuć najlepsze momenty. Kocham swoje życie...

***

Założyłam moje czarne conversy, zgarnęłam papierosy, telefon i słuchawki, po czym wyszłam z wieży. Na słuchawkach leciały Elektryczne Gitary. Mimo, że jako Rosjanka mało rozumiałam polski tekst, bardzo mi się podobały ich piosenki. 

Przechodziłam uliczkami, byle by odizolować się od ludzi. Zdecydowanie byłam aspołeczna. Robiło się coraz ciemniej, a ja nie chciałam wracać. Nie lubiłam tego miejsca. Czułam się tam jak mysz w klatce. Gdy księżyc świecił w pełni, postanowiłam wrócić. Na moim telefonie było kilka smsów od Wandy i kilka nieodebranych telefonów od mamy. Będzie źle...

Weszłam do wieży, myśląc że wszyscy śpią. Jak bardzo się w tedy myliłam. Już po wejściu do salonu zobaczyłam trzy siedzące postacie. Jedną z nich była oczywiście moja matka. Siedziała ona w towarzystwie Tony'ego i Wandy. 

-Zapraszam- powiedziała kobieta, a ja bez oporów usiadłam na fotelu.- O której się wraca?

-Daj spokój, byłam się przejść- odpowiedziałam. Doskonale wiedziałam, że ją tym wkurzę.

-Nie bronimy ci chodzenia na spacery, ale wracaj o przyzwoitej porze- powiedział najstarszy.

-Błagam was. Wychowałam się na zabójcę i agenta. Obronie się- odpowiedziałam. Wstałam z zamiarem wrócenia do pokoju.

-Nie możesz wracać i wychodzić kiedy chcesz- zaczęła Natasha.

-Bo co?- zapytałam. Skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się barkiem o framugę drzwi.

-Bo się martwimy- odpowiedział mężczyzna.

-Mhm- mruknęłam i poszłam do siebie. Ciśnienie mi się podniosło, a oddech przyspieszył. Już po chwili od zamknięcia drzwi, usłyszałam pukanie. Powiedziałam ,,otwarte", a do pokoju weszła Wanda. Była ubrana w czarną koszulkę z rękawami po łokcie i w spodnie w tym samym kolorze, rozszerzające się w kostkach. Stanęłam na środku pokoju, a rudowłosa zbliżała się do mnie powolnymi krokami.

-Nie możesz tak późno wracać.- powiedziała stając z dwie stopy przede mną. 

-Podaj powód-mruknęłam.

-Twoja mama się martwi- odpowiedziała i zrobiła kolejny krok w moją stronę.

-Pieprzenie, martwi się tylko o siebie.- odpowiedziałam. Mój wzrok zatrzymał się na oczach dziewczyny.

-A jak powiem, że ja się martwię?- szepnęła robiąc kolejny krok w moją stronę. Była tak blisko, że czułam jej oddech na moim uchu. Jej dłonie powędrowały na mój kark, a ja swoje umieściłam na jej tali. Nasze usta prawie się stykały. Jej zielone oczy sprawiały, że nie czułam już władzy. Traciłam panowanie nad sytuacją i wiedziałam o tym. Ona też o tym wiedziała, dlatego nie przestawała. Otarła swoimi wargami moje i przeniosła swój wzrok na moje usta. Miałam wrażenie, że powietrze uciekło. Było mi tak cholernie gorąco. 

-Pocałuj mnie wreszcie- powiedziałam i jak na zawołanie, dziewczyna wpiła się w moje usta. Pocałunek był delikatny, a jednocześnie zachłanny. Oderwałyśmy się od siebie by odetchnąć, a gdy tylko moje wargi się rozchyliły, Wanda wepchnęła we mnie swój język. Nawet nie walczyłam o dominację, bo wiedziałam, że przegram. Moje dłonie powędrowały trochę niżej, na biodra dziewczyny. Mocno przyciągnęłam ją do siebie. Chciałam ją poczuć.

Zielonooka wbijała swoje paznokcie w moją szyję. Oderwałyśmy się od siebie i obie głośno sapałyśmy. Po chwilowej przerwie, dziewczyna zaczęła lizać i całować moje szyję. Kilka razy zatrzymywała się w jednym miejscy na dłużej, a ja wiedziałam, że będą tam malinki.  Podobało mi się to. Mimo, że traciłam kontrolę, nie czułam się obciążona. Czułam się wolna. Dzięki Wandzie poczułam się wolna. Czułam się przy niej swobodnie. Ta dziewczyna robiła ze mną coś dziwnego. Jeszcze nie wiedziałam co, ale widziałam, że coraz bardziej mi się to podoba.

Córka Wdowy// Larysa Alianova Romanova x Wanda MaximoffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz